Bartłomiej Czekański - Bez hamulców: Zielonogórski chłop gorzowskiemu nie przepuści, a juści (i wzajemnie)

Pytanie do nieuświadomionych: jakie jest najważniejsze żużlowe trofeum żużlowe w Lubuskiem? Mistrzostwo świata któregoś z miejscowych zawodników? Wygranie Ekstraligi? Bzdura. Liczy się tylko upokorzenie lokalnego rywala w derbach.

O tym wiedzą nawet dzieci. Np. te zielonogórskie wiedzą o tym np. z bajeczki pt. "Motorynka i Magiczne Myszy". Autorem owego rymowanego tekstu jest Doman Nowakowski, a rysunków Joanna… Zielonka. To o małej motorynce ze złomowiska, która choćby na moment zapragnęła zostać żużlówką. Najpierw jej marzenia wyszydziła, a jakże, zła maszyna gorzowskiego Pedersena, ale potem owej motorynce pomogły, a jakże, dobre magiczne zielonogórskie motomyszy i zamieniły ją w GM-kę, ta zaś pod juniorem Falubazu Patrykiem wygrała lubuskie derby na Wrocławskiej.

I morał z tej bajeczki jest taki:

A wiatr szumiał w lesie, w polu,

Że w Lubuskiem wciąż bez zmiany,

Bo Falubaz nadal pany!

W przekładzie dla dorosłych (na kanwie Kazia Grześkowiaka) brzmiałoby to pewnie tak:

Zielonogórski chłop gorzowskiemu nie przepuści!

Jak się żywe gorzowskie napatoczy,

Nie pożyje se, a juści!

Ale w tym stałym sąsiedzkim sporze obie strony są siebie warte:

Prezesi Robert Dowhan i Władysław Komarnicki, tak gdzieś w połowie drogi między Zielonką, a Gorzówkiem mieli zderzenie czołowe. Kiedy opadł pył - masakra. Samochodów właściwie nie ma. Sam złom. Z jednego wysiada Dowhan, lekko potłuczony. Z drugiego "Komar" - kilka siniaków…

Patrzą na siebie i na auta z niedowierzaniem.

Władziu do Roberta: - To niemożliwe, że żyjemy...

"Różowy Koszul": - No właśnie, to musi być znak od Boga…

"Komar": - Tak, to znak od Bozi, żebyśmy się wreszcie pogodzili.

Roberto: - Tak, to już koniec waśni między naszymi klubami.

Władek (wyciąga piersiówkę): - Napijmy się, żeby to uczcić.

Dowhan wziął butelkę, pociągnął parę łyków i oddał Komarnickiemu. Ten jednak ją zakręcił i schował.

Prezes Falubazu: - A ty ????

Szef Staleczki G.: - A ja teraz poczekam, aż przyjedzie policja!

Albo inaczej:

Zielonogórski prezes Robert Dowhan zorientował się, że nie ma u siebie na stadionie sprzętu do przygotowania toru. Po sąsiedzku postanowił więc pożyczyć bronę i inne stosowne narzędzia od prezesa Władysława Komarnickiego z Gorzowa. Po drodze zaczął kombinować, jak to będzie, gdy już dojedzie do Władka.

- Ja powiem "cześć" a on się zapyta, co mnie sprowadza. Więc wyjaśnię mu, że chcę pożyczyć bronę i inne tam takie do toru. On się pewnie zapyta, po co mi nagle ta brona. To ja mu odpalę, że nie jego interes. No to on powie, że jak brona jest jego, to on chce wiedzieć, po co ją pożyczam. Więc ja jemu wtedy powiem...

I w ten sposób Dowhan pokłócił się sam ze sobą. I gdy już dotarł do celu, to aż się gotował ze złości. Załomotał pięścią w drzwi biura "Komara" na gorzowskim stadionie. Prezes Stali sam mu otworzył i się zdziwił:

- O, cześć stary! Co cię sprowadza?

- A w dupie mam tę twoją bronę!!! - wrzasnął Dowhan i zawrócił do Zielonej Góry.

I tak to jest w tym żużlowym Lubuskiem: kłótnie i swary, lokalna nienawiść szerzy się od góry, czyli od prezesów obu klubów i od dołu, czyli od ich kibiców. To już przestało bawić, to zniesmacza i dołuje cały speedway. Wiocha i tyle.

