- Naprawdę nie dało się tego meczu pojechać. Od paru dni padał deszcz. Wszystko, co trzeba było robione, ale pogoda była niezbyt łaskawa. Nie było słońca ani wiatru, cały czas było wilgotno. Tor był zrobiony i wszystko zostało ułożone, ale była taka guma i miejsca na starcie i dystansie, że naprawdę jazda na nim byłaby niebezpieczna. Poza tym gorzowski tor jest dość techniczny. Trzeba troszkę zawrócić, więc sprawiałoby to duże zagrożenie dla zdrowia zawodników. Na pewno tor nie był preparowany, tak jak sądzili niektórzy członkowie ekipy z Rzeszowa. Wszystko było robione tak jak trzeba, bo chcieliśmy ten mecz odjechać. Wiadomo bowiem było, że termin rezerwowy będzie w tygodniu i może tak się zdarzyć, że będziemy musieli jechać u siebie dwa mecze w odstępie dwóch dni. Dla klubu nie byłoby to dobre rozwiązanie. Na sto procent chcieliśmy rozegrać to spotkanie, ale niestety warunki torowe na to nie pozwoliły - powiedział specjalnie dla portalu SportoweFakty.pl Piotr Paluch.
Szkoleniowiec rzeszowian, Dariusz Śledź, twierdził, że strona gorzowska nie wykazała się wystarczającą wolą, by tor doprowadzić do użytku. - Nie mielibyśmy w tym przecież żadnego interesu. Ani dlatego, że Nicki Pedersen miał nie pojechać, bo takie były założenia, a ponadto w czwartek Duńczyk też nie wystąpi, ani z żadnego innego powodu. To jest takie zwalanie winy na gospodarzy. Czasami trzeba podać sobie ręce. No trudno, warunki pogodowe nie pozwoliły na rozegranie meczu, jedziemy następnym razem w innym terminie. Nie rozumiem po co kogoś oczerniać? - zakończył drugi trener Caelum Stali Gorzów.
Tak gorzowski tor wyglądał w niedzielę około godziny 16:30