Przekonać niedowiarków - rozmowa z Januszem Stachyrą, część 1

W swojej karierze szkoleniowca prowadził dotychczas zespoły z Rzeszowa, Lublina czy Ostrowa. Teraz nadszedł czas na pracę we Włókniarzu Częstochowa prawdopodobnie w charakterze dyrektora technicznego. Janusz Stachyra w pierwszej części naszego wywiadu opowiedział m.in. o zarysie swoich obowiązków oraz szansach Lwów w Ekstralidze.

Mateusz Makuch, Paweł Zeller: Szczegóły pańskiej współpracy z częstochowskim klubem są już ostatecznie znane?

Janusz Stachyra: Można powiedzieć, że tak. Od razu zabraliśmy się do pracy. Przede wszystkim chcemy się jak najszybciej uporać z torem. Najpierw musimy go osuszyć po zimie, a następnie dosypać nawierzchni. A co do dokładnego zakresu obowiązków to spokojnie, zarys już jest i to na razie wystarczy. Teraz skupiam się na robocie.

O panu w kontekście Włókniarza Częstochowa mówiono od jakiegoś czasu. Dlaczego dopiero teraz udało się współpracę nawiązać?

- Teraz trudno mi odpowiedzieć na to pytanie i jasno stwierdzić, dlaczego wcześniej umowy nie były finalizowane. Cieszę się, że jestem w Częstochowie. Bardzo miło wspominam swój pobyt tutaj, gdy jeździłem dla Włókniarza w latach 90-tych. Jestem zadowolony, że będę mógł tutaj pracować i postaram się, aby efekty mojej pracy były satysfakcjonujące. Chcę też przekazać młodzieżowcom Włókniarza wiedzę, jaką posiadam.

Powiedział pan przed momentem, że przed panem sporo pracy. Chyba najwięcej będzie jej przy torze. Jak pan go ocenia w obecnym stanie?

- Zima robi swoje. Tor został pozostawiony troszeczkę nie tak, jak powinien, ale można powiedzieć, że to jest szczegół. Teraz nie ma się co rozdrabniać, tylko robić swoje. W tej chwili potrzebujemy dwóch, trzech dni dobrej pogody (wywiad przeprowadzono 02.03. - dop.red.), abyśmy doprowadzili tor do dobrego stanu i niebawem móc zacząć jeździć.

Tor wymaga dosypania nawierzchni i z tego powodu zaczęto na nim prace przed końcem minionego roku. Włodarze klubu przyznali, że zabrakło im dosłownie tygodnia, aby wszystkie prace na tym etapie zakończono i tor był bezpiecznie przygotowany do zimy.

- Zgadza się, ale spokojnie, pierwszy mecz u siebie mamy dopiero 15 kwietnia. Mamy zatem półtora miesiąca czasu, aby odpowiednio nasz owal przygotować. Mogę zapewnić, że tor będzie dobry do ścigania i bezpieczny.

Jak bardzo tor zmieni się po dosypaniu nawierzchni sjenitu? Rozmawiałem z ludźmi zaangażowanych w ułożenie tego toru i oni stwierdzili, że ostatnio taka poważna zmiana nastąpiła w Częstochowie 12 lat temu.

- Z reguły taką czynność w najgorszym wypadku powinno się wykonywać co dwa lata. Ta kosmetyka wyjdzie tylko i wyłącznie na dobre. Skróci to czas przygotowania toru, bo do tej pory, gdy tu było twardo i go polano, to robiło się bardzo ślisko. Wszystko dlatego, że nawierzchnia była już bardzo zużyta. Myślę, że tor będzie naszym handicapem. O to w końcu chodzi.

Gdy pan jeździł w Częstochowie ten tor miał blisko 400 metrów. Teraz jest krótszy o około 30. Jak on się geometrycznie zmienił?

- Trudno mi powiedzieć. Na pewno obecny owal jest lepszy, bo chociażby łatwiejszy do przygotowania. Wtedy był dłuższy, typowo żużlowy. Chociaż też był on naszym atutem. Jechaliśmy na wyjazd, przygotowywali nam przyczepny tor i dawaliśmy radę. U nas bywało podobnie. Marek Cieślak nas na to przygotowywał i nikt nie dyskutował. Robiliśmy swoje i tyle. W efekcie raz przywieźliśmy złoto dla Częstochowy. A przy okazji, chciałem zaznaczyć, że przygotowywać tory uczyłem się właśnie od Marka Cieślaka, który jest niesamowitym fachowcem w tej dziedzinie. Zawsze miło wspominam współpracę z nim.

