Co wy chcecie zrobić z nami?
Myśli zamknąć za kratami,
z naszych mózgów zrobić ciasto,
my wam rozwalimy miasto.
Cały system już się pali,
cały system już się wali.
Świat wasz pęka na atomy,
podpalimy wasze domy.
Ref: Anaaaaaarchia, anaaaaaaaarchia, anaaaaaaaarchia, anaaaaaaaaarchia.
Tomasz Karolak, aktor-kibic mistrzowskiego Falubazu, w serialu "39 i pół" tak śpiewał ze swoją kapelą, a jakże, "Dirty Track" o anarchii. W polskim ligowym żużlu anarchia to chleb powszedni. Prezesi klubowi, nastawieni na sukces za wszelką cenę (i wspierani w tym przez swoich kibiców sukcesu), mający parcie na szkło i błyszczenie na lokalnych salonach, podpisywali wirtualne, kosmicznie wysokie kontrakty z żużlowcami, z góry wiedząc, że nie będą w stanie na czas wypełnić tych umów. Patrzyli w oczy zawodnikom, mamili ich różnymi dobrami na zasadzie: "ci te ślepka mogom kłamać? Chiba nie". Czyli z góry robili ich na żywca w balona (nie mylić z Balińskim!). Jeźdźcy więc w sezonie czekali długie miesiące na swoje obiecane wypłaty, nie mieli na przygotowanie sprzętu, ani na życie. I jak tu wozić punkty?! Przypominam, że żużlowcy nie wiedzą, jakim budżetem dysponuje klub, z którym chcą podpisać kontrakt. A jak każdy z nas, pragną zarobić jak najwięcej. To prezes klubu i główna księgowa powinni ostudzić te ich zapędy. Inna sprawa, że jeźdźcy, którzy wiążą się z klubami słynącymi od lat z niewypłacalności, to jakieś ciężkie przypadki. No cóż - jak to mówią - niezbadana jest dusza frajera. Zwykle w sezonie ratuje ich więc znacznie słabiej opłacana, za to regularnie, liga szwedzka i angielska.
A polskie kluby - na własne życzenie - i tak coraz bardziej plątały się i plączą w długi. I dziś już nie ma speedwaya w Poznaniu, nad przepaścią stoi Ostrów. Rybnik zaś ma półtora miliona w plecy, ale tam w większości ci sami kolesie przedzierzgnęli się ze stowarzyszenia (gdzie nikt za nic nie odpowiada) w spółkę i udają wariata. Tworzą właśnie drugoligową drużynę złożoną z samych naiwnych (zawodników), albo desperatów. Łasych na obietnice. Gdyby w polskim żużlu prawo nie było tak beznadziejne, to RKM-u, czy ROW-u, jakakolwiek by to była nazwa, w takiej sytuacji nie powinno być na mapie czarnego sportu. Dopóki długi nie zostaną uregulowane. Niby Rybnik coś tam chce spłacić, ale ichniejszy działacz, pan Pawlaszczyk już zapodał w mediach, że to się może nie udać… jak to bywa w biznesie. Gdzie Pan widział taki biznes, Panie Pawlaszczyk?
Mam więc ogromny żal do szefa PZM Andrzeja Witkowskiego, że wydał tę cholerną licencję rybniczanom (naprawdę, regulaminy tu są aż tak bezradne???). W ten sposób zostawił dotychczasowych zawodników RKM-u samych sobie z ich finansowymi problemami.
Być może niebawem taki deal jednak już nie będzie możliwy, bo szef GKSŻ Piotr Szymański już zapowiedział, że złoży ona wniosek do prezydium PZM o wprowadzenie w regulaminie licencyjnym takich zmian, żeby nikt więcej nie mógł już wykręcić podobnego numeru jak teraz Rybnik i jak po trosze próbował to zrobić Poznań, czyli żeby żaden klub zmieniając nazwę, czy formę działania, nie mógł uciec od swych długów m.innymi wobec żużlowców.
Ale źle się dzieje nie tylko w żużlowym państwie rybnickim, poznańskim czy ostrowskim. Powiadają, że Wrocek i kilka innych ośrodków też stąpają po cienkiej linii.
