Michał Kowalski: Udało się awansować do Ekstraligi, taki był plan na ten sezon. Chyba jest Pan zadowolony?
Jerzy Kanclerz: Tak, jestem zadowolony. To, że zajmiemy pierwsze miejsce w I lidze było wiadome, dużo osób przed sezonem typowało, że zdominujemy te rozgrywki. Natomiast jeśli chodzi o różnicę pomiędzy nami a drugim zespołem, to można podkreślić, że naprawdę pokazaliśmy klasę. Ze wszystkich zawodników, z wyjątkiem Denisa Gizatullina jestem bardzo zadowolony, nie zawiedli mnie. Należy oczekiwać, że w Ekstralidze również będziemy się liczyć.
Czy jest coś, oprócz postawy Gizatullina, co Pana nie do końca usatysfakcjonowało?
- Liczyłem również na bardziej ustabilizowaną formę naszej młodzieży. Zarówno Damian Adamczak, Szymon Woźniak, jak i Mikołaj Curyło przeżywali prawdziwą huśtawkę nastrojów. Pod koniec sezonu bardzo dobrze zaczął jeździć Woźniak. Generalnie jednak w jednym meczu pojechali dobrze, w drugim słabiej. W ostatnim spotkaniu sezonu również, poza wyścigiem młodzieżowym, spisali się nieco słabiej, mimo że kilka dni wcześniej na tym samym torze zdobyli po 22 latach złoty medal w MDMP. Z postawy czwórki naszych podstawowych jeźdźców, mam tu na myśli Grzesia Walaska, Emila Sajfutdinowa, Tomka Gapińskiego i Roberta Kościechę jestem bardzo zadowolony. Wszyscy mieli średnią powyżej 2 punktów i pozytywnie zapatruję się na ich starty także w Ekstralidze. Każdym z tych zawodników jesteśmy zainteresowani, jeśli chodzi o reprezentowanie naszych barw w sezonie 2012.
Kto w tej chwili jest najbliżej pozostanie w bydgoskiej drużynie?
- Tak, jak mówię, nie rezygnujemy z żadnego żużlowca. Oczywiście oprócz Denisa Gizatullina. Zespół co jasne, wymaga wzmocnień. Planujemy mieć w składzie dwa nowe nazwiska, w tej chwili razem z prezesem Deringiem rozmawiamy z czterema zawodnikami. Są to jednak nieoficjalne rozmowy, o których żaden prezes nie chce mówić głośno. Przewijają się różne osoby, począwszy od Krzysia Buczkowskiego, poprzez Warda, Woffindena i innych. Trzeba jeszcze poczekać na decyzję, kto w naszej drużynie będzie startował.
Jak wygląda obecnie sprawa z trenerem Robertem Sawiną? Mówiło się, że nie dogaduje się on z zawodnikami…
- Robert ma ważny kontrakt z klubem do końca października i ten kontrakt na pewno wypełni. Prezes spółki, Marian Dering zadecyduje co dalej z trenerem Sawiną.
Co oprócz awansu, uznałby Pan za największy tegoroczny sukces Polonii? Złoto MDMP?
- Na pewno tak. To złoto jest historycznym, drugim takim medalem w tej kategorii. Dodatkowo 88 w historii klubu. Natomiast trzeba powiedzieć sobie uczciwie, że reszta tegorocznych szans medalowych nam nie wyszła. Zarówno MPPK, jak i potem MMPPK. Wreszcie finał IMP w Lesznie, gdzie Grzegorz Walasek miał po czterech seriach 11 punktów i szansa na medal była duża, ale niestety nie wyszło. Tomek Gapiński zaprzepaścił swoją szansę w jednym wyścigu. Ostatnią szansą był więc finał MDMP na naszym torze, tę szansę wykorzystaliśmy. Liczyliśmy na krążek, ale zdobyliśmy złoto i jestem pełen uznania dla chłopców.
Kiedyś pracował już Pan w Polonii, następnie przez kilka lat nie było Pana w klubie. Przed tym sezonem znów oficjalnie został Pan jednym z działaczy klubowych. Czy z perspektywy czasu uważa Pan ten powrót za dobrą decyzję?
- Pracowałem w Polonii w latach 2002-2003. Uważam, że decydując się na powrót, zrobiłem słusznie. Pracuję 7 miesięcy i też właściwie jeszcze nie wiem co dalej. Wiedziałem, jakie są oczekiwania. Poznałem to wszystko bliżej i mam orientację, co się klubie dzieje.
W klubie trenuje kilku młodych, obiecujących juniorów. Kto z nich, wyłączając Adamczaka, Woźniaka i Curyłę, których poziom jest już znany, najbardziej rokuje na przyszłość? Może Karol Jóźwik?