Piotr Protasiewicz stwierdził, że częstochowski tor jest najlepszym owalem do ścigania w Europie. Szczególnie w zeszłym sezonie atrakcyjność spotkań w Częstochowie była ogromna. Pan ma już pomysł, jak przygotować ten tor, by na pierwszym miejscu stało widowisko?

- Jak najbardziej tak. Podczas przedsezonowych treningów przygotujemy tor na różne sposoby, a następnie po konsultacji z zawodnikami podejmiemy decyzję, jak on będzie wyglądał podczas meczów. Ma on sprzyjać naszej drużynie.

Przy okazji informacji o pana angażu we Włókniarzu zdało się słyszeć głosy, że przygotowuje pan przysłowiową kopę niesprzyjającą widowisku.

- A kto tak powiedział? Według mnie to glosy złośliwców. Ja przygotowuję tor tak, aby odpowiadał on moim zawodnikom i był dla nich korzystny.

Ale uczciwie trzeba przyznać, że są też opinie, które doceniają skuteczność pańskiej pracy.

- Powtarzam po raz kolejny, najważniejsze dla mnie jest, aby tor pasował moim zawodnikom. Mnie nie interesuje, czy zawodnicy drużyny gości sobie na nim poradzą, czy też nie. Jeśli będziemy przygotowywać nawierzchnię pod zawodników gości, to będziemy mieli problem z wygrywaniem meczów. Tor ma nam odpowiadać, ma być zgodny z regulaminem i tyle. A to, że ktoś sobie coś tam mówi, to ja się cieszę, że mówi, bo znaczy, że o mnie pamięta.

Tak może nawiążemy do historii. Pan jeździł we Włókniarzu i święcił w nim wielkie sukcesy.

- Do Włókniarza trafiłem z Rzeszowa, gdzie długo przebywałem i różnie tam bywało. Dobrze się stało, że wtedy odszedłem do Włókniarza, bo po powrocie do Rzeszowa po kilku latach spędzonych w Częstochowie całkiem inaczej na mnie patrzono. Ale temat Rzeszowa wolę przemilczeć.

Nawiązałem do pana startów we Włókniarzu, ponieważ mówiło się, że w składzie Lwów ponownie pojawi się nazwisko Stachyra. To prawda, że pana syn Dawid prowadził rozmowy z Włókniarzem teraz bądź jeszcze wcześniej?

- Były jakieś rozmowy, ale nie zakończyły się one powodzeniem z tego względu, że Dawid chciał podpisać kontrakt wcześniej. Nie w tym roku, to może w następnym.

Pan w Częstochowie będzie zajmować się też szkoleniem młodzieży. Jak istotny jest w tym sporcie talent?

- Talent musi być poparty ciężką pracą. Natomiast jeżeli ktoś mocno chce i się zaangażuje to może być z tego owoc. Wiem to po sobie. Nie mówię, że byłem wybitnym żużlowym talentem, ale ambicją i sporym wkładem w treningi doszedłem do jakiegoś poziomu. Trzeba sobie obrać jakiś cel. Co z tego, że mamy gościa ze smykałką do żużla. Jeśli się o niego nie zadba i on sam tego nie uczyni, to ten brylancik po jakimś czasie rozmieni się na drobne.

Jeszcze przed wywiadem ucięliśmy sobie pogawędkę i wtedy przyznał pan, że spośród częstochowskich juniorów dostrzegł pan jeszcze podczas pracy w Ostrowie Artura Czaję i Marcina Bubla.

- Tak, bo gdy przyjechali z Jankiem Krzystyniakiem na trening do Ostrowa to dawali radę. Na dodatek tor był przyczepny, a widziałem, że nie sprawiało im to większego problemu. Poczekajmy do pierwszych treningów i sparingów, aby móc ich ocenić. I przede wszystkim chcę zaznaczyć, że