- Nie myślę o tej przewadze. Wszystko jest jeszcze możliwe, a grupa pościgowa się zwiększyła. Fakt jest jednak taki, że w Pardubicach wszystko zafunkcjonowało perfekcyjnie. Główna w tym zasługa moich mechaników, którzy doprowadzili do tego, że motocykle spisywały się doskonale. Do Gniezna jedziemy tak jakbyśmy walczyli od zera. Pełna walka od pierwszego wyścigu o jak najlepszy rezultat - mówi "Magic".
Po sobotnim zwycięstwie 20-latek zaliczył pardubicki dublet. Wygrał bowiem na czeskim owalu także zawody rozegrane przed rokiem. - Czuję się na tutejszym obiekcie bardzo dobrze. Moje motocykle jak było widać pracowały bez zarzutu. Choć muszę się przyznać, że po pierwszych dwóch wyścigach "poszła" mała korekta. Później czułem się już tak, jakbym siedział na rakiecie. Z tego miejsca dziękuję Gregowi Hancockowi i jego mechanikom. Ich pomoc była w kontekście tego startu nieoceniona. Bardzo dużo mi podpowiedzieli jak tutaj jeździć i jakie przełożenia zastosować - mówi.
W pewnym momencie piątkowy trening został przerwany na dłuższy czas. - W trakcie treningu były jakieś kombinacje, zrywanie nawierzchni. Ja po tych zabiegach właściwie odpuściłem sobie jazdę, gdyż miałem swoje przemyślenia. Postanowiłem już nie kombinować, co jak było widać w zawodach doskonale zdało egzamin - wyjaśnia.
Ostatnim przystankiem na drodze jeźdźca Betardu Sparty Wrocław do zdobycia tytułu czempiona globu w kategorii juniorów będzie w najbliższą niedzielę Gniezno. Maciej bardzo dobrze pamięta to miasto, bo to właśnie tutaj omal nie odpadł w czerwcowym półfinale. Dopiero wygrywając swój ostatni wyścig, "wślizgnął" się do finałowej szesnastki. - Mimo wszystko gnieźnieński obiekt bardzo mi pasuje. Może nie było tego widać na półfinale, gdzie miałem olbrzymie problemy z silnikami i z trudem przeszedłem dalej. Wtedy trzeba przyznać, że nie wyglądało to najlepiej i strasznie się męczyłem. Ale wierzę, że wszyscy razem dojdziemy do tego, o czym marzę odkąd zacząłem uprawiać tę dyscyplinę - komunikuje z nadzieją.
We wtorkowy wieczór odbędzie się pierwszy mecz finałowy szwedzkiej Elitserien. Piraterna Motala, w której ściga się Janowski, zmierzy się z Indianerną Kumla. - To będzie bardzo ciężki pojedynek. Indianerna ma niezwykle silną ekipę, co udowodniła w fazie zasadniczej. Ale my też mamy super zespół. Młodzież wsparta Gregiem Hancockiem. Wszyscy podpatrujemy Amerykanina, który jest dla nas prawdziwym mentorem i przewodnikiem. Bardzo bym sobie życzył, aby taki trzon ekipy utrzymał się na przyszły sezon. Teraz jednak mamy w myślach tylko i wyłącznie pojedynek finałowy - tłumaczy na koniec aktualny wicemistrz świata juniorów.