Na jokera trzeba sobie zasłużyć - wypowiedzi po meczu PSŻ Poznań - Kolejarz Rawicz

Po niedzielnym zwycięstwie PSŻ-u Milion team Poznań nad Kolejarzem Rawicz w stosunku 66:23, „Skorpiony” awansowały na czwarte miejsce w tabeli i aktualnie mają na koncie 13 punktów. Z kolei rawiczanie w jedenastym z rzędu spotkaniu zanotowali porażkę i są „czerwoną latarnią” rozgrywek żużlowych w I lidze. Co do powiedzenia po zawodach mieli zawodnicy obu ekip?

Henryk Jasek:

Kolejarz pojechał dziś tak, jak od początku sezonu jeździ, czyli kiepsko. Jesteśmy po prostu słabi. Nie wprowadzałem jokera, bo na to, aby z nim jechać, trzeba zasłużyć. A kogo miałem puścić? Wszyscy ledwo, ledwo robią po punkcie, więc nie mam tak naprawdę kogo jako tego jokera wypuścić. Co z tego, jeśli powiedzmy joker by zrobił punkt lub dwa? Mielibyśmy na koncie o jeden albo dwa punkty więcej. Przyjąłem zasadę, że ten, kto wygra bieg, pojedzie jako joker. Złożyło się tak, że nie wygrał nikt. Ronnie nie pojechał w biegu nominowanym, bo po prostu nie chciał. Nasi zawodnicy chcą robić jak najwięcej punktów, ale po prostu jadą na tyle, na ile ich stać.

Marcin Nowaczyk:

Starałem się walczyć z rywalami, ale w momencie, gdy ustawili się parą, ciężko było skutecznie ich mijać. Powinniśmy trenować przed tym meczem na innym torze, niż w Rawiczu. Bo co nam dały treningi w Rawiczu, gdzie tor jest zupełnie inny? Prezesi stwierdzili, że w Rawiczu, ale podobne tory do poznańskiego są na przykład w Ostrowie czy w Lesznie. Jeździłem w Poznaniu rok temu, pamiętają o tym kibice, dlatego po meczu podjechałem do nich, kręciłem tak zwane „kółka”. Po zjeździe do parkingu działacze mieli do mnie o to pretensje i mówili, że tylko to umiem robić. A kiedy dwóch rywali ustawiło się w parze, to ich wyprzedzenie było naprawdę bardzo trudne. Kibice śmieją się z nas w internetowych komentarzach? No śmieją się dlatego, ze przegrywamy mecz „o wszystko”. A nie da się takiego meczu wygrać, jeśli daje się szansę zawodnikowi zza granicy, który jedzie na jakimś torze drugi raz w życiu. Na treningach obcokrajowcy powinni się ścigać z nami, a nie, jeżeli już przyjadą, to jechać samemu.

Marcel Kajzer:

Na pewno poszło mi kiepsko. Bez wątpienia chciałem pojechać lepiej, zdobyłem zaledwie trzy punkciki, tyle miało być w samym pierwszym biegu. Z mojej strony mogę powiedzieć, że jechałem słabo. W jednym z biegów, kiedy przyjechałem do mety na czwartym miejscu, urwała mi się szpilka od sprzęgła. Zostałem przez to o pół prostej z tyłu, nie miałem szans na złapanie kontaktu z zawodnikami. W drugim motocyklu po prostu silnik się „skończył”. Miał już odjechane sporo biegów, trzeba do niego zajrzeć, go wyremontować. Stwierdziliśmy, że jeszcze w tym meczu na nim pojedziemy, bo w zawodach młodzieżowych na tym właśnie torze jechałem blisko Grzesia Zengoty, który wykręcił nowy rekord toru. W pierwszym biegu jeszcze przywiozłem dwa punkciki, ale potem nagle motocykl przestał jechać, coś się przestawiło. Nie było szans na jazdę w kontakcie, a co dopiero by tu mówić o ściganiu. Jeżeli w zawodach zdarza się takie nieszczęście, jak urwanie szpilki od sprzęgła, to na żużlowca działa to mocno na psychikę, mocno się on podłamuje i ciężko jest się „odbić” po słabszym biegu.

