Sandra Rakiej: Francuski longtrack, czyli tanie wino, niesprawiedliwa miłość kibiców i cholerny Woodward!

18 tys. kibiców oglądało tegoroczną rundę Grand Prix na długim torze we francuskiej miejscowości Marmande. Taką frekwencją poszczycić się może niewielu organizatorów zawodów o MŚ na żużlu. Czy właściwe jest jednak porównywanie obu dyscyplin?

W tym artykule dowiesz się o:

Runda Grand Prix w Marmande to bodaj najbardziej prestiżowe zawody rozgrywane na długim torze. Podobnym zainteresowaniem i uznaniem cieszy się tylko indywidualny turniej rozgrywany na niemieckim torze w Herxheim. Nie oznacza to jednak, że inne spotkania gromadzą na trybunach o wiele mniej kibiców. Grand Prix w Vechcie oglądało w minionym sezonie około dziewięciu tysięcy kibiców, sporym sukcesem była również fińska runda, choć sympatyków aktualnego mistrza świata w połowie zawodów przegoniła burza i ulewny deszcz. Na próżno jednak porównywać długi tor do żużla, gdyż towarzysząca sportom infrastruktura jest zgoła inna. Z pewnością nie doszukamy się podobieństw, poza zainteresowaniem ze strony fanów, pomiędzy najpopularniejszą runda Grand Prix w Marmande i zawodami tej samej rangi w Cardiff. Longtrack to bowiem cały czas jeszcze piknik, któremu towarzyszy sielska atmosfera. Rzec by jednak można, że podobnie dzieje się podczas eventów w Danii czy we Włoszech. Z tą różnicą jednak, że tam zawsze liczyć można na polskich kibiców, którzy wypełnią trybuny życiem, kolorem i fantazją. We Francji, choć prawdziwych entuzjastów nie brakuje, bawiono się inaczej. Sama ilość kibiców, a także zaczynające się wyłaniać transparenty, flagi i w końcu coraz bardziej żwawe okrzyki, pozwalają twierdzi, że idzie zmiana na lepsze.

Polski akcent na francuskiej ziemi

Choć miejscowość Marmande jest malowniczo położona, od lotniska w Bordeaux dzieli ją zaledwie czterdzieści minut drogi i niedaleko stąd do znanych wakacyjnych kurortów jak Biarritz, jest to miejsce jeszcze nie odkryte przez Polaków. Na próżno wsłuchiwałam się w rozmowy kibiców, z nadzieją, iż usłyszę rodzimy język. Jako, iż po francusku powiedzieć umiem ni mniej ni więcej niż "bonżur" i "że tę" (to drugie trudno mi było wykorzystać w jakiejkolwiek sytuacji), a próba przeczytania programu zawodów zakończyła się pobieżnym przeglądaniem obrazków, moje zdziwienie były ogromne, gdy dostrzegłam polską flagę na wieżyczce sędziowskiej. Jak się bowiem okazało, FIM delegowało na tę imprezę Wojciecha Grodzkiego. - Co roku sędziuję jakieś zawody na długim torze, więc mam już doświadczenie. Z pewnością powiedzieć można, że podczas tych turniejów jest znacznie więcej przerw, łatwiej jest też o kolizję. Tory są jednak dłuższe i szersze, w ekstremalnych wypadkach liczą sobie nawet 1000 metrów, w związku z czym jest również sporo walki. Nawet jeżeli zawodnik "zaśpi" na starcie, to ma więcej możliwości, aby wyprzedzić i ścigać się o lepsze pozycje - komentuje polski sędzia.

Stadion w Marmande

Tor w Marmande kształtem przypomina trójkąt. Zawodnicy rozpędzają się na trzech długich prostych. Motocykle osiągają większe prędkości, ale tak jak na żużlu - nie mają hamulców. - Sądzę, że zawodnicy startujący na długim torze muszą być lepiej od żużlowców przygotowani kondycyjnie. Jeżeli tory mają nawierzchnię żużlową to nie ma wielkiego problemu, natomiast, gdy jest to obiekt trawiasty - tak jak w Marmande, to jest to ogromne wyzwanie. Treningi zazwyczaj odbywają się rano i wieczorem podczas Grand Prix, tej trawy już po prostu nie ma! Taki tor wymaga ogromnej siły i wytrzymałości, ciężko jest się bowiem utrzymać na wirażach. To już zahacza niemal o motocross - dodaje Grodzki.

Zawody o mistrzostwo świata na długim torze nie cieszą się popularnością w Polsce. Co prawda było kilku zawodników, którzy próbowali swoich sił (na przykład Tomasz Gollob), lecz żaden z nich nie zdecydował się na walkę w Grand Prix. - Żużel i długi tor to dwie inne dyscypliny jeżeli chodzi o przygotowanie motocykli. Longtrack popularny jest w Niemczech czy Francji, lecz dla polskich zawodników wydawać się może mało atrakcyjny. Co prawda kiedyś tytuły mistrzowskie zdobywał Olsen, Nielsen czy Tatum, ale wtedy mistrzostwa świata na żużlu nie rozgrywały się w systemie Grand Prix. Obecnie na długi tor pozwolić sobie może tylko ktoś to ma na to dodatkowe fundusze oraz czas. Zawodnicy, którzy startują na co dzień na długim torze zarabiają na tym i tylko z tego żyją. Dla Polaka byłby to jednak problem, bo nie ma ligi i pewnie nikt nie pozyskałby sponsorów tylko na starty na długim torze. Należy przecież zainwestować dodatkowe fundusze, a to sport bardzo kosztowny. Poza tym nie da się pogodzić startów w Grand Prix na żużlu i długim torze. Kylmaekorpi był blisko awansu do elity speedway'a, ciekawe co by wtedy wybrał - zakończył polski sędzia.

