Stefan Smołka: Florian ze stali

Gdyby przyszło wskazać jedną osobę - lokomotywę wynoszącą rzeszowską Stal na pierwsze apogeum klubowe z początku lat sześćdziesiątych ubiegłego stulecia, to byłby nią bez wątpienia przybyły z Rawicza Florian Kapała.

Był rok 1958, gdy Rzeszów witał znanego żużlowca w swoim klubie beniaminka ekstraklasy. Popularny Florek do młodzieniaszków już nie należał, dobijał trzydziestki. Miał rodzinę, dwoje dzieci - córkę i syna. Piękna żona Danuta tak przeżywała starty męża, że dla niego była w stanie po zawodach obsztorcować sędziego za krzywdzącą, jej zdaniem, decyzję wobec ukochanego. Dwa razy był już nobilitowany najwyższym stopniem podium IMP - 1953 i 1956 rok. Maleńki Rawicz kipiał wówczas mieszaniną dumy i wdzięczności. Są na to widoczne i namacalne dowody. Rawiczanie zadbali, by stadion w ich mieście nosił Jego - kapałowe imię. Wielu było przed nim i wielu po nim, ale on był pierwszy, co pozwolił głowom rawiczan nosić się tak wysoko. Florek potem odszedł, nie bez bólu wewnętrznego rozdarcia opuścił rodzinne strony, by jeszcze większe sukcesy odnosić gdzie indziej, a mimo to... "mądrej głowie dość po słowie" - wystarczyło, by stadion nazwać imieniem Kapały. Polska szanuje Rawicz, bo Rawicz szanuje tradycje, a te są - choć różnorodne to nasze wspólne - urzekające bogactwem postaw, barw i klimatów. Tylko nowoczesność inspirowana i podbudowana tradycją ma sens i jest naprawdę trwała. Nie wszędzie się o tym pamięta, niestety, a skutki bywają opłakane.

As żużlowych torów - bohater dwóch klubów, Rawicza i Rzeszowa, obywatel Tarnowa - Florian Kapała

Sławny rawiczanin na Podkarpaciu wydatnie powiększył kolekcję zdobytych wawrzynów. Przede wszystkim był niekwestionowanym liderem nowego hegemona polskich lig żużlowych, zespołu rzeszowskiej Stali. Nałożył na swoją głowę pierwszy w historii Złoty Kask w 1961 roku, a w tym samym sezonie (i jeszcze rok później) ponownie okazał się indywidualnie najlepszym Polakiem w wyścigach na żużlu, śrubując rekord do czterech tytułów (wyrównany w następnej dekadzie przez Andrzeja Wyglendę, a skutecznie pobity dopiero przez "Super Zenona" Plecha w latach osiemdziesiątych). Z zespołem reprezentacyjnym, jako jej naturalny lider, Florian Kapała zdobył we Wrocławiu Srebrną Wazę z tytułem Drużynowego Mistrza Świata - pierwszym w historii dla Polski. W tym samym roku 1961 indywidualnie w finale światowym był w siódemce najlepszych. Był więc tym, który regularnie przecierał szlaki na żużlowe szczyty, jako pierwszy z Polaków czyniąc to w sposób powtarzalny.

Jak się dowiadujemy, nie było wcale łatwo z tym "transferem stulecia", bo sternicy rawickiej kuźni żużlowych talentów swojego markowego produktu pt. Kapała oddawać lekką ręką wcale nie zamierzali. Kara klubowa - dwuletnia dyskwalifikacja - "dzięki Bogu i partii" została cofnięta przez centralę w Warszawie. Tam bowiem w dobie poststalinowskiej odbudowy dominował rozsądek, a narodowe dobro wspólne tym ludziom przyświecało jakby jaśniej niż dziś.

Florian i Stal, pojęcia tak dalece tożsame, że na dobrą sprawę również z tego wypłynąć mógł sławetny skrót FIS, dający miano pierwszemu polskiemu motocyklowi stricte żużlowemu. Tymczasem - nie. Ten skrót wziął się z dwóch nazwisk motocyklistów - konstruktorów modelu oraz pierwszej litery klubu znad Wisłoka: Fedko-Iżewski-Stal. Inna sprawa, że dla pierwszych mistrzowskich prób nowej konstrukcji osoba Floriana Kapały zrobiła bardzo dużo, niejako siłą rzeczy. Był bowiem dla rzeszowskiej WSK jeźdźcem nie tylko markowym, ale także - dziś by powiedziano - fabrycznym. Tak czy owak bezcennym. Był w stolicy Podkarpacia idolem o sławie bezgranicznej. Pisano o nim wypracowania szkolne, powstawały o nim rymowanki i wiersze.

Te i inne ciekawostki, których szczegółowych treści lepiej w tym miejscu do końca nie zdradzać, odnajdziemy w pachnącej świeżością książce, opisującej karierę Florka nad Florkami. Autora znamy, to znakomity kolega Robert Noga, niestrudzony w swych cyklicznych "Galicyjskich donosach", no i przede wszystkim od lat obecny w kanałach sportowych TV. W ten sposób Kapała stał się kolejnym "Asem żużlowych torów", personalnie wyróżnionym w książkowej formie. Trudno było wyobrazić sobie cykl "Asów" bez takiego formatu tuza, bez niezapomnianej epokowej postaci Floriana Kapały, którego koniec kariery związany jest z wątkiem kryminalnym, ukazującym raz jeszcze epokę PRL-u w całkiem groteskowym świetle. Zamiast szczegółów tej sprawy lepiej może przytoczmy piękny cytat z książki Roberta Nogi: "[...] Florian Kapała był taką arką przymierza pomiędzy starymi a nowymi czasy. Łącznikiem pomiędzy pionierskimi powojennymi latami polskiego żużla, kiedy tworzyły się zręby ligi jeszcze na przystosowanych maszynach, a wspaniałymi latami sześćdziesiątymi, kiedy to polski żużel liczył się już bardzo mocno na międzynarodowej arenie".

Karierę trenerską zapoczątkował zrehabilitowany Kapała w Toruniu (1976 rok), w debiutanckim dla tego klubu pierwszoligowym sezonie. Zdołał wtedy utrzymać zespół w najwyższej klasie rozgrywek, co dało początek niekończącej się opowieści, bo klub z Torunia nigdy, aż po dzisiejszy dzień, nie zaznał goryczy degradacji. Czy Toruń nie zapomina? Dorodny owoc jako szkoleniowiec Florian Kapała pozostawił potem jeszcze w Tarnowie, gdzie zamieszkał i w Rzeszowie, gdzie po śmierci jesienią 2007 roku został pochowany, u boku śp. małżonki.

Jest jeszcze co najmniej kilku wybitnych żużlowców, których brak w tej prestiżowej kolekcji asów zwyczajnie doskwiera. Nazwiska zostawmy za zwiewną firanką milczenia, żeby nie urazić innych, nie mniej zasłużonych. Uwaga ta nie dotyczy Asa Antoniego Woryny, który w omawianym temacie - w tych godzinach na drukarskich maszynach - przechodzi końcową fazę "produkcji".

- Do piór, koleżanki i koledzy! Wydawca żużlowych książek, a zarazem najbardziej płodny ich autor, to nie... "Lenin wiecznie żywy", a każda cierpliwość ma swoje granice, nawet ta dobr(od)uszkowa.

Stefan Smołka

PS. Dla jasności wystarczy rzut okiem na www.ksiazkizuzlowe.pl

Komentarze (0)