Ta ostatnia przypowieść o braku urządzeń w Zielonce do przygotowania toru po opadach, jest oparta na "faktach autentycznych". Oto bowiem sędzia niedoszłego (do ilu razy razy sztuka?) meczu Falubaz - Stal Marma Rzeszów Wojtek Grodzki wyznał do kamery telewizyjnemu reporterowi Filipowi Czyszanowskiemu, iż gospodarze oznajmili, że nie posiadają na stanie sprzętu, którym mogliby osuszyć tor! Szok! To ja się pytam: czy w regulaminie Ekstraligi nic nie ma o tym, jakimi przyrządami do poprawy nawierzchni ma dysponować każdy klub? A nie ma tam też, że w rezerwie winna być górka suchej nawierzchni, którą można by dosypać?

Słuchajta Barry Łajta: nie z nami te numery Brunery (czyli Dowhany i Cieślaki)! W 2009 roku w finale Ekstraligi z powodu deszczu i wcześniej bronowanego toru (bo wiadomo było, że ówczesny trener Falubazu Żyto najlepiej rósł w siłę na zaoranym polu) Zielonka miała ogromne problemy ze swoją nawierzchnią. Finałowy mecz z Unibaksem był przekładany bodaj z pięć razy i była to kompromitacja całego naszego ligowego żużla. Falubazy poszły w koszty, bo za 300 czy 400 tysięcy biletów Narodowego Banku Polskiego ostatecznie musiały u siebie położyć tor niemal od nowa. Z kolei przed bieżącym sezonem ich obiekt był przebudowywany, łącznie z torem. I co, robili to "gołemy ręcyma"? Przecież to drużynowy mistrz Polski z 2009 roku i aktualny wicemistrz. To klub, który organizował GP Challenge, IMP, MPPK i aspiruje do turnieju GP! Nie wierzę więc, że nie mają odpowiedniego wyposażenia, doświadczenia i umiejętności, by uporać się z nawierzchnią zmoczoną ledwie półgodzinnym deszczem (acz ponoć intensywnym - nie byłem na stadionie, tylko przed telewizorem). Nie wierzę i już, zwłaszcza, że oni nawet nie poczekali i nie podjęli żadnych prób uporania się z tym problemem, mimo że właśnie zaświeciło słoneczko! Jak to powiedział ekspert TVP Sport Robert Wardzała: - Tam mogło być jakieś drugie dno!

I rzeczywiście to było jakieś dno, a podejrzewam, że chodziło głównie o to, by w przełożonych rewanżowych derbach ze Stalą móc nadal w pełni hasać z zetzetką za kontuzjowanego Dobruckiego i zmazać swą niedawną hańbę z Gorzowa. Bo to jest tam ważniejsze od wszystkiego, nawet od wyrzuconej kolejnej kasy w błoto. No cóż, sponsorzy, a zwłaszcza kibice, zapłacą. A przecież i tak w czwartek 30 bm. u siebie wygra przecież Falubaz, lecz bonus pojedzie do Gorzowa. I po co się więc tak napinać i psuć speedway?

Młody Grodzki (gdybym nie słyszał, że Wojtek jest raczej nietrunkowy, to bym pomyślał, że gospodarze poczęstowali go swoją regionalną winiawką, a wiadomo, że kto "nadużyje zielonogórskiego sikacza, temu serduszko pika w rytmie czacza"), który - jak sądzę - trochę przedwcześnie odwołał mecz, wyjąkał i wydukał do telewizyjnego mikrofonu, że wszyscy zawodnicy nie chcieli jechać po tych opadach. Tymczasem za chwilę nawet żużlowiec gości Lee Richardson - zwany przez toruńskich kiboli z angielska "Pussy", czyli, hm, hm, kotkiem - oznajmił, iż w Szwecji czy w Anglii z taką mokrą nawierzchnią obsługa toru potrafi uporać się w pół godziny, nie zaś w pięć czy sześć godzin, jak sugerował Grodzki. A owemu arbitrowi, zdaje się, wcześniej wcisnęli ten kit Falubaziaki. I Lee - jak twierdził - jak najbardziej chciał ten mecz odjechać, żeby kolejny raz nie drałować taki szmat drogi do Zielonej Góry. Więc ktoś tu się plącze w zeznaniach.

