Odważne zapowiedzi
Po bardzo przeciętnym sezonie 2010 w Tarnowie postanowiono dokonać zmian personalnych. Klub opuścili Tomasz Jędrzejak i Jesper B. Monberg. Ich miejsce zajęli Fredrik Lindgren i Leon Madsen. To właśnie ta dwójka miała pomóc tarnowianom w odniesieniu sukcesu. Okazało się jednak, że zarówno Szwed, jak i Duńczyk nie byli w stanie pomóc awansować Jaskółkom do fazy play-off. Już pierwsza kolejka pokazała, że w Ekstralidze nie będzie łatwych spotkań. Tarnowianie odnieśli dotkliwą porażkę we Wrocławiu, 59:31. - Ten mecz nam kompletnie nie wyszedł. Przyjechaliśmy do Wrocławia po zwycięstwo. Jednak życie zweryfikowało nasze plany. Następne spotkanie będzie dla nas okazją do rehabilitacji - tak po spotkaniu z Betardem mówił Bjarne Pedersen. Jak się później okazało kolejny mecz nie przyniósł jednak punktów tarnowianom. Jaskółki były bezradne nie tylko w pierwszych dwóch spotkaniach, ale do końca pierwszej części rundy zasadniczej. Z zerowym dorobkiem punktowym ekipa z Tarnowa zajmowała ostatnie miejsce w tabeli. Był to znak, że plany odnośnie zdobywania medali mocno się skomplikowały. Przed sezonem były bowiem nadzieje na coś więcej niż tylko walka o utrzymanie się w Ekstralidze. - Przyznam, że mamy w tym sezonie bardzo mocną i wyrównaną drużynę, z którą powinny liczyć się wszystkie zespoły występujące w Ekstralidze. Siła jaką dysponuje nasza drużyna, może się przeobrazić w dobry wynik, przy odrobinie szczęścia możemy bowiem powalczyć nawet o jeden z medali Drużynowych Mistrzostw Polski. - tak przed sezonem mówił Marian Wardzała. Wielkim wybawieniem z kłopotów niedoświadczonej i nieobytej w Ekstralidze formacji juniorskiej miało być nadanie w trakcie sezonu Martinowi Vaculikowi polskiego obywatelstwa. Ostatecznie z każdym kolejnym tygodniem narastała frustracja kibiców. Zdenerwowany był też sam zawodnik, bo notorycznie zadawane pytania na ten temat drażniło go jak nic innego na świecie. W międzyczasie nieopierzeni młodzieżowcy biało–niebieskich, zgodnie z oczekiwaniami, namiętnie przegrywali inauguracyjne wyścigi po 1-5. Do tego prezesi zaczęli nabierać wody w usta. Summa summarum Vaculik na nasz paszport czeka do dziś.
Jaskółki w sezonie 2011 celowały w miejsce dające medal
Przebudzenie
Po fatalnej pierwszej części sezonu Jaskółki odniosły swoje pierwsze zwycięstwo. Dwa punkty padły łupem tarnowian po zwycięstwie nad drużyną z Leszna. Był to pierwszy promyk nadziei na lepsze jutro. Należy jednak pamiętać, że zwycięstwo na własnym obiekcie nie przyszło łatwo. Doskonale spisujący się w barwach Byków, Jarosław Hampel zdobył 20 punktów. - Najważniejsze są dwa duże punkty, które zdobyliśmy po raz pierwszy w tym sezonie. Szkoda, że kibice tak długo musieli czekać na meczową wygraną, ale wreszcie wszyscy się tego doczekaliśmy. Myślę, że teraz powinno być tylko lepiej - tak po pierwszym zwycięstwie mówił trener Jaskółek. Kolejnym małym kroczkiem do odbicia się od dna było zwycięstwo za trzy punkty w meczu z PGE Marmą Rzeszów. Wydawało się, że tarnowianie czują się coraz lepiej na własnym torze.
