Przemysław Sierakowski - z przekąsem: Biały Lindbaeck i czarny Grudziądz

Właściwiej byłoby zaś : wybielony Lindbaeck i oczerniany Grudziądz. Temat numer jeden ostatnich dni, to niewątpliwie echa rzekomych nieszczęść, które to przytrafiły się przed, w trakcie i po meczu RKM – GTŻ w Grudziądzu, wrażliwemu, sympatycznemu, uczciwemu i kryształowemu wręcz zawodnikowi gości.

Bandyci, łobuzy i rasiści z podłego i zaściankowego Grudziądza, kompletnie bez powodu i bez winy ze strony pokrzywdzonego, dopuścili się karygodnych i prostackich zachowań, jedynie dlatego, że tenże ma inny kolor skóry od swych oprawców. Zaiste zachowanie karczemne, warcholskie i godne najsurowszego potępienia, gdyby zdecydowana większość medialnych doniesień była prawdziwa, a nie oparta na fantazjach jednej ze stron i gdyby owe relacje przynajmniej starały się zachować pozory obiektywizmu, a ich autorzy pamiętali o podstawowej zasadzie, obowiązującej we wszystkich cywilizowanych krajach, mianowicie o zasadzie domniemania niewinności, polegającej najkrócej na tym, iż nawet w pozornie oczywistych i jednoznacznych sporach, oskarżony pozostaje niewinny, dopóty, dopóki mu się winy nie udowodni. Czy taką zasadę zachowano i zachowuje się w odniesieniu do tej sprawy? Otóż nie! Jeżeli potwierdzi się, że grudziądzanie dopuścili się zaniedbań organizacyjnych, skutkiem których zawodnik RKM nie tylko został okradziony z części żużlowego ekwipunku (kevlar), ale też doszło do zagrożenia Jego fizycznego bezpieczeństwa, czy jak kto woli, nietykalności cielesnej, a do tego jeszcze miały miejsce rasistowskie zachowania grupki chuliganów – obydwiema rękami podpiszę się pod jak najsurowszą karą wobec winowajców, jednak jako człek nieco doświadczony, znający niektóre kolory speedway`a od kuchni – nie przyłączę się ochoczo do jednobrzmiącego stada prokuratorów i nie wykorzystam okazji by odkuć się na Prezesie GTŻ, którego niekoniecznie muszę kochać. Tym razem spróbuję jedynie otworzyć kilka oczu i trzeźwić kilka gorących głów.

Rozumiem, że na hasło rasiści natychmiast poleciały jak do lepu tak wybitne, opiniotwórcze i doskonale znające się na sporcie, szczególnie żużlowym, obiektywne i nie goniące za sensacją, dodam, tanią sensacją, piśmidła jak Fakt, czy Superexpres, ale że do tego grona dołączył nawet, podobno prawnik i to podobno znakomity, były Prezes Gorzowa – Jerzy Synowiec, a to na łamach GW – tego już nie zdzierżę. Zatem może tylko kilka pytań, a raczej wątpliwości. Skoro Toninho rzekomo stracił przed zawodami kevlar, bo mimo ostrzeżeń ze strony organizatorów już w godzinach południowych, przygotowując motocykle, gdy na stadionie nie było jeszcze ochrony i był on (stadion) otwarty dla każdego – zapraszał potencjalnych kolekcjonerów pamiątek do otwartego na oścież i nie pilnowanego, a pełnego cennych drobiazgów busa, to po pierwsze do kogo ma pretensje, że Mu coś zginęło? (o ile zginęło), po wtóre jakim cudem nie jeździł w zawodach w dresie, kufajce, czy cudzym kevlarze, którego zbyt długie rękawy wkręcały Mu się w szprychy podczas jazdy, tylko we własnym kombinezonie (może miał zapasowy schowany pod podłogą busa?), po trzecie wreszcie, dlaczego o fakcie rzekomej kradzieży nie powiadomił od razu własnej ekipy, organizatorów, a najlepiej Policji? No chyba, że i tak miał sobie kupić nowy strój, to co innego, ale ten mógł lepiej oddać na jakąś aukcję, zamiast tak się go pozbywać. Dociekliwym zaś przypomnę tylko, iż organizator ma obowiązek przygotować stadion do zawodów na dwie godziny przed ich rozpoczęciem, zatem może od rana zrobić z obiektu warownię obronną i nikogo nie wpuszczać, np. pod pretekstem treningu, albo zachowywać się jak człowiek, udostępniając obiekt na ryzyko oraz, to ważne – ODPOWIEDZIALNOŚĆ – zainteresowanych wcześniejszym wejściem lub wjazdem. Czy więc kolega Toninho był odpowiedzialny i rzeczywiście coś Mu skradziono ? Nie wiem. Podobnie jak nie wiedzą tego inni oburzeni dziennikarze z Mecenasem Synowcem na czele, a jedynym który zna prawdę jest... sam Lindbaeck.