W poprzednich sezonach - jak pamiętamy - np. w Tarnowie co rusz padało, telewizornia pokazywała stamtąd głównie wyścigi traktorów i osuszanie toru, ale jednak te mecze udało się przeprowadzić przynajmniej w takim wymiarze, żeby moc zapisać ich wyniki w tabeli. Teraz w Zielonce od razu oddano pogodzie walkower. Bez walki z torem!

Ciekawe, TVP Sport ma umowę z Ekstraligą, a komisarz ligi odmawia komentarza przed kamerami! To kompromitacja! Powinien być jakiś protest do prezesa Kowalskiego! Ktoś powie, że to właśnie telewizja wymusiła środowy, wieczorny termin meczu Falubazu z Marmą, ale ja myślę, że TVP Sport dba o to, by ekstraligowy żużel był zwarty i gotowy, a nade wszystko uczciwy, bo tylko taki produkt da się sprzedać widzom.

Falubaz ma wspaniałych żużlowców (acz na sympatycznego Hancocka patrzę nieufnie, odkąd przydarzyły mu się taśma i defekt, akurat wtedy, kiedy trzeba było zbić swoją średnią, aby klub mógł potem w pełni szermować zetzetką za "Dobrusia"), ma merytorycznie najlepszego coacha (Cieślaka) i najgorętszych, najliczniejszych oraz najbardziej pomysłowych kibiców (acz wielu z nich czasem nie potrafi się zachować), ma najpiękniej położony stadion żużlowy i rzeczywiście ma swoją Magię. Życzę mu jak najlepiej i dlatego boli mnie, że przez takie jego zagrywki odwraca się od niego speedwayowa Polska. Mówiłem już, że Falubaz plus Cieślak (acz z Żyty też był niezły cwaniak) równa się "Żużlowy poker" i wszystkie numery świata, w tym robienie wała z żużlowego prawa. Czyli wykorzystywanie w nim luk.

Falubazy, proszę Was, nie idźcie tą drogą (i co to za smarowanie lepikiem klatki gości???!!!). A wiem, co mówię, bo przecież jestem z Wrocławia, który do niedawna, przez wiele lat, za różne takie numery właśnie (też mam swoje za uszami, lecz mnie jest przynajmniej wstyd) był w żużlowej Polandii niemal "drużyną wyklętą". A to nic przyjemnego. Nie żyjemy bowiem na bezludnej wyspie.

Zetzet najskuteczniejszy

Tak sobie patrzę jak Falubaz wszelkimi metodami desperacko walczy o jak najpełniejsze "zastępstwo zawodnika" za Dobruckiego, czy na to jak na maksa i skutecznie korzysta z zetzeta Unia Leszno (ale zmasakrowała Spartę na jej terenie!) to już wiem, że to wcale nie fantastyczny Jarek Hampel jest indywidualnie najskuteczniejszym jeźdźcem Ekstraligi. Najlepszy jest bowiem ów tajemniczy zawodnik Zetzet. Która drużyna ma prawo do owego Zetzeta, od razu jest sporo mocniejsza niż była w pełnym składzie. Chyba trzeba będzie się dokładniej przyjrzeć temu przepisowi, na ile on jest sprawiedliwy w praktyce.

Królowa Unia zakontraktowała Anglika Kennetta i od razu podstawiła mu ostatni szybki motor, jaki jej został po wielkim Adamsie. Osobiście wyjawił mi to po meczu we Wrocku sympatyczny leszczyński prezes Jozin Dworakowski, który po sezonie… chce się wycofać z klubu! Jakoś nie widzę Unijki bez niego!

Sparta zaś ściągnęła rosyjski wynalazek Łobzenkę, zwanego "Łobuzienką", głównie po to, żeby jakoś sklecić dolny KSM. A temu Ruskiemu z kolei klubową maszynę przyszykował utalentowany majster WTS-u Alek Krzywdziński. Zapewniam Was, że z polskimi żużlowcami tak się nie certolą w zagranicznych ligach! Za to w naszej pierwszej i drugiej lidze jeden z obowiązkowych juniorów nadal może być zagraniczniakiem. I w ten sposób szkolimy... konkurencję. Więc nie jedziemy już w finale DMŚJ. Ale niezbadane są meandry myślowe szefa GKSŻ Piotra Szymańskiego. Zbliżają się motorowe wybory. Wybory? Słynny, książkowy "Paragraf 22", he, he, mówi:

"Prezes PZM Andrzej Witkowski mianuje przewodniczącym GKSŻ Piotra Szymańskiego".

