Nieco ponad dwa miesiące trwała przerwa w startach Maksima Bogdanowa, który w maju doznał kontuzji ramienia. Początkowo planowano, że na tor wróci podczas spotkania Lokomotivu z GTŻ-em Grudziądz (26.06). - Wszystko wskazywało na to, że Maksim weźmie udział w tym meczu, ale po porannym treningu on sam zdecydował, że nie pojedzie - tłumaczył wówczas na naszych łamach Nikołaj Kokin, trener łotewskiego zespołu. - Nawet nie namawialiśmy go, by pojechał, bo jeżeli żużlowiec czuje się niezdolny do jazdy, to nie można robić nic na siłę.
Ostatecznie lider Lokomotivu powrócił do ścigania w meczu w Gnieźnie. - Ściganie to za duże słowo, bo dziś w zasadzie tylko byłem w składzie - mówił po zawodach rozczarowany Bogdanow. Szkoleniowiec posyłał go do walki dwukrotnie, ale on nie zdołał zdobyć nawet jednego punktu. Co więcej, za każdym razem nie dojeżdżał do mety, mając duże problemy z płynnym pokonywaniem łuków. - To wina kontuzji, a nie sprzętu - wyjaśniał.
Łotysz przyzwyczaił gnieźnieńską widownię do efektownej i, co najważniejsze, efektywnej jazdy, ale w czasie, kiedy gospodarze przygotowywali równą i twardą nawierzchnię. To zmieniło się po dwóch tegorocznych porażkach z Polonią Bydgoszcz i GTŻ Grudziądz i obecnie można skutecznie walczyć na całej szerokości toru. Dodatkowo w niedzielę w Gnieźnie od rana padał deszcz, więc szczególnie w początkowej fazie zawodów reprezentanci obu ekip musieli wznosić się na wyżyny swoich umiejętności, czemu najwyraźniej nie podołał Bogdanow.
Kokin - zadowolony z punktu bonusowego za lepszy bilans w dwumeczu - nie miał jednak z tego powodu pretensji do swojego podopiecznego. - Z różnych powodów nie mogliśmy w Gnieźnie skorzystać ze wszystkich naszych zawodników, w tym Romana Povazhnego i Joonasa Kylmaekorpiego. Do tego Maksim Bogdanow nadal odczuwa skutki kontuzji, ale przede wszystkim ma braki kondycyjne. Dlatego o wyniku zadecydowało pięciu zawodników, z których jestem bardzo zadowolony. Chłopacy pokazali charakter i zdobyli bonus.
Maksim Bogdanow na torze w Gnieźnie