Les Trois Mousquetaires
Nigdy się nie spodziewałem, że kiedyś stanę murem za GKSŻ, ale akurat teraz stoję, bo ona pierwszy raz w swej historii i w historii PZM twardo ujęła się za pokrzywdzonymi żużlowcami, a przeciw zaprzaństwu, nielojalności i szaleństwu wielu klubowych prezesów. I przeciw anarchii, tudzież bałaganowi w naszym speedwayu. Tyle że GKSŻ to teraz nowa siła. Na szczęście już odchudzona, tylko trzyosobowa. Stary został jedynie jej przewodniczący Piotr Szymański, z którym toczyłem zaciekłe boje w aferze tłumikowej. Ale Piotrek, gdy w Komisji nie jest już otoczony szczwanymi podszeptywaczami, pilnującymi wyłącznie swoich interesów, czyli preziami klubowymi, to zupełnie inny facet. Jego wickiem jest sprawny biznesmen Adam Krużyński z firmy Nice, która przez kilka lat sponsorowała reprezentację Polski, Unibax Toruń (pan Adam, choć mieszka teraz w stolicy, pracuje w Moskwie, to z pochodzenia jest czystej krwi Krzyżakiem i stąd jego miłość do speedwaya) oraz wielu zawodników, w tym braci Pawlickich czy Maćka Janowskiego. Tę dwójkę wspiera bystry prawnik Łukasz Szmit. Atos, Portos i Aramis. A gdzie D'Artagnan? - chciałoby się zapytać. Miał nim być prezes PZM Witkowski, lecz on najwidoczniej woli wcielać się w rolę kardynała Richelieu i rządzić oraz dzielić.
Tak więc na razie doczekałem się - i oby tak już zostało - nowej Głównej Komisji Sportu Żużlowego, która wreszcie chce, by w polskim speedwayu prawo stało się prawem, żeby zawodnicy nie byli robieni w bambuko i by wszystko było oparte na zbilansowanym rachunku ekonomicznym, tak aby nie dopuścić do bankructwa poszczególnych klubów, zarządzanych przez rozkosznych prezesów na zasadzie "postaw się, a zastaw, zaś po nas już tylko potop", ani do bankructwa całego polskiego czarnego sportu. I ja jestem za taką Komisją, i dziwię się, że twardo za nią nie stoi także PZM, który ją wręcz ośmiesza, bo na własną rękę rozdaje klubom licencje, że niby… regulaminy nie pozwalają mu odmówić, np. bezczelnemu Rybnikowi. Czyżby? Przecież to PZM na tę okoliczność olał własne regulaminy i pozwolił klubom przekroczyć ustalony termin spłaty długów wobec zawodników. Szopka. Główny aktor: prezes Witkowski. Jego kwestia przewodnia: - Nie chcem, ale muszem dla dobra polskiego żużla.
Czy to na pewno jest "dobro polskiego żużla"?
Ale uwaga! Ową nową Komisję będę moralnie wspierał, tylko dopóty nie zboczy ona z obecnego kursu, bo np. nie wytrzyma ciśnienia, zmięknie pod wpływem szowinistycznych kiboli i żurnalistów oraz na skutek braku poparcia ze strony PZM. A wtedy to ja pierwszy zatańczę z nią kujawiaka, czyli wezmę ją pod buty.