Teraz, jak ludziska plotkują, delegaci z okręgów o średniej wieku 75 lat, specjaliści od caravaningu i kartingu, usłużnie zamierzają poprawić ów paragraf 22 na:

"Dożywotni prezes PZM Andrzej Witkowski mianuje dożywotnim przewodniczącym GKSŻ Piotra Szymańskiego".

W ten sposób po walce ze starymi głośnymi tłumikami, doczekamy się zapewne ekologicznego wyeliminowania zapachu żużlowych spalin oraz co drugiego wyścigu w prawą stronę, żeby hałas rozchodził się po okolicy równomiernie.

I tyle darcia łacha, ale co do Witkowskiego i Szymańskiego oraz ich nowych tłumików, to ja wciąż nie mogę się przyzwyczaić do przytłumionych kosiarek i na stadionie czuję się, jakbym siedział za szybą. To nie to! Ze zdolnym koleżką red. Wojtkiem Koerberem (laureat "Złotego Pióra" w konkursie PKOL i Klubu Dziennikarzy Sportowych!) na ostatnim meczu Sparta - Unia L. skonstatowaliśmy, że z miejsc prasowych na trybunie głównej prawie już nie słychać motorów jadących w szczycie drugiego łuku! I to mają być atrakcje?

Chodzi tu jeszcze o wydatki zawodników. Przeczytajcie fragment z "Przeglądu Sportowego" o Tomaszu Gollobie, a on biedny przecież nie jest:

Sobotni turniej GP w Cardiff ma przerwać złą serię występów Polaka na walijskim owalu. Lider Caleum Stali Gorzów na przygotowania do tych zawodów - podobnie jak przed GP Danii - wydał niebotyczną sumę siedemdziesięciu tysięcy złotych.

- Serce boli, ale bez tego nie miałbym szans na dobry wynik - tłumaczy 40-letni zawodnik.

Powodem sporych wydatków aktualnego mistrza świata są nowe tłumiki, za które trzeba słono płacić. Po wprowadzeniu nowych urządzeń, ich producenci dostrzegli w tym złoty interes. Stąd ból głowy wielu zawodników. W tym Tomasza Golloba.

- Cena za ich wprowadzenie jest straszna. Z rewolucją technologiczną jest bowiem tak, że pociąga ona za sobą nie tylko zmiany w stylu jazdy, ale przede wszystkim koszty. Ja już nawet boję się liczyć, ile mnie to wszystko kosztuje, bo pewnie wiele siwych włosów by mi przybyło. Zresztą pal licho te siwe włosy, bo ich już i tak mam sporo. Najgorszy jest ten drenaż portfela,gdyż przecież nie mogę siedzieć z założonymi rękami i liczyć na uśmiech losu - wyjaśnia Gollob.

I te nowe tłumiki wcale nie uderzą po kieszeni jedynie poszczególnych zawodników. Skoro teraz muszą wozić silniki do drogiego tunera dwa razy częściej niż dotąd, to przed następnym sezonem żużlowcy zażądają za to odpowiedniej rekompensaty od swoich klubów. I co wtedy zrobią nasi prezie klubowi? Pójdą po odszkodowanie do dożywotnich Witkowskiego i Szymańskiego? A może od razu do rozkosznej FIM?

Para goni parę, czy ten wyścig jest za karę?

Tak se ino kiedyś ryczała do mikrofonu "Banda i Wanda". Finał MPPK bez Hampela i Kołodzieja z Unii L. czy bez Golloba, podpartego np. Mroczką, bądź młodym Zmarzlikiem, ze Stali G. nie może być pełny. Już od dawna obserwujemy powolny upadek krajowych rozgrywek pozaligowych. IMP, "Złoty Kask", czy MPPK schodzą na psy i GKSŻ oraz PZM nie potrafią nic z tym zrobić! Nie mają żadnego pomysłu na życie. Taki turniej Chrobrego w Gnieźnie swym rozmachem, a pewnie i punktówką czy nagrodami, przyćmił wszystkie nasze mistrzowskie (powtarzam: pozaligowe) rozgrywki! A GKSŻ i PZM nie stać?