- Na pewno najgłośniej jest właśnie o Jóźwiku oraz o Łukaszu Wielińskim. Nie wiem, czy Damian Adamczak czuje się na siłach, by reprezentować Polonię w najwyższej klasie rozgrywkowej, cały czas dyskutujemy na ten temat z nim i jego ojcem. Damian musi sam się określić. Co oczywiste, nie rezygnujemy ani z Woźniaka, ani z Curyły. Do tego dochodzą Karol z Łukaszem i to jest ta nasza czwórka. Liczymy, że będziemy mieć także pociechę z Bartosza Biernackiego, który niedawno zdał licencję. Na tych młodych żużlowcach chcemy oprzeć nasz udział we wszelkich rozgrywkach juniorskich, zarówno na szczeblu regionalnym, jak i ogólnopolskim. Przypuszczam, iż właśnie ta piątka będzie uczestniczyła w cyklu. Nie chcemy, tak jak mówi trener Jacek Woźniak, by ilość nie przekształcała się w jakość. Mamy bowiem także Ojczenasza, Brauna i Drożdżowskiego. Naszym celem jest jednak wyselekcjonowanie piątki zawodników, na których się skupimy.
Odnośnie Damiana Adamczaka, czy uważa Pan, że przy odpowiednim zapleczu sprzętowym, ten zawodnik jest w stanie godnie reprezentować barwy Polonii w Ekstralidze?
- Rozmawiałem z nim na ten temat już wielokrotnie. Przeprowadziliśmy bardzo wiele rozmów zarówno z nim, jak i jego ojcem, poświęciliśmy temu dużo czasu. Znaleźliśmy wspólny język, choć początkowo było ciężko. Damiana problem polega na tym, że niesamowicie zależy mu na osiągnięciu jak najlepszego wyniku sportowego. W niektórych przypadkach to jednak bywa zgubne. Jeśli będzie miał odpowiedni sprzęt oraz człowieka, który nim dobrze pokieruje, to naprawdę może wiele w żużlu osiągnąć. Ale to już zależy od niego samego.
Swego czasu głośno było, że Adamczak urządził sobie rajd ciągnikiem po parkingu…
- To prawda. Został za to ukarany i oficjalnie powiedziano o tym mediom. Odsunęliśmy go od jazdy w dwóch spotkaniach. Mam jednak nadzieję, że był to tak zwany młodzieńczy wybryk. W tym dniu zachował się źle i z pewnością o tym wie. Zapewne przemyślał to i wyciągnie odpowiednia wnioski. Dla mnie Damian jest po prostu nadpobudliwy, w takim sensie, że niektóre jego zachowania nie odzwierciedlają tego, jaki jest na co dzień. Tak, jak powiedziałem, przy dobrym sprzęcie i opiekunie, ma jeszcze szansę zaistnieć w przyszłości.
Razem ze wspomnianym Biernackim, licencję zdał także Oskar Gollob. Wielu zdziwił fakt, że młody zawodnik nie został żużlowcem Polonii Bydgoszcz…
- Były przymiarki do tego, by Oskar u nas jeździł. Chcieliśmy, by młody Gollob trenował i jeździł u nas. W najbliższym czasie jednak planujemy porozmawiać z Władysławem Gollobem i pewne jakieś decyzje odnośnie Oskara zapadną. Wiemy, że to utalentowany i perspektywiczny żużlowiec. Na dzień dzisiejszy jednak sytuacja wygląda tak, że mamy bardzo dobrą trójkę młodzieżowców. Kwestia syna Jacka Golloba powróci w najbliższym czasie i trzeba zrobić wszystko, aby Oskar startował w barwach Polonii, przynajmniej w rozgrywkach młodzieżowych, bo jak wiemy na ligę na razie jest za młody.
Macie już wyznaczone jakieś cele na Ekstraligę?
- Powiem tak, jeżeli zmontujemy skład z nazwisk, jakie się przewijają, to możemy walczyć o pierwszą czwórkę. Jeśli dwaj zawodnicy dojdą, to szansa jest jak najbardziej realna, tym bardziej, że Ekstraliga dzięki KSM będzie bardzo wyrównana. Będzie także możliwość startu w drużynie tylko jednego żużlowca z Grand Prix. Rozgrywki będą bardzo zacięte i my również zgłosimy swoje aspiracje do walki o czwórkę. Jak będzie, to czas pokaże.
Zna Pan bardzo dobrze Tomasza Golloba. Chyba nie tak wyobrażał Pan sobie jego starty w tegorocznym cyklu GP…
- Z całą pewnością nie tak sobie to wyobrażałem. Po 4 pierwszych turniejach i zwycięstwie Tomasza w Kopenhadze wydawało się, że będzie OK, bo początek wyglądał bardzo dobrze. Natomiast od Cardiff nastąpiło takie załamanie, że oprócz Torunia i Gorzowa, we wszystkich innych zawodach z cyklu wypadł bardzo słabo. Rozmawialiśmy na ten temat. Tomek ma swój team i wie co jest grane. Ja, jako przyjaciel zapytałem go co jest przyczyną takiego stanu rzeczy. Są to niuanse, które powodują, że w GP spisywał się słabiej. Podkreślam - w GP, bo w lidze jeździł bardzo dobrze. Myślę, że jest to chwilowe. Tylko ta chwila trochę zbyt długo trwa. Ale Tomek jest na tyle doświadczonym żużlowcem, że powinien sobie z tym poradzić.