Czesław Czernicki został postawiony przed faktem dokonanym, nie będzie mógł skorzystać w najbliższą niedzielę z usług Nickiego Pedersena. Szkoleniowiec gorzowskiej drużyny był oszczędny w słowach komentując tę sytuację, ale wyraźnie zasygnalizował, że nie jest zadowolony z takiego obrotu sprawy. Czernicki miedzy wierszami powiedział więcej niż chciał. Potwierdził to co kibice obserwują od dłuższego czasu - w Caelum Stali "wodzów" jest kilku a pozycja pierwszego trenera nie jest w wewnętrznej hierarchii pierwszoplanowa.
Władysław Komarnicki w rozmowie z naszym serwisem już 7 lipca zapowiadał, że mecz z rzeszowianami będzie generalnym sprawdzianem przed play-off dla Artura Mroczki i Hansa Andersena. - Wydałem już polecenie, żeby w meczu z PGE Marmą Rzeszów nie wystąpił Nicki Pedersen. Chcę przed rundą play-off przetestować Hansa Andersena i Artura Mroczkę. Powinniśmy wygrać z Rzeszowem nawet bez Nickiego Pedersena. Nie daj Boże, żebyśmy odpadli w pierwszej rundzie play-off - powiedział sternik gorzowskiego klubu.
Zastanawiające jest to, że Władysław Komarnicki bez skrępowania podkreślił, że "wydał polecenie". Czyżby konsultacja takiej decyzji z trenerem była w gorzowskim klubie zbędna? Nawet jeśli panowie przedyskutowali tę sprawę to w świetle niedawnego komentarza Czesława Czernickiego nie ulega wątpliwości, że jego opinia w nie miała dla prezesa większego znaczenia. Należy w tym momencie zastanowić się na co tak naprawdę trener ma wpływ i kto odpowiada za wyniki osiągane przez zespół?
W całej tej sytuacji trudno przejść do porządku dziennego nad absurdalną próbą tłumaczenia nieobecności Pedersena wcześniej zaplanowanym urlopem. Zawodnik, który w ostatnich latach wielokrotnie startował pomimo poważnych problemów zdrowotnych, teraz odpuszcza, bo zaplanował wakacje? Wakacje w środku sezonu? To nie trzyma się kupy. Rezygnacja ze startu w niedzielę daje Pedersenowi zaledwie jeden dodatkowy dzień odpoczynku. W sobotę w Terenzano odbędzie się przecież runda cyklu Grand Prix...
Każdy kto oglądał w telewizji mecze Caulum Stali Gorzów mógł zauważyć, że w podczas narad drużyny najwięcej do przekazania ma Tomasz Gollob. Kapitan dominuje w parkingu, jego głos wydaje się być nie mniej ważny niż Czesława Czernickiego. Mistrz świata nie chce jednak uchodzić za osobę decyzyjną i odpowiedzialną za atmosferę w zespole. Gollob wyraźnie zdystansował się od nerwowej sytuacji do jakiej doszło podczas meczu z Unibaxem Toruń. Przypomnijmy, że po nieporozumieniu na torze pomiędzy Nicki Pedersenem a Arturem Mroczką doszło między nimi do przepychanki i ostrej wymiany zdań. Kapitan Caelum Stali zbagatelizował wspomniane zdarzenie i jak deklaruje nie brał udziału w wyjaśnianiu tego zajścia. - Nie uczestniczyłem w tych rozmowach. Zaskoczę pana, ale do dnia dzisiejszego nawet na powtórkach telewizyjnych nie widziałem tego zajścia. Trudno jest mi zatem komentować tę sytuację. Nie myślę, żeby był jakiś problem. Sport żużlowy to nie szachy. Podczas zawodów towarzyszą nam spore emocje. Zdarzają się nerwy i impulsywne zachowania. Jeśli zawodnicy cokolwiek sobie powiedzieli to nie ma to znaczenia. My jako żużlowcy jedziemy dalej i tworzymy zdrowy i poukładany team. Ja zapamiętuję tylko te dobre chwile – mówił kilka dni po meczu z Unibaxem Tomasz Gollob.
Już teraz można śmiało stwierdzić, że ewentualny sukces w tegorocznych rozgrywkach Caelum Stali będzie miał wielu ojców. Kto weźmie na siebie odpowiedzialność w przypadku klęski?
Jan Gacek