Czesław Czernicki: Jechaliśmy z rezerwą, bez większej determinacji

Caelum Stal Gorzów niespodziewanie uległa na wyjeździe Włókniarzowi Częstochowa 44:46. Gorzowski zespół mógł mówić o sporym pechu, bowiem aż dwukrotnie posłuszeństwa odmówił sprzęt Nielsowi Kristianowi Iversenowi. Trener gorzowian Czesław Czernicki stwierdził, że jego zespół zastosował wobec rywali taryfę ulgową, szafując w ten sposób siłami przed zbliżającą się rundą play-off.

Gorzowianie byli faworytem niedzielnego pojedynku. Przez znaczną część zawodów to jednak częstochowianie dyktowali warunki na torze. Podopieczni Jarosława Dymka startowali bowiem z nożem na gardle, gdyż w przypadku porażki mogli pożegnać się z marzeniami o awansie do rundy play-off. Dopiero w końcówce do głosu doszli gorzowianie i w piętnastym wyścigu przy dwupunktowym prowadzeniu Lwów trener Czesław Czernicki wytoczył swe dwie najcięższe armaty w postaci Tomasza Golloba i Nickiego Pedersena. Figla faworytom spłatał jednak ulubieniec częstochowskiej publiczności Grigorij Łaguta, który w fenomenalny sposób pogodził rywali i zagwarantował Włókniarzowi dwa punkty. - Na całość wyniku składa się dyspozycja zawodników i sprzętu. Na pewno zabrakło punktów Iversena, które stracił na dwóch defektach - podkreślał po spotkaniu Czernicki. - Zespół miał świadomość, że po sobotnim wspaniałym dniu trzeba było się zebrać i przyjechać do Częstochowy. Rywal miał klarowną sytuację w postaci spokoju w przygotowaniach, ale to żadne usprawiedliwienie. Tomasz Gollob był twórcą sukcesu naszej reprezentacji w Gorzowie i tutaj również pojechał znakomite zawody. Na nic się nie uskarżał. Wydaje mi się, że w ostatnim biegu zabrakło Nickiemu Pedersenowi takiej charyzmy. Takiej samej, jak w pierwszym podejściu do tego biegu, kiedy rozprowadził Łagutę i skorzystał na tym. Podobnie miało być w powtórce, bo sam wybrał sobie pole startowe i miał zamknąć furtkę Rosjaninowi. Nie udało się to, a Grigorij to nietuzinkowy jeździec i potrafi jechać, a jeśli jedzie się na prowadzeniu, to dostaje się dodatkowego wiatru w żagle. Obroniliśmy bonusa, choć zwycięstwo było bardzo blisko. Młodzieżowcy zrobili "swoje".

Czernicki podkreślał, że jego zespół nie wykrzesał z siebie maksimum możliwości i w perspektywie zbliżającej się rundy play-off oszczędzał swoich zawodników. - Pragnę powiedzieć, że jechaliśmy z rezerwą, bez większej determinacji. Szafujemy siłami i musimy porozkładać te wszystkie nasze atuty. W przyszłym tygodniu planujemy zorganizować zgrupowanie zakończone meczem sparingowym. To zgrupowanie wraz z meczem z Rzeszowem byłoby takim fundamentem pod play-offy. Chciałbym, aby wszyscy moi zawodnicy byli zdrowi, bo to najważniejsza sprawa - dodaje.

Charyzmatyczny szkoleniowiec miał po spotkaniu pretensje do Nickiego Pedersena. Jego zdaniem Duńczyk nie włożył maksimum zaangażowania w ostatni wyścig, w którym gorzowianie roztrwonili szansę na zwycięstwo. - Bardzo mu współczuję dyspozycji psychicznej po sobotnim finale Drużynowego Pucharu Świata. Myślę, że to w jakiejś mierze zaważyło na jego dyspozycji w tym meczu. Nie było u niego widać tego pazura i zadziorności - mówi opiekun gorzowskiej ekipy.

Czesław Czernicki nie robi tragedii z porażki w Częstochowie

Po raz kolejny sen z powiek gorzowskich działaczy spędza postawa Hansa Andersena. O jego podejściu do startów w naszym kraju powiedziane zostało już aż nadto. Pomimo wielu zmian, przede wszystkim w sposobie przygotowywania motocykli, Duńczyk nadal jest cieniem samego siebie. - Nie jestem na pewno zadowolony z postawy Hansa w tym meczu. Było go stać na co najmniej dwa punkty więcej. To takie minimum dla zawodnika drugiej linii. W pierwszym biegu trochę poprzeszkadzał mu Nicki. Bardzo źle spisała się ta para taktycznie, bo z 4:2 dla nas zrobiło się 4:2, ale dla Włókniarza. W kolejnych dwóch biegach przyjechał na trzeciej pozycji. Objechał młodzieżowca i Petera Karlssona. Z pewnością stać go na więcej. Zrobię wszystko, aby na play-offy był optymalnie przygotowany - zapewnia Czernicki, podkreślając jednocześnie, że nie skreśla Artura Mroczki, który również nie zachwyca. Wychowanek drużyny z Grudziądza nie stoi jednak na straconej pozycji w walce o miejsce w składzie. - Mamy jeszcze trochę czasu i spożytkujemy go na to, aby popracować zarówno nad Mroczką, jak i Andersenem.

W sobotę w Gorzowie po raz trzeci z rzędu nasi reprezentanci sięgnęli po tytuł najlepszej drużyny na świecie. O wrażenia z tych zawodów spytaliśmy również Czernickiego, który miał swój wkład w ten sukces. - Wszyscy ogromnie się cieszymy. Tak się składa, że akurat byłem w sztabie szkoleniowym naszej drużyny w Drużynowych Mistrzostwach Świata. Cieszę się, że jest to niejako mój udział w trzecim tytule. Byłem odpowiedzialny za przygotowanie toru. Początek zawodów był bardzo trudny. Potrzebna była godzina, by rozegrać raptem cztery wyścigi. Pozmieniały się trochę warunki. Była bardzo duża nerwowość i to we wszystkich ekipach. Na początku nie wyglądało to najlepiej. Dopiero później to, co zrobiliśmy na torze i poza nim przyniosło efekty. Jazda Tomka Golloba pokazała, gdzie są odpowiednie ścieżki w Gorzowie - komplementuje swego podopiecznego.

Podobnie jak większość kibiców, również i Czernickiego zaskoczyła wybitnie słaba postawa Duńczyków, którzy kreowani byli na jednego z faworytów, a tymczasem zabrakło ich w ogóle na podium. - Zaskoczyło ich przygotowanie toru, pomimo faktu, że Pedersen i Iversen na nim startują. Długo myśleliśmy, jak ich zaskoczyć. Tor był natomiast handicapem dla Australijczyków, którzy mieli okazję poznać go podczas turnieju barażowego - kończy Czesław Czernicki.

Źródło artykułu: