Rekiny komentarzy odmówiły - KS ROW Rybnik po meczu ze Startem Gniezno

W niedzielnym meczu ekipa KS ROW Rybnik za cel minimum miała pokonać Start Gniezno. Założenie obejmowało wygraną taką różnicą punktów, która pozwoli zagarnąć jeszcze punkt bonusowy. Rzeczywistość okazała się jednak bardzo brutalna. Rybniczanie walkę z Orłami zdołali nawiązać jedynie w pierwszych pięciu biegach, a cały mecz zakończył się zwycięstwem Startu różnicą aż 20 punktów.

Rybnicki skład tradycyjnie był dziurawy niczym ser szwajcarski. Po raz kolejny na pochwałę zasłużył jedynie Antonio Lindbaeck, który zakończył pojedynek z 14 punktami na koncie. Problemy ze sprzętem dopadły Daniela Pytla, natomiast totalną kompromitacją zakończył się występ Rory’ego Schleina. To wszystko sprawiło, że Rekiny szybko musiały zapomnieć o wygranej w meczu, a tym bardziej punkcie bonusowym.

Po spotkaniu główni aktorzy widowiska nie mieli nic do powiedzenia w konfrontacji z mediami. Nie doszło do konferencji prasowej, a zawodnicy pochowali się we własnych boksach i nie mieli najmniejszego zamiaru odpowiadać na pytania żurnalistów. Sprawę ratować się starał prezes Michał Pawlaszczyk, który "na własną klatę" przyjął pytania całej grupy dziennikarzy, samemu będąc bardzo zdziwionym, że nie doszło do konferencji prasowej.

- Nie znam powodu, dla którego nie doszła do skutku konferencja - mówił po meczu, starając się jeszcze coś na szybko zorganizować. - O tym wszystkim można już mówić tylko z sarkastycznym uśmiechem. Przykro jest mi, może i przykro jest zawodnikom. Nie wiem, czy powinienem ja państwa przepraszać za to, w jaki sposób zawodnicy potraktowali dziennikarzy. Nie chcą się z państwem spotkać i odpowiadać na pytania nie wiedzieć dlaczego. Być może jest to kwestia wstydu, a może rozpaczy? Nie mam zielonego pojęcia...

Antonio Lindbaeck - jedyny, który nie może mieć sobie nic do zarzucenia w obozie KS ROW

Sam prezes był mocno załamany tym, co wydarzyło się podczas rywalizacji z gnieźnieńskim Startem. Plany były przecież zupełnie inne, a i okoliczności wydawały się być sprzyjające dla odniesienia sukcesu. - Chciałem podziękować panu prezydentowi Rybnika oraz władzom miasta. Ostatni tydzień był bardzo pracowity z ich strony i bardzo mocno pomogli nam finansowo. W niedzielę siedząc obok pana prezydenta nie wiedziałem co mam mu powiedzieć. Kwestie finansowe nie mogły mieć wpływu na taki występ, a śmiem twierdzić, że będąc w jego skórze żałowałbym chyba tego wszystkiego - ocenił Pawlaszczyk.

Sternikowi Rekinów zaczęło już brakować pomysłów na dobre wyniki i przyciągnięcie fanów na trybuny stadionu przy ulicy Gliwickiej 72 w Rybniku. - Chętnie przyjmę każdy pomysł, bo mi osobiście się już one skończyły. Zapraszam do klubu wszystkich, którzy chcą coś zrobić - komentuje Pawlaszczyk. - W niedzielę pojechaliśmy najlepszym składem, jakim dysponujemy. Nie mamy większych armat. Mam po raz kolejny powiedzieć, że drużyna przyjezdna była równiejsza? No tak - była, nie jeździmy z kelnerami. Jestem zły, wściekły. Nie mam pomysłu. Jest dobry, żeby wywieźć mnie na taczce...

Jedno jest pewne. Na oklaski w Rybniku liczyć może chyba jedynie Lindbaeck, o czym przekonał się już przed niedzielnym meczem, kiedy to fani zgotowali mu gorącą owację na przywitanie. Niestety sam Toninho nie jest w stanie wygrać meczu. Potrzebnych jest takowych przynajmniej dwóch, a najlepiej trzech. Czy zatem jest szansa, że w kolejnych meczach ktoś wspomoże walecznego lidera Rekinów?

Komentarze (0)