Następna kwestia. Co tak rozsierdziło, zdaniem żużlowca, większość grudziądzkich kibiców, że Ci zapomnieli o elementarnych zasadach człowieczeństwa, pozwalając sobie na chamstwo i rasizm? Czyżby większość grudziądzkich kibiców stanowili skinheadzi, którym wystarczy inny kolor skóry, by uznać człowieka za wroga i coś gorszego od nich? Chyba nikt rozsądny, podkreślam – rozsądny – w to nie wierzy. Musiało się więc coś stać. Co więc stanowiło przyczynę i jakie wywołało skutki? Tu również najlepiej oprzeć się na faktach, a te są jednoznaczne i zdecydowanie stawiają rzekomego pokrzywdzonego w roli ewidentnego sprawcy. Oto bowiem, za ostrą, a nawet bardzo ostrą jazdę we wszystkich startach, Szwed otrzymał w końcu od sędziego zawodów upomnienie, co oznacza dokładnie tyle, iż nawet arbiter uznał postawę zawodnika na torze za faul. Nie otrzymał Toninho natomiast upomnienia, a powinien otrzymać znacznie bardziej surową karę, z wykluczeniem do końca zawodów włącznie, za wykonany w stronę kibiców obsceniczny gest środkowym palcem dłoni, gdy wygrywał wyścig, co trwało od szczytu ostatniego łuku czwartego okrążenia, aż do minięcia linii mety, a co doskonale widać na obrazie nagranym przez ekipę TVSM, relacjonującą mecz. Tamże słychać również doskonale reakcję obrażonych grudziądzan. Nie było to, jak chce większość obrońców uciśnionego Szweda, pohukiwanie podobne do odgłosów wydawanych przez małpy, a była to zaś, solidna porcja gwizdów, buczenie dezaprobaty, oraz kilka obelg, jakie dotykają chuliganów na każdym obiekcie w Polsce, BEZ WZGLĘDU NA KOLOR SKÓRY winowajcy – co i tak nie przynosi chwały publice, ale co jest dość powszechne i nie ma nic wspólnego z rasizmem.

Łobuz opluł i znieważył swym zachowaniem publiczność, więc trudno się spodziewać, by kibice go pokochali, a ponieważ do tego ich zespół przegrywał – niektórym puściły nerwy. W takich sytuacjach ogromną rolę może odegrać dobry spiker i sprawna ochrona, lecz w tym wypadku sytuacja nie była na tyle gorąca, by wymagała szczególnych działań, zaś publika po chwili ochłonęła i zajęła się dalszym śledzeniem meczu. Kto więc jest tak naprawdę sprawcą, a kto ofiarą? Mam nadzieję, że solidne wyświetlenie sprawy, w oparciu o fakty i dowody, jednoznacznie to wyjaśni, a winni zostaną bardzo surowo ukarani.

I wreszcie ostatni wątek. Rzekome kopanie busa zawodnika po meczu. Auta uczestników zawodów zazwyczaj czekają na terenie parku maszyn, do którego przed, w trakcie i po zawodach, można się dostać wyłącznie na podstawie specjalnego identyfikatora, dostępnego dla pracowników klubów, uczestników zawodów, dziennikarzy, osób funkcyjnych i nielicznego grona Sponsorów. Dopiero gdy stadion pustoszeje, a sprzęt jest spakowany, najwytrwalsi kibice, najczęściej dzieci, mogą dostąpić zaszczytu wejścia do parku maszyn. Kto więc i w którym momencie napadł na Szweda? Prezes, dziennikarze, sponsorzy, a może zafascynowane żużlem, kilkuletnie dzieciaki? A może to ochroniarze z nieznanych powodów dopuścili się napaści? To wszystko brzmi mało wiarygodnie, ale także wymaga wyjaśnienia, no bo drugiej strony, jaki interes miałby sam zawodnik, by prowokować zamieszanie i bezpodstawnie oskarżać? Może po prostu nie spodziewał się, że sprawa nabierze aż takiego wymiaru, a może mówi prawdę? Bardzo chciałbym się dowiedzieć jak było i oby wyjaśnienia dokonały powołane do tego instytucje, z Policją i Prokuraturą na czele, bo wtedy będzie fachowo i uczciwie.

I na koniec dygresja. W jednym zgadzam się z Jerzym Synowcem. Ja też obserwuję Toninho od bardzo dawna i również uważam, że ma „papiery” na zdobycie mistrzostwa świata. A pole obserwacji mam szerokie, bo sięgające czasów, gdy nastoletni wtedy Szwed, co roku ze swym skandynawskim klubem, przyjeżdżał w marcu do Grudziądza, by, wykorzystując wcześniejszą w naszym kraju wiosnę, odbyć pierwsze treningi na torze w nowym sezonie. Już wtedy wyraźnie wyróżniał się na tle kolegów. Wyróżniał się sprawnością fizyczną, gibkością, odwagą, zaangażowaniem w treningi i talentem oraz rosnącymi niemal z każdym pokonanym okrążeniem, umiejętnościami. Potem szybko przebił Si e na szczyty, awansując do cyklu GP. I tu coś się zacięło. Sezon w elicie był bardziej niż nieudany, doszły do tego kłopoty z alkoholem i innymi używkami, hulaszczy tryb życia, wreszcie coraz słabsze wyniki sportowe, zatrzymanie prawa jazdy, za prowadzenie na podwójnym gazie i krótko po tym, decyzja o zakończeniu kariery. Z psychiką Lindbaecka stało się więc coś bardzo poważnego i złego. Co? Trudno ocenić na odległość, ale ostatnie tygodnie, przynajmniej od strony sportowej, bo tej pozasportowej nie znam, wydawały się dawać nadzieję, iż znowu wszystko z karierą Toninha zaczyna wychodzić na prostą. Czy więc Szwed podobnie jak na torze, również w głowie potrafił sobie wszystko właściwie poukładać? Nie mnie to oceniać, ale jeśli będzie nadal zajmował się pokazywaniem środkowego palca kibicom i wywoływaniem medialnych sensacji, zamiast skoncentrować się na sprawach priorytetowych dla rozwoju kariery, jeśli nie będzie umiał wznieść się ponad to, nawet jeśli rzeczywiście będzie napiętnowany z tych, czy innych powodów, mimo nieprzeciętnego talentu – niczego w sporcie nie osiągnie.

Przemysław Sierakowski

P.S A teraz możecie mnie napadać i opluwać, ja nie będę się dziwił, ani skarżył, choć przyjemnie to mi nie będzie.

Komentarze (0)