Paweł Zmarzlik: Dziękuję kibicom za to, że o mnie pamiętają

Podczas drugiego spotkania Caelum Stali Gorzów w tym sezonie, Paweł Zmarzlik groźnie upadł na tor co skończyło się wykluczeniem go z jazdy na wiele długich tygodni.

Paweł Zmarzlik podczas spotkania na stadionie im. Edwarda Jancarza, w którym to Caelum Stal podejmowała Włókniarz Częstochowa, groźnie upadł na tor w pierwszym łuku. Z początku lekarz zawodów dopuścił go do dalszej jazdy, jednak niedługo potem zmienił swoją decyzję. Jak się okazuje, Paweł do dziś nie odzyskał pełnej sprawności lewej ręki, a podczas spotkania z Betardem Spartą Wrocław, chodził w parkingu ze specjalnym usztywnieniem. - W poprzednim tygodniu przeszedłem zabieg i w sobotę przed meczem udało mi się wyjść ze szpitala. Teraz wciąż czekam na rehabilitację, jednak czas leczenia niestety będzie bardzo długi. Rozmawiałem na ten temat z Nielsem Iversenem, który odniósł podobną kontuzję trzy lata temu i nie dowiedziałem się przyjemnych informacji. Powiedział, że dojście do pełnej sprawności zajęło mu pięć miesięcy. Osobiście chciałbym żeby w moim przypadku było to trochę szybciej. To jest jednak zdrowie, którego nie da się oszukać. Jedyne co mi pozostaje to uzbroić się w cierpliwość - powiedział starszy z braci.

Młody żużlowiec wytłumaczył dlaczego czas rekonwalescencji będzie trwał tak długo. - Lekarze mówią to samo, czego dowiaduję się od zawodników, czyli od Nielsa albo Mateja Zagara. Ta dwójka akurat zna tego typu przypadki z kontuzji jakie w swoim życiu odnosili. Tego niestety nie da się przyspieszyć, bo to nie jest jedynie kość, która się zrasta. Odbudować się muszą wiązadła, mięśnie oraz nerwy i to wszystko potrzebuje czasu żeby wrócić do pełnej sprawności - stwierdził.

Fani gorzowskiego klubu cały czas pamiętają o juniorze, którego jeszcze w poprzednim roku regularnie oklaskiwali na "Jancarzu". Kibice nie zapominają o Zmarzliku nawet teraz, dopytując o niego za pomocą for internetowych, czy mediów. - Dziękuję kibicom za to, że o mnie pamiętają i dopytują jak się czuję. Jestem na każdych zawodach z bratem i staram się mu pomagać. Młody chce żebym z nim wszędzie jeździł więc to robię. Można powiedzieć, że póki nie jestem zdolny do ścigania się, pełnię rolę jego menedżera. Na pewno brakuje mi jazdy, bo mam strasznego pecha. Dopiero co wyleczyłem jedną kontuzję, a tu przytrafiła się kolejna. Takie jest już życie, czasami niesprawiedliwe. Muszę się jednak uzbroić w cierpliwość, bo jeśli wyjadę z niewyleczoną kontuzją, to spowoduje to kolejny uraz - dodał na zakończenie Paweł Zmarzlik.

Komentarze (0)