Pierwsze zwycięstwo przyszło dopiero w drugiej części sezonu
Szanse na walkę o medale ugrzęzły w błocie
Odbicie się od dna ligowej tabeli pozwoliło myśleć tarnowianom o awansie do play-off. Warunkiem niezbędnym miały być zwycięstwa z Włókniarzem Częstochowa i Betardem Spartą Wrocław. Mecz z częstochowskimi Lwami doszedł do skutku dopiero po czterech próbach jego rozegrania. Jaskółkom udało się łatwo wygrać w stosunku 56:34. Tak pokaźne zwycięstwo dało drużynie Tauron Azotów także punkt bonusowy. Kiedy w pozostałych spotkaniach padły wyniki sprzyjające tarnowianom, wydawało się, że faza play-off jest już na wyciągnięcie dłoni. Jaskółki miały za zadanie wygrać na własnym torze z Betardem Spartą Wrocław. - Czeka nas mecz z Betardem Spartą Wrocław. Na tym poziomie nie ma łatwych spotkań. Drużyna z Wrocławia przyjedzie tutaj po zwycięstwo. Obie ekipy zdają sobie sprawę, że zwycięzca zgarnia wszystko - mówił przed meczem Pedersen. Spotkanie z wrocławską drużyną odbyło się w fatalnych warunkach atmosferycznych. Taka aura przeszkodziła gospodarzom na wykorzystanie atutu własnego toru. Ostatecznie drużyna gości wygrała mecz, który po jedenastu wyścigach zakończył sędzia. Tym samym to wrocławianie zapewnili sobie awans do pierwszej szóstki, a Jaskółkom przyszło walczyć o utrzymanie w lidze. Trzeba jednak przyznać, że to nie ostatnie spotkanie, a zastraszająco słaba forma tarnowskiej drużyny przez cały sezon nie pozwoliła myśleć o niczym więcej jak walka o ligowy byt. Mecze barażowe z Włókniarzem to już praktycznie czysta formalność. Wobec niedyspozycji w Tarnowie prawie wszystkich zawodników "Lwów", łącznie z liderem Grigorijem Łagutą, czarny scenariusz został odłożony głęboko do szuflady.
Nadzieja na play-off utopiona w błocie
Mocne uderzenie, czyli drużyna na mistrza?
Kiedy wydawało się, że po drugim z rzędu tak mizernym sezonie, w którym tarnowianie nie odnoszą sukcesu, spaleni ze wstydu najwięksi sponsorzy na czele z Tauronem i Azotami Tarnów odwrócą się na pięcie, ci postanowili, że jeszcze raz podejmą się stworzenia drużyny. A ta według ostatnich informacji nie będzie co najwyżej solidna, jak to miało miejsce w ubiegłych sezonach, a bardzo mocna. Każdy wie, że podstawą sukcesu i dobrej atmosfery jest trener z prawdziwego zdarzenia. Dlatego w klubie nikt nie zastanawiał się długo i wybór padł na zamieniającego wszystko w złoto Marka Cieślaka. Do najlepszego szkoleniowca na świecie wypadałoby także dokooptować najlepszego zawodnika. Dlatego też prezes Bogdan Gurgul wraz z parterami postanowili do Cieślaka dokooptować najlepszego jeźdźca naszego globu - Grega Hancocka. Łatwo się mówi i pisze, ale przecież kto bogatemu zabroni? No to "lecąc" dalej. Po fiasku rozmów z Maciejem Janowskim, na którego w Tarnowie zagięto parol bardzo mocno, zaczęto rozmowy z Kacprem Gomólskim. Zawodnik pasował do koncepcji ponieważ jest bardzo młody i perspektywiczny, a do tego ma bardzo niski KSM dla Speedway Ekstraligi. Wraca też po dwuletnim pobycie w Lesznie Janusz Kołodziej. Posunięcie bardzo ważne z punku widzenia kibicowskiego. W Tarnowie od czasów Tomasza Golloba i Tony’ego Rickardssona nie było zawodnika, na którego można by było "pójść". Podwyższenie frekwencji w porównaniu do ostatnich rozgrywek gwarantowane!