Ronnie Jamroży:

Dwa pierwsze biegi w moim wykonaniu były całkiem niezłe. W pewnym momencie coś stało się z moim najlepszym silnikiem, musiałem przesiąść się na drugi motor, który już nie spisywał się najlepiej. Nawet po udanym starcie, byłem wolny na trasie i nie miałem większych szans w skutecznej walce z rywalami. Ten tor jest dla mnie ogólnie wielką zagadką, można powiedzieć, że nigdy dobrze tutaj sobie nie radziłem. Musiałbym tutaj chyba trochę potrenować, bo nie mogę znaleźć odpowiednich ustawień, aby wygrywać biegi. Przed biegami nominowanymi powiedziałem trenerowi, że nie mogę skorzystać z najlepszego silnika i nie obiecuję, że nawiąże walkę z rywalami. Trener podjął taką decyzję, że już w nominowanym wyścigu nie pojadę.

Mark Lemon:

Ten mój dzisiejszy występ bardzo mnie rozczarował. W Anglii idzie mi całkiem nieźle, ale w Polsce, jak to było dzisiaj widać, kompletnie brakuje mi mocy w moich silnikach. Moc, moc, moc – właśnie tego mi dzisiaj zabrakło. Mamy naprawdę nieciekawą sytuację, bo jest tak, że w drużynie wszyscy jadą słabo. Jeśli byłby choć jeden zawodnik, który wyróżniałby się i wygrywał biegi, to pozostali podeszliby do niego i zapytali, co pozmieniać w ustawieniach i tak dalej. On wtedy na pewno by podpowiedział i pozostali zawodnicy również by się dostroili do jego jazdy. Ten tor tutaj ma niespełna czterysta metrów, czyli o sto więcej niż te, na których ścigam się na co dzień w Anglii. Nie mogłem kompletnie znaleźć odpowiedniego przełożenia. W pewnym momencie zdawało mi się, że już się zbliżam z ustawieniami w motocyklu do optymalnych, ale tak jednak nie było. Ten występ dzisiaj jest dla mnie ogromnym doświadczeniem, bo na takich torach nieczęsto się jeździ. Można policzyć ile metrów się pokona jadąc cztery kółka tutaj i wtedy można się przekonać, że rzeczywiście zabrakło mi mocy w silniku. Nie był on przygotowany na walkę na takiej długości. Jechałem dzisiaj w parze z dobrym zawodnikiem (Grzegorz Knapp – przyp.red.), miał trochę pecha. Generalnie wszyscy pojechali słabo. Będę chciał niedługo wpaść do Rawicza, przetestować swój sprzęt, żeby na rawicki tor być odpowiednio spasowanym.

Norbert Kościuch:

Rawicz w tym roku jakoś sobie nie radzi, ale to, że drużyna ma zero punktów, to nie oznacza, że oddadzą mecz bez walki. Mają chyba jednak jakieś problemy, nie mogą się zebrać. Mnie jednak najbardziej interesował nasz występ i cieszę się, że wszystko poszło bez problemów. Nie ma na co narzekać.

Zbigniew Suchecki:

Powróciłem na swoim torze, rywal niezbyt wymagający i

jestem zadowolony, że tak to się skończyło. Trochę się napaliłem na występ już w Bydgoszczy, ale trener ostudził trochę mój zapał i chyba to była dobra decyzja. Brakuje mi jeszcze trochę luzu, bo po takim czasie zawsze jest gdzieś w głowie jakaś blokada, coś tam jeszcze w kościach łupie, ale z każdym wyjazdem na tor powinno być lepiej.

Daniel Pytel:

Nikogo nie lekceważyliśmy, ale oczywiście liczyliśmy na łatwiejszy mecz niż z Bydgoszczą czy Gdańskiem. Każdy podszedł skoncentrowany do tego meczu i widać było, że przeważaliśmy na torze. Nastroje w zespole są dobre, bo każdy zdobył swoje punkty i nikt nie zawiódł.

Zbigniew Jąder:

Wszyscy jechali dobrze, ale nie było żadnych problemów z wyborem zawodników do biegów nominowanych, bo wszystko było wcześniej ustalone, tylko Rafał Trojanowski po upadku sam zrezygnował. Bardzo ważny był występ Zbyszka Sucheckiego i myślę, że po tak długiej przerwie był to udany występ i będzie jeszcze z niego pociecha. Szkoda, że Piotra Dziatkowiaka dopadł pech, bo miał jechać trzeci raz, może i czwarty, ale ma tylko jeden motocykl, w którym padł motoplat i nie mógł już wyjechać.

Komentarze (0)