Gdybym jeszcze raz upadł, mógłbym skończyć na wózku - I część rozmowy z Jernejem Kolenko, byłym zawodnikiem RKS

13 kwietnia 2008 - ta data z pewnością na zawsze utkwi w pamięci Jerneja Kolenki. Przesympatyczny 26-letni zawodnik właśnie tego dnia zanotował upadek, którego efektem była decyzja o zakończeniu kariery żużlowej. Jak sam przyznaje, nie należał on do tych z kategorii najgroźniejszych. Słoweniec opowiada między innymi o swoich aktualnych dolegliwościach, o postępach w powrocie do pełnej sprawności oraz o ciągłym zainteresowaniu wynikami Kolejarza.

Jarosław Handke: Na początek zapytam cię jak czujesz się po tym makabrycznym upadku sprzed kilku miesięcy?

Jernej Kolenko: W chwili obecnej czuję się już znacznie lepiej niż kilka miesięcy temu, ale ciągle mam pewne problemy i dolegliwości.

Co konkretnie ci dolega?

- Mam kłopoty, które są związane z ogólną koordynacją ruchów i równowagą, a także ciągle mam jeszcze małe problemy z rozmawianiem. Jestem po licznych konsultacjach z lekarzami. Mówią oni, że w przeciągu roku powinienem dojść do siebie w pełni i wszystko powinno wyglądać tak, jak przed upadkiem.

Czy więc za rok lub dwa lata będziesz chciał kontynuować swą karierę, gdy będziesz już w pełni sprawny?

- Prawdopodobnie się na to nie zdecyduję. Rozmawiałem z wieloma ludźmi i zdaję sobie sprawę z tego, że w moim przypadku dalsze uprawianie tego sportu byłoby bardzo niebezpieczne. Gdyby przydarzył mi się jakiś wcale niewielki i niegroźny upadek, to mógłbym skończyć nawet na wózku inwalidzkim. Dlatego myślę, że ryzyko tego typu jest tutaj niewskazane.

Kolejarz jest outsiderem I ligi, zajmuje w niej ostatnie miejsce. Znasz wyniki swych kolegów?

- Nie znam dokładnie ich konkretnych wyników, bo opuściłem szpital praktycznie dopiero w końcówce maja. Od tamtej pory staram się na bieżąco śledzić w miarę możliwości poczynania moich kolegów. Sprawdzam wyniki w internecie i na pewno nie są one najlepsze. Ja jednak blisko drużyny nie jestem i nie znam przyczyn słabszych występów Kolejarza. Z mojej perspektywy naprawdę nie chcę się na ten temat wypowiadać, bo nie mam głębszego rozeznania w sytuacji.

Jak z perspektywy czasu oceniasz swój upadek? Czy rozmawiałeś po nim z Izakiem Santejem, który go spowodował?

- Tak, rozmawialiśmy. Nie mam do niego żadnych pretensji. To jest speedway, tutaj upadki zdarzają się na co dzień. Jest to absolutnie normalne, więc nie mogę mieć do nikogo żadnych pretensji. Jak tłumaczę sobie tą całą sytuację? Po prostu miałem pecha, że znalazłem się w pewnym miejscu w określonym czasie. Tylko brakiem szczęścia tego dnia mogę to sobie tłumaczyć.

Czy widziałeś ten wypadek na wideo? Jeśli tak, to co o nim sądzisz po jego obejrzeniu?

- Tak, widziałem ten upadek na wideo. W sumie to niczego szczególnego nie mogę o nim powiedzieć. Powiem tak: zanotowałem w swej karierze znacznie więcej upadków, które wyglądały dużo groźniej niż ten z Prelogu. Wstawałem po nich, otrzepywałem się i jechałem dalej w kolejnych biegach. W tym wypadku było inaczej i jak już mówiłem ten upadek mogę skomentować tylko jednym słowem: pech. Upadłem z prostego powodu: nadmierna szybkość. Całe zdarzenie miało miejsce na wejściu w drugi łuk, a wiadomo, że tam jedzie się zawsze bardzo szybko. Bieg tak się potoczył, że to ja upadłem...

Do tego sezonu byłeś bardzo dobrze przygotowany, także pod względem sprzętowym. Kiedy rozmawialiśmy przed sezonem, mówiłeś, że tuningiem twoich silników zajął się sam Louigi, który pomagał przecież Nickiemu Pedersenowi...

- Zgadza się, wszystko było przygotowane perfekcyjnie. Zaufałem Louigi’emu i naprawdę rozumieliśmy się bardzo dobrze. Przygotował dla mnie znakomite silniki. Przed sezonem bardzo się cieszyłem na myśl o jego rozpoczęciu. Kilka pierwszych imprez żużlowych w tym roku dało mi sporą satysfakcję. Co zrobię z wszystkimi motorami? Sprzedam cały sprzęt, zostawię dla siebie tylko jeden motocykl, na pamiątkę tych wszystkich lat, które spędziłem na żużlu.

Drugą część rozmowy z Jernejem Kolenko przedstawimy w środę.

Komentarze (0)