Sparta Wrocław, tak dysponowana, zdobyłaby medal nawet w najsilniejszej obsadzie, lecz nie sądzę, by dała radę Hampelowi i "Koldiemu". Ale na pewno po krążek nie sięgnąłby słaby Poznań i w ogóle w finale nie byłoby "orłów-nielotów" z Łodzi. Ktoś powie, że Świderski, a zwłaszcza Jędrzejak, fruwali po zielonogórskim torze, ale już "Magic" Janowski zdobył tylko jeden punkt. Tak, lecz raz miał defekt na starcie, a w innym wyścigu przywiózł na czwartym miejscu samego Protasiewicza, który w tym sezonie znów jest wielki! W Zielonce to duża sztuka. Przy tej obsadzie finału MPPK srebro gospodarzy jest w zasadzie ich klęską. I żal było patrzeć, co pierwsza liga robi z tak znakomitego rajdera jak Greg Walasek!

A mnie Musielak obchodzi!

Na fejsbooku szaleją zagraniczni i nasi zawodnicy, byli jeźdźcy, działacze oraz kibice z całego żużlowego świata. Założyli nawet sympatyczną "Leigh Adams Love and Support Group" firmowaną jakby przez słynnego speedwayowego fotografa Mike’a Patricka (my w Polsce mamy swojego Pabijana). To taka nasza grupa wsparcia, na razie przynajmniej werbalnego, dla ciężko rozbitego, znakomitego byłego australijskiego żużlowca. I ja też jestem w tym towarzystwie, i gorąco życzę Leighowi powrotu do zdrowia.

Z drugiej strony, zastanawia mnie jednak, dlaczego na "fejsie" i gdzie indziej nie było takiego sympatycznego ogólnopolskiego, czy wręcz ogólnoświatowego pospolitego ruszenia, kiedy kolejnej kontuzji kręgosłupa doznał nasz Rafi Dobrucki, a to przecież także świetny żużlowiec i człowiek. I przeżywa traumę, bo nie wiadomo czy nie będzie musiał teraz zrezygnować ze ścigania się na "szlace", a to przecież jego życie, pasja i zawód!

A już jakimś tam juniorkiem z Leszna Sławkiem Musielakiem to mało kto sobie w ogóle zawraca głowę. Np. Unia Leszno jakoś nie wyszła do prezentacji z koszulkami z nazwiskiem Musielaka, żeby go wesprzeć i pocieszyć. O zagranicznych kibicach czy zawodnikach, nawet tu nie wspomnę.

Sławku, a mnie - wrocławianina - Twój powrót do zdrowia obchodzi jak najbardziej. Nie jesteś mniej ważny niż sympatyczny Adams. Trzymaj się! Tak samo trzymajcie się Rafi Dobrucki czy Kamil Cieślar! I inni!

Bartłomiej Czekański

PS Śmiałem się m.in. na tych łamach, iż Tomek Gollob obiecał mi złożenie motoru żużlowego ze starych części, żebym się poślizgał. I że to, he, he, była najdłuższa budowa motoru w historii nowoczesnej Europy. Ale nie, Tomuś okazał się słowny i zawiadomił mnie, że stosowna maszyna już na mnie czeka u niego w Bydzi! Teraz muszę ją jakoś sobie sprowadzić do Wrocka. Dzięki Tomek! Szafa od samego mistrza świata, kevlar czy inny strój od najmodniejszej na rynku firmy KW z Czewy Błażeja Kępki, części zamienne od Rafała Haja, medialna obsługa "SportowychFatków.pl" (będą śledzić moje postępy na torze, jak to robi TVP Sport z Blanikiem), mam nadzieję także na współpracę z dobroczynną dla żużla firmą Nice - słowem, pełna profesja, tip, top. Niczym GP rajder! Tylko ten Tomek Gollob coś strasznie martwi się, że mi się coś stanie na torze. Dobry kolega, ale znam wielu takich, którzy podpiłowaliby mi koło, żebym tylko zniknął z mediów i poszedł w diabły. Wy też?

Inna sprawa, że ja również boję się o "Gallopika" gdy on wybiera się na te swoje motocrossy, a robi to nagminnie. W Cardiff będę mu kibicował. To znaczy, w domu przed telewizorem będę mu kibicował! Ale "Małego" i "Koldiego" też nie zostawię samych sobie! Do czego i Was Drodzy Kibice namawiam.

Bartolo Czekan (jak wielu z Was mnie sympatycznie nazywa)

Komentarze (0)