Kim do cholery jest Cameron Woodward?!

Grand Prix w Marmande to prawdziwe święto dla entuzjastów sportów motorowych. Pierwsi kibice zjawiają się na stadionie już z samego rana, tak aby śledzić poczynania zawodników począwszy od treningów, poprzez wyścigi sidecar'ów, turnieje juniorów, na batalii o mistrzostwo skończywszy. Ta zaś zaczyna się dopiero o godzinie 21:00. Pomiędzy poszczególnymi seriami walki w Grand Prix na długim torze, do rywalizacji przystępują również zawodnicy z serii B. Ta zaś w minionym sezonie przebiegła pod dyktando Camerona Woodwarda.

O ile fani żużla doskonale kojarzą nazwisko Australijczyka - czy to ze startów w barwach Eastbourne Eagles, czy też polskiej drużyny z Lublina, dla sympatyków longtrack'u Woodward był zawodnikiem kompletnie nieznanym. Jego debiut w świecie torów, które liczą sobie około 1000 metrów, skomentować można jednym zdaniem: wejście smoka. Cameron w minionym sezonie wygrał bowiem turniej indywidualny w Herxheim, który dla lokalnej publiczności jest niczym świętość. Od lata triumfy świętowali tam Niemieccy sportowcy, którzy bez wątpienia stanowią najsilniejszą reprezentację na długim torze. Woodward dzieląc i rządząc, pogwałcił status quo i uraził niemiecką dumę. Nasi zachodni sąsiedzi nie kryli swojego zdziwienia osiągnięciem chłopaka znikąd. Gdy Australijczyk stanął na podium gotów by odebrać trofeum, spiker zawodów zapytał wprost: so who the fuck is Cameron Woodward? Podobnie tekst o zawodach zatytułował również niemiecki magazyn sportowy. Zawodnik, który znany jest z dużego poczucia humoru, przyjął to jako komplement, a pytanie funkcjonuje wśród jego przyjaciół niemalże jako pseudonim Woodwarda.

Umiejętności Camerona zostały dostrzeżone przez włodarzy FIM, którzy nagrodzili go stałą dziką kartą na starty w przyszłorocznym cyklu Grand Prix. Debiutant nie będzie jednak chłopcem do bicia przez bardziej doświadczonych zawodników, tym bardziej, że do walki przystąpi jako członek teamu, który tworzy wraz z aktualnym mistrzem świata. Joonas Kylmaekorpi, bo o nim mowa, to również ten, który zaszczepił w Woodwardzie miłość do długiego toru. Nic też dziwnego, skoro obaj panowie w trakcie sezonu żużlowego mieszkają drzwi w drzwi w angielskiej posiadłości Trevora Geer'a. Choć na australijskich kibiców, poza rodziną Cam'a, trudno będzie liczyć podczas rund Grand Prix na długim torze, to taki rodzynek w europejskiej stawce z pewnością duża atrakcja.

Jak kochają Francuzi?

Porównywać zawody na długim torze do żużla to tak, jakby zestawić ze sobą motocross z enduro czy supercrossem. To dwie odmienne dyscypliny, które różnią się od siebie nie tylko zasadami i budową motocykla. Inna jest atmosfera, infrastruktura i podejście kibiców. Cech wspólnych jest jednak nie mało, a najważniejsze to z pewnością emocje, walka i widowisko, jakie tworzą zawodnicy. Brak hamulców, specyficzny zapach i adrenalina to cechy charakterystyczne obu sportów. Francuzi kochają zawody na długim torze namiętnie, ale niesprawiedliwie. Choć podczas rozgrywek w Marmande wytrwale siedzą na przyniesionych z domu krzesełkach polowych i kibicują zawodnikom do końca (a w minionym sezonie turniej zakończył się dopiero o 1.00 w nocy), pustkami świecą trybuny w Morizes. A to właśnie tam odbyła się ostatnia runda, która rozstrzygała o tytule mistrza świata. Na torze położonym pół godziny jazdy od Marmande zjawiło się zaledwie dwa tysiące kibiców. Nie pomógł nawet fakt, iż widowisko urozmaicić można sobie było wyśmienitym, lokalnym winem w cenie 2,50 euro.

Video z Grand Prix w Morizes

W Morizes wszystko toczyło się nieco ociężale i w powolnym tempie. Za wygraną nie dawali jednak sportowcy, którzy widowisko stworzyli genialne, bo walki było co nie miara. Anemiczny spiker nie dostrzegł jednak momentu, że to już w trzeciej serii wyścigów Kylmaekorpi zagwarantował sobie kolejny tytuł. Zauważył to chyba dopiero, gdy Fin wkroczył na podium w złotym, specjalnie przygotowanym na tę okazję kevlarze. I choć o atmosferze na trybunach nie można powiedzieć w kontekście Morizes za wiele, to na uznanie zasługuje postawa samych zawodników. Ostatni opuszczali parking o czwartej nad ranem i choć wielu miałoby powody do smutku, bo nie zdołali awansować do przyszłorocznych rozgrywek, zabawy nie było końca. W przeciwieństwie do żużla, gdzie każdy pakuje manatki i odjeżdża do domu, na długim torze panuje luz, spokój, a wręcz rodzinna atmosfera. W rolę DJ-a wcielili się mechanicy Joonasa i choć ich repertuar liczył sobie tylko i wyłącznie hit "we are the champions", następnego dnia głos straciła połowa stawki Grand Prix. Gratulacjom, okrzykom i toastom nie było końca...

Złoty Kylmaekorpi

Zdjęcia: archiwum prywatne, http://v8engines.eu

Komentarze (0)