Jak już wiecie, nie tak dawno nowa GKSŻ ukarała kilka klubów z wszystkich lig odjęciem punktów na starcie i (lub) grzywną. I słusznie! Popieram tu GKSŻ i kary przez nią nałożone. Przykrość spotkała kluby, które spóźniły się z terminowym (do 30 listopada ub. roku) spłaceniem długów wobec swoich żużlowców. A ci i tak zbyt długo czekali na własną zarobioną kasę. Najgorzej po tyłku dostał Włókniarz Czewa: minus cztery oczka na samym starcie plus 20 tysiączków złociszy kary. "Medaliki" bowiem przekroczyły granice przyzwoitości ze zwlekaniem z zaległą wypłatą dla żużlowców. I jest to już recydywa. Podobnie w przypadku Sparty Wrocław, której odebrano dwa punkciki i także dowalono 20 tys. zł kary. Obu drużynom z tymi punktowymi stratami będzie ciężko, bo obie raczej bronić się będą przed degradacją (obok Gdańska i Bydgoszczy). WTS zdołał pozbyć się długu wobec swoich jeźdźców 5 czy 6 grudnia ( a Czewie udało się to znacznie później, bo dopiero po przyjściu do tego klubu nowych właścicieli). Tak samo postąpiła Unia Tarnów, więc została ukarana identycznie jak Wrocek. A ja uważam, że "Jaskółkom" należało jeszcze dołożyć do pieca choćby za to, że bezczelnie próbowały wyłudzić od Ułamka i Kasprzaka w sumie ponad 6 milionów złotych! Znacie tę skandaliczną sprawę.
Jak można było przewidzieć, natychmiast wśród żużlowych ligowych prezesów, a także wśród kibiców rozległ się płacz i zgrzytanie zębami nad owymi karami. Np. moja ulubiona, waleczna pani Krysia Kloc z WTS-u (właśnie kolejny raz uratowała speedway we Wrocławiu i za to ją tak cenimy, tudzież kochamy) złościła się publicznie, że ludzie powinni wiedzieć… co im grozi za skok na bank. Czyli co grozi za złamanie żużlowych przepisów. A wystarczyło Droga Krysiu, żebyś się zapoznała z ogólnie dostępnymi speedwayowymi regulaminami, to byś wiedziała co Ci grozi za "skok na bank". Gdybyś zajrzała do "Przepisów dyscyplinarnych sportu żużlowego" to w art. 306., ust. 1., w pkt. 21. przeczytałabyś, że wśród środków dyscyplinarnych jest również przyznanie punktów ujemnych (funkcjonują one zresztą także np. w piłce nożnej). Dzięki temu przepisowi, tak właśnie mógł zostać ukarany Ostrów po aferze korupcyjnej. I o skoku na jaki bank Ci chodzi Pani Prezes Krysiu? Czyżby na bank z forsą zawodników??? - tak tylko pytam nieśmiało, bo cuś tu nie kumam. Ale tak naprawdę, w zasadzie nikomu aż tak bardzo nie chodzi tu o kary finansowe. Nie przeciw nim się ludziska głównie burzą. Wystarczy tylko przeczytać internetowe wpisy kiboli. Oni twierdzą, że owszem, trzeba karać niesumienne kluby, ale jedynie finansowo, a nie odbieraniem punktów na starcie do nowych rozgrywek. Bo to boli najbardziej. Cwani fani wiedzą, że nasze ligowe kluby i tak żyją ponad stan, na kredyt, więc pożyczenie lub "skombinowanie" 20, 10, 5, czy 2 tysięcy na grzywnę nie będzie dla nich jakąś zmorą i uciążliwością. Poradzą sobie z tym. Czyli tak naprawdę, nie jest to dla nich (owa grzywna) żadną karą. Splunąć przez ramię i już. Załatwione. Ale odebranie 2, 3 czy nawet 4 punktów, ooo, to już boli. I generalnie nic was tzw. kibice sukcesu nie ruszają problemy żużlowców, że im kluby przez pół roku nie płacą pieniędzy, a oni przez to nie tylko nie mają za co utrzymać swoich rodzin, ale także nie mają kasy na właściwe przygotowanie sprzętu i punktowanie w lidze. Bo was egoistycznie obchodzi tylko sukces swojej ukochanej ligowej drużyny, a zawodnicy niech spadają na drzewo. Nie będą ci, to przyjdą inni. Ciekawe, czy kibice i działacze też czekaliby pół roku na wypłatę?
Kacper Ginger Gomólski zamieścił na fejsie swoją fotkę, jak macha z toru do publiki. Jego brat, Adrian tak podpisał to zdjątko:
Dajesz im radość, a potem i tak krzyczą, i wyzywają. Więcej tego Brachol w ich kierunku nie robimy. Nie ma sensu. Żegnam.
