- W niedzielę jedziemy z Tarnowem i jestem pewien, że ten zespół bardzo dobrze da sobie radę w Zielonej Górze i nasza wygrana będzie minimalna. Możliwy jest podobny scenariusz, jak w meczu z Rzeszowem, tyle że, mam nadzieję, bez pechowego zakończenia. Unia Tarnów to najbardziej nieodgadniona drużyna w sezonie. Przy takim składzie zajmuje zupełnie nieadekwatne do możliwości miejsce w tabeli. Wyrównany skład, z Krzysztofem Kasprzakiem, który radzi sobie na W69 bardzo dobrze, z Sebastianem Ułamkiem, który mało kto wie, ale w połowie ubiegłej dekady był jedną nogą w Zielonej Górze. Kontrakt był wynegocjowany i podpisany z naszej strony. W ostatniej chwili Marian Maślanka przekonał Sebastiana, by został w Częstochowie. Do tego znakomity Vaculik i z podtekstami Fredrik Lindgren. Nikt nie odbierze mi satysfakcji, że go znalazłem i dzięki temu jako junior trafił do Zielonej Góry. Był tu kilka fajnych lat, dużo czasu razem spędziliśmy, mam do niego ogromny sentyment. Sympatyczny zawodnik znany w różnych kręgach w Zielonej Górze, a i wiele kobiet pewnie za nim tęskni - powiedział Kamil Kawicki dla Tylko Falubaz.
Pracownik ZKŻ SSA specjalnie dla nieregularnika Tylko Falubaz wspomina jak rozpoczęła się jego przygoda z żużlem. - Zawody MDMP w Zielonej Górze. Artur Pawlak robi komplet punktów. Jest 1 czerwca 1993 przy okazji dnia dziecka moja pierwsza spikerka na stadionie. Po zawodach długo rozmawiam z Arturem i coś zaczyna między nami iskrzyć, fajny kontakt i nadzieja, że tak pozostanie. Niespełna tydzień później mecz sparingowy z Polonią Piła i wypadek Artura, jak się czyta w kronikach „ze skutkiem śmiertelnym”, bo dwa tygodnie później Artek zmarł w wyniku odniesionych obrażeń. To był mój pierwszy, nazwijmy to, zawodowy kontakt z żużlem. Szybko zrozumiałem, że żużel to bardzo niebezpieczny sport, który zafascynował mnie, jak widać na dobre we wczesnym dzieciństwie. Pierwsze zawody, które pamiętam, i podczas których świadomie kibicowałem Andrzejowi Huszczy i Maciejowi Jaworkowi, to finał IMP w Zielonej Górze. Miałem 8 lat i farbkami plakatowymi malowałem baloniki z napisami: Andrzej Huszcza i Maciej Jaworek. To byli moi ówcześni faworyci, idole. Ogromnie się ucieszyłem, że Jaworek został wtedy mistrzem Polski. Od tego momentu chłonąłem każdą informację na temat speedwaya. Dzięki temu, kiedy wiosną 1993 roku w szkole podstawowej nr 20 odbywało się spotkanie z Andrzejem Huszczą, Sławomirem Dudkiem i Czesławem Czernickim, miałem możliwość je poprowadzić. A potem, w ramach nagrody w dniu dziecka miałem jako dziecko poprowadzić spikerkę na stadionie. Musiało być fajnie, bo później Czesław Czernicki poprosił mnie, żeby pospikerować jeszcze ten nieszczęsny sparing z Polonią Piła - przyznał Kawicki.
- To szokujące przeżycie nie zmieniło jednak mojej miłości do żużla i wciąż chłonąłem wszystko z całych sił. Był rok 1994. Morawski to wówczas najsłabszy zespół z lidze. Tarnów walczył o mistrzostwo, ale w czerwcu na W69 nasi wygrali 8 punktami. Dobry mecz rozegrał mój ówczesny idol Brain Karger, świetnie pojechał Jarek Szymkowiak, karierę zaczynał Grzegorz Walasek i ciekawostka, bo w Morawskim jeździł wtedy dzisiejszy kierownik drużyny Piotr Kuźniak. Po drugiej stronie jechał Tony Richardsson i bracia Rempałowie. Współpracowałem wtedy z „Tygodnikiem Żużlowym” i zasiadałem w loży prasowej na sektorze „Pod wieżą”, m.in. z nieżyjącym już Robertem Pietrzakiem czy Andrzejem Flugelem. Prezes Morawski częstował truskawkami z własnej plantacji i whisky, choć ze względu na mój wiek ta przyjemność mnie wówczas omijała. Wydawało mi się to bardzo kolorowe i zupełnie z innego, lepszego świata - stwierdził pracownik zielonogórskiego klubu.
- Tak bardzo blisko dotknąłem wielkiego żużlowego świata we wrześniu 1995 roku, kiedy pojechaliśmy grupą na GP na stadion Hackney w Londynie. Zanim oficer imigracyjny wpuścił nas na Wyspy, musiałem odpowiedzieć na milion pytań, m. in. o nazwisko polskiego zawodnika, który wystartuje w turnieju. Z bliska widziałem bójkę między tym polskim zawodnikiem - Tomaszem Gollobem a Craigem Boycem, poznałem wtedy Hansa Nielsena czy Johna Louisa. Było to dla mnie niesamowite przeżycie. Nie mogłem nawet przypuszczać, że zwycięzca tych zawodów - Greg Hancock będzie kiedyś moim kolegą z klubu. Przy okazji mogę stwierdzić, że obok Andreasa Jonssona to najbardziej profesjonalnie przygotowany logistycznie zawodnik, z jakim pracowałem w zielonogórskim klubie. Czapki z głów. To żużlowcy, których w niczym nie trzeba niańczyć. Jak pomyślę, ile uciążliwości, a wręcz kłopotów związanych z odpowiadaniem na setki pytań, z wychowaniem, różnicami kulturowymi, inną sytuacją prawną, księgowaniem wypłat itd. bywało z Artiomem Wodjakowem czy Aleksem Loktajewem, to dziękuję Bogu, że stworzył Grega Hancocka, bo dzięki temu wiem, że profesjonalizm w żużlu istnieje i ma sens - powiedział Kawicki.
Więcej w 7 numerze nieregularnika "Tylko Falubaz", który będzie dostępny w najbliższy weekend. Kibice Falubazu mogą go także bezpłatnie otrzymać w Sklepach Kibica w Galerii Handlowej Auchan i Focus Mall.