Po Rafale Dobruckim, Gregu Hancocku i Tomaszu Gollobie królewskie insygnia trafiły do rąk Emila Sajfutdinowa, który zwyciężył w sobotnim Turnieju Chrobrego. - Niby to były zawody towarzyskie, ale nikt nikomu nie zamierzał odpuszczać. Kibice, których na stadionie było mnóstwo oglądali rywalizację na najwyższym poziomie. Skoro dopisali zawodnicy, kibice to czego chcieć więcej? Cieszę się, że w tak doborowym towarzystwie udało mi się zwyciężyć - mówił Rosjanin.
Zobacz także: FOTORELACJA Z Turnieju Chrobrego
Po rundzie zasadniczej Sajfutdinow był drugi, dlatego pole startowe wybierał po Gollobie. Postawił na drugie, natomiac wciąż aktualny mistrz świata wybrał miejsce tuż przy bandzie. - Czułem, że mogę wygrać, bo w biegu poprzedzającym finał wspólnie z moim teamem znaleźliśmy optymalne ustawienia na ten tor. Sam moment startu w moim wykonaniu nie był najlepszy, ale na dojeździe byłem bardzo szybki. Na wyjściu z pierwszego łuku znajdowałem się na czele stawki i linię mety minąłem jako pierwszy. Ogromnie się cieszę!
Drugi na mecie był Tomasz Gollob, ale Rosjaninowi udało się z nim zwyciężyć aż dwa razy. - Kiedy rywalizuje się z najlepszym zawodnikiem na świecie, to zawsze chce się zwyciężyć. To świetny żużlowiec, dlatego ciężko jest z nim wygrać. Dziś udało mi się to dwa razy, więc mam powody do satysfakcji.
W przeciwieństwie do Golloba, który twierdził, że nowe tłumiki nie pozostały bez wpływu na liczbę mijanek na torze Sajfutdinow uważa, że kluczem do sukcesu było optymalne dopasowanie się do toru. - Z tłumikami było wszystko ok. Wygrałem więc nie mam prawa narzekać. Uważam, że jeśli ktoś dopasował się do toru, to był szybki i wygrywał. Dla mnie nie stanowią żadnej różnicy, a walki na torze jest tyle co dotychczas.
Nowy król gnieźnieńskiego żużla