Zadziwia mnie niekonsekwencja kibiców, dziennikarzy, a nawet niektórych działaczy, którzy jeszcze niedawno gromko wołali: "Coś z tą patologią w polskim żużlu i finansowym krachem klubów wreszcie trzeba zrobić!!!". A gdy GKSŻ na życzenie publiczności ostro się za to zabrała, to jest… kopana po kostkach. Że kary finansowe owszem, lecz punkty ujemne już nie, bo zbyt bolą. A przecież kara właśnie powinna być długa, uciążliwa, odstraszająca i nieuchronna. Przede wszystkim zaś skuteczna. I w tej postaci ma ona na to szansę, bo czegóż kluby boją się najbardziej obok oczywiście nieprzyznania im licencji na kolejny sezon? Właśnie owych ujemnych punktów!
Wielu proponuje bez sensu, żeby nie zabierać klubom punktów, za to do wiwatu przywalić im kosmiczne, wielgachne kary finansowe. Ale to przecież oznaczałoby wpędzenie ich (niektóre zaś to już teraz prawdziwi lub przynajmniej potencjalni bankruci) w dalszą spiralę długów, z których mogą już nie wyjść! Nie o to zaś chodzi, by wylać dziecko z kąpielą!
Mam pomysła, czyli upraszam się o zawiasy dla klubów!
Jest pat. Ambitni trzej muszkieterowie z nowej GKSŻ poszli ostro, po całości i za to brawa dla nich. Ale życie to nie je bajka, więc teraz mają przeciw sobie ukarane kluby, kibiców, dziennikarzy, a - zdaje się - nawet "dobrych wujaszków cudzym kosztem", czyli granatowomarynarkowych z PZM, z Endrju W. na czele. Tak się nie da pracować. Atmosfera jest jak w rodzinnym grobie. Jak się dowiedziałem, niedawno odbyło się kolejne spotkanie członków GKSŻ z klubami, które tłumaczyły się ze swoich przewin ("czasem to zawodnik na czas nie przedstawił jakiegoś rachunku"), obiecywały poprawę, czyli spłatę długów i podpisywanie realnych kontraktów. Widać było ten strach przed ujemnymi punktami.
Jestem gwałtowny i radykalny, ale nie jestem zapiekły i pamiętliwy. I żadna ze mnie uparta krowa, czy inny osioł. Po uspokojeniu potrafię sobie bowiem przemyśleć na nowo wiele spraw. Mnie przecież w głębi serca nie chodzi o udupienie żużla gdziekolwiek. Tylko, żeby funkcjonował on na normalnych, uczciwych zasadach. Wszystkim życzę jak najlepiej. No bo popatrzcie np. na Czewę. Gdy już tak na zimno wszystko sobie analizuję, to rzeczywiście trudno karać nowych właścicieli Włókniarza za życie ponad stan i nierealne marzenia poprzedniego prezesa, czyli pana Maślanki. Ci nowi ludzie w miarę szybko wyłożyli, albo załatwili, brakujące 900 tysięcy złociszy i honorowo wyrównali rachunki. Pewnie, że to wciąż ten sam klub i zawinił, lecz wobec tych łagodzących okoliczności i wobec zadośćuczynienia…
Wrocek i Tarnów także dość prędko, acz już po terminie, uporały się ze swymi zaległościami. Itd., itp.
Mam więc pomysła jak Cycu Kiepski, a raczej uniżoną prośbę do GKSŻ: czas zblatować, wykazać dobrą wolę i na rok zawiesić klubom przyznane im ujemne punkty! Niech w nadchodzący ligowy sezon '2012 wszystkie one wejdą na równi z zerowym kontem punktowym!
Ale niech te ujemne punkty złowróżbnie i ostrzegawczo wiszą nad klubami i jeśli po sezonie okaże się, że znów podpisały wirtualne kontrakty, z których nie mogą się wywiązać na czas, to wtedy, jako recydywie, dowalić im jeszcze większą ilość takich ujemnych oczek na sezon '2013!!! Taaaaa, niech cały czas winowajcy mają świadomość nieuchronności tej kary, jeśli ponownie nabroją. Zostanie wtedy ona odwieszona i powiększona!
