My nie jeździmy na żużlu, tylko się na nim ścigamy! - rozmowa z Marianem Maślanką, prezesem Włókniarza Częstochowa

Zdjęcie okładkowe artykułu: Marian Maślanka (z lewej) i Jarosław Dymek (z prawej)
Marian Maślanka (z lewej) i Jarosław Dymek (z prawej)
zdjęcie autora artykułu

Włókniarzowi nie udało się awansować do play-offów. Częstochowianie po zakończeniu zasadniczej części sezonu zajmą ostatnie, ósme miejsce w tabeli Speedway Ekstraligi. Portal SportoweFakty.pl zapytał prezesa klubu spod Jasnej Góry, Mariana Maślankę o dyspozycję swojej drużyny w czternastu dotychczas rozegranych kolejkach.

Jakub Sobczak: Panie prezesie, jak ocenia pan postawę swoich zawodników w zasadniczej części sezonu?

Marian Maślanka: Dobrze, a czasami nawet bardzo dobrze. Nie bez kozery jesteśmy nazywani najbardziej widowiskowo jeżdżącą drużyną, choć te dwa ostatnie mecze, które zupełnie nam nie wyszły, sprawiły, że obraz troszeczkę uległ zamgleniu. Niemniej jednak generalnie ta drużyna jeździ. Nazwiska nie są powalające z nóg, ale widowiska tworzymy naprawdę bardzo ciekawe. I to nie tylko w Częstochowie, bo przecież w rundzie zasadniczej całkiem dobrze poszło nam chociażby w Zielonej Górze, czy Gorzowie. Cieszę się, że zawodnicy, którym zaufałem odwzajemniają się bardzo ambitną jazdą i walką do końca. Ważne jest przede wszystkim to, że taka postawa podoba się kibicom. My bowiem nie jeździmy na żużlu, tylko się na nim ścigamy. A ludzie to lubią!

Kilka spotkań przegraliście minimalnie, po pięknej walce.

- Oczywiście, że szkoda tych porażek. Taka rzecz długo siedzi w człowieku. Pierwszy mecz z Unią Leszno przegraliśmy trzema punktami, później z Unibaksem Toruń dwoma. Zwycięstwa były wtedy bardzo blisko i gdybyśmy zdołali je odnieść, teraz rozmawialibyśmy o tym, że jesteśmy w play-offach. Nie udało się niestety postawić tej "kropki nad i", więc trzeba się mocno koncentrować na tym, żeby utrzymać Ekstraligę.

Na największe słowa pochwały zasługuje chyba Grigorij Łaguta, który ma ósmą średnią biegową w Speedway Ekstralidze przed takimi tuzami światowego żużla jak choćby Greg Hancock, Chris Holder, czy Rune Holta.

- Oczekiwałem od Griszy, że będzie liderem drużyny, ale to, co on wyprawia jest wprost nieprawdopodobne. Nie można nie zauważyć również tego, co robi Daniel Nermark. Kiedy brałem go do drużyny, wielu pukało się w czoło i mówiło mi "co ty robisz, człowieku?". A ja wiedziałem co robię, bo znam tego zawodnika od wielu lat i miałem świadomość, że on nigdy nie miał okazji pojechać o coś, co spełnia jego ambicje. To ciągle ambitny sportowiec i starty w Ekstralidze jak się okazuje stanowiły dla niego bardzo duże wyzwanie, któremu sprostał.

Po rewelacji zeszłego sezonu, Artiomie Łagucie, można się było chyba spodziewać nieco więcej?

- Myślę, że raczej niekoniecznie. Bałem się nawet, że starty w Grand Prix gorzej na niego wpłyną. To jest jeszcze młody chłopak. Chciałem, żeby w drużynie byli obaj z bratem, bo liczyłem, że starszy wpłynie na młodszego. Były mecze, w których Artiom pojechał znakomicie. Były też takie, w których w ogóle mu nie szło. To jest młody chłopak, ma dużo ambicji i talentu, a przede wszystkim nie ma strachu. On naprawdę będzie jeszcze jeździł bardzo dobrze.

Marian Maślanka (z prawej) podkreśla, że Włókniarz Częstochowa jest w tym sezonie najbardziej widowiskowo jeżdżącą drużyną Speedway Ekstraligi

A Rafał Szombierski?

- Nie mogę powiedzieć, że zawiódł, natomiast w pewnej części sezonu nieco się pogubił. Być może jego punktów brakło i teraz bylibyśmy spokojniejsi o utrzymanie w Ekstralidze, bo po prostu znajdowalibyśmy się w pierwszej szóstce. Rafał wrócił jednak do pracy nad sobą. W Tarnowie pojechał bardzo dobrze, natomiast w niedzielę w Lesznie mu nie poszło. Przyjechał z silnikami z Tarnowa, nie było czasu ich dostroić i zupełnie nie potrafił się dostosować do warunków torowych na stadionie imienia Alfreda Smoczyka.

Nie zawsze z dobrej strony pokazywał się też Peter Karlssson.

- Ten zawodnik ma trudny sezon. To bardzo ambitny sportowiec i cenny członek drużyny. Jest zresztą kapitanem Włókniarza i zawsze służy radą. Nie zmienia to jednak faktu, że ma ciężki sezon. Wiem, że wiele pieniędzy i wysiłku włożył w sprzęt i przygotowania, ale nie wszystkie mecze mu wychodzą. Myślę, że teraz na decydującą rozgrywkę będzie przygotowany doskonale i spełni swoje zadanie.

Na koniec zostają nam częstochowscy młodzieżowcy, czyli Artur Czaja, Marcin Bubel i Marcel Kajzer.

- Chłopcy jeżdżą raz lepiej, raz gorzej. W każdym razie widzę, że postęp jest. Może nie tak duży, jakbyśmy tego oczekiwali, ale myślę, że z każdym meczem będzie lepiej.

A jak skomentuje pan ostatnią absencję Artura Czai, który nie wystąpił w barwach Włókniarza, tylko KSM-u Krosno?

- Szkoleniowcy i menedżer doszli do wniosku, że Artur ma dość dużo startów, a zatem musi odpocząć sobie od ligowego występu w Tarnowie. W międzyczasie pojawiła się dla niego oferta jazdy w Krośnie, na którą wyraził zgodę, bo nic tak młodego człowieka nie nastawia pozytywnie, jak wygrywanie. Ładnie tam pojechał, zdobył sporo punktów i miejmy nadzieję, że pomoże mu to wrócić do dobrej kondycji psychicznej.

Prezes Marian Maślanka jest najbardziej zadowolony z usług Grigorija Łaguty i Daniela Nermarka

Źródło artykułu:
Komentarze (0)