Jakub Sobczak: Andersen w Grand Prix? To i tak bez znaczenia

Nominacja Hansa Andersena do Grand Prix nie przeszła bez echa. Duńczyk, który w cyklu zastąpi Darcy'ego Warda nie wydaje się być, delikatnie mówiąc, w najlepszej dyspozycji. Czy zatem "Brzydkiemu Kaczątku" należy się miejsce w żużlowej elicie? Co skłoniło decydentów światowego speedway’a do postawienia właśnie na Andersena?

W tym artykule dowiesz się o:

Po tym, jak ze względu na nowe przepisy w polskiej lidze, starty w naszym kraju nad walkę o tytuł Indywidualnego Mistrza Świata przełożyli Piotr Protasiewicz i Darcy Ward oczywistym stało się, że jeżeli nie zmieni się regulamin, ktoś będzie musiał zastąpić tę dwójkę. Proponowane rozwiązanie z dzikimi kartami dla zawodników z miejsc 9-15 (co obeszłoby polskie wytyczne dla klubów ekstraligowych) nie weszło w życie. Firma BSI musiała więc w trybie awaryjnym dokooptować kogoś do GP.

Pierwsze pogłoski mówiły o takich zawodnikach jak Davey Watt oraz Scott Nicholls. Okazało się jednak, że obaj z tej propozycji nie skorzystali (lub też okazały się to tylko plotki). W kontekście jazdy w Grand Prix przewijały się również nazwiska Mateja Zagara (zdecydował się na starty w Caelum Stali Gorzów) i Martina Vaculika. Jako że nic z tych planów nie wyszło, FIM i BSI postawiły na Petera Ljunga i Hansa Andersena.

Wybór Szweda nie przysparza większych trudności samemu zawodnikowi, który w polskiej Ekstralidze nie jest żużlowcem niezbędnym. Poza tym w Grand Prix Challenge Ljung zajął szóste miejsce i generalnie był pierwszym zawodnikiem spoza trójki, który zgodził się na jazdę w elicie. Poza tym dla 29-letniego jeźdźca, nie znanemu raczej szerszej publiczności, propozycja jazdy w GP spadła jak z nieba. To przecież, abstrahując od trwającej od jakiegoś czasu dyskusji na temat spadającej atrakcyjności i prestiżu GP, szansa na promocje i intratne oferty od sponsorów.

Nieco inaczej sprawa wygląda z Andersenem, dla którego sezon 2011 był raczej nienajlepszy. W GP Challenge znakomity niegdyś Duńczyk zajął dopiero… 14 miejsce. Ponadto wszyscy dobrze pamiętają jak żenująco Hans spisywał się w tym sezonie w barwach Caelum Stali Gorzów. Średnia biegowa na poziomie 1,030 (!) w jedenastu spotkaniach sprawia, że chyba nie bez przyczyny Andersen został okrzyknięty najgorszym transferem ubiegłego sezonu.

- Szczerze mówiąc, wydaje mi się, że władze światowego żużla ciągle pamiętają tego Hansa Andersena, który był czwartym, czy piątym zawodnikiem na świecie. Im ciągle wydaje się, że przy odpowiedniej motywacji on znowu będzie w ścisłej czołówce. Więc nominowali go do Grand Prix. Według mnie on nie zapomniał jak się jeździ. Ma jednak blokadę psychiczną - powiedział specjalnie dla portalu SportoweFakty.pl dotychczasowy pracodawca Andersena, prezes Caelum Stali Władysław Komarnicki.

"Brzydkie Kaczątko" do elity dostał się kuchennymi drzwiami i trudno mu się dziwić, że z tego zaproszenia skorzystał. Biorąc pod uwagę tak słabą postawę w ubiegłym roku, zaproszenie od FIM i BSI Duńczyk potraktował zapewne jak dar od niebios. Tym bardziej w obliczu transferowych doniesień mówiących o zainteresowaniu nim ze strony Stelmet Falubazu Zielona Góra w roli… rezerwowego, który do składu mistrzów Polski miałby wskoczyć jedynie w przypadku kontuzji któregoś z zawodników.

Można dyskutować, czy powołanie do GP zawodników pokroju Andersena, Ljunga, a także awans sportową drogą Bjarne Pedersena nie wpływa ujemnie na poziom batalii o Indywidualne Mistrzostwo Świata. Chyba w tym względzie należy przyznać rację prezesowi Komarnickiemu, który w rozmowie z naszym portalem stwierdził, że i tak wszystkich elektryzuje tylko walka ośmiu najlepszych. Pozostali przeważnie jeżdżą z tyłu i to, czy akurat w danym biegu czwarty będzie ten, czy inny zawodnik, nie ma większego znaczenia

Jakub Sobczak

Komentarze (0)