Na bezczelnego
Wszyscy mamy źle w głowach i dziw, że jeszcze żyjemy hej hej la la la la hej hej hej.
Tak nasze kluby żużlowe mogłyby sobie zaśpiewać za "Elektrycznymi Gitarami".
Bo na te nasze kluby, tak naprawdę, nie ma boskiej kary! Zobaczcie sami co się dzieje. Np. GKSŻ okazała się łaskawa dla biednej Wandusi Kraków i dołożyła jej tylko 5 tysięcy grzywny, żeby nie dobijać żużla pod Wawelem. Okazało się, że jednak to zbyt mała kara, skoro niczego nie nauczyła tamtejszych działaczy. Bo oto w "Tygodniku Żużlowym" honorowy członek (cokolwiek to oznacza) Wandy, Józef Pilch szczebiocze o tym, jak to krakowianie są aktywni na rynku transferowym i podpisują kontrakty z nowymi zawodnikami. Jak rozumiem, gdyż taka jest praktyka, parafowali je z jeźdźcami na cały nadchodzący sezon. Tymczasem, jak bez żenady ujawnia pan Pilch… jego klub na razie zgromadził pieniądze ledwie na połowę sezonu! Pan Pilch liczy, że dalsze środki też się znajdą. A jeśli nie? To, co? Zawodnicy znowu zostaną zrobieni w balona i miesiącami będą czekać na swoje wypłaty?
Z kolei Start Gniezno, z tego co nam przekazano: za niespłacone na czas długi wobec zawodników, został ukarany 10 tysiącami zł grzywny oraz 3 (ciekawe, dlaczego nie 2 lub 4?) ujemnymi punktami na sezon '2012. Czyli przewinienie musiało być grube. Ale nie przeszkodziło mu to zbudować w tym czasie kosztownego Dream Teamu (sam Bjarne Pedersen to rzekomo roczny wydatek rzędu 700-800 tys. zł), oczywiście jak na pierwszą ligę! Znowu na wyrost? I dlaczego Start najpierw nie spłacił honorowo swoich dotychczasowych żużlowców? Jak słyszę, Szczepaniak jeszcze czeka ponoć na brakujące 16 tys. złotych i ma je wreszcie dostać na dniach, co mi podpowiadają tu i ówdzie.
Taki prezes GTŻ Grudziądz Zbigniew Fiałkowski jęczał w mediach, żeby PZM pozwolił klubom spłacać zawodników (za ubiegły rok!) aż do końca pierwszej rundy części zasadniczej rozgrywek, czyli gdzieś do… czerwca 2012 r.! A jednocześnie także skonstruował całkiem mocny składzik na nadchodzący sezon! Na bezczela!
No i leci kabarecik. Ale Nowa Komisjo Żużlowa! Mimo wszystko, zawieśmy klubom - choć zasłużyły na tę surową karę - ujemne punkty, niech dostaną ostatnią szansę, a przy okazji zadedykuj im takie znane piosenki jak:
"Żegnaj karo tylko na rok" pani Sośnickiej oraz z repertuaru "Lombardu":
Uwierzyliśmy w was ostatni raz
Znamy na pamięć wszystkie wasze kłamstwa
Więcej nabrać już nie damy się.
To już ostatni raz.
Bartłomiej Czekański
PS W piątek - jak słyszę - może pojawić się komunikat GKSŻ w sprawie wspomnianych kar, co z nimi dalej. Sam jestem ciekaw. Do tego pamiętajmy, że kluby z niższych lig dostały czas aż do 28 lutego (i jak tu ułożyć terminarz?), by uporały się ze swymi długami. Ponoć tylko Ostrów jest zagrożony i jego licencja. Pożyjom, uwidim. Trzymam kciuki za Ostrów i za wszystkich. Tak, czy siak, sprawa kar wciąż jest w toku, bo przecież można się jeszcze odwołać do Trybunału PZM, itd. Ślimaczy to się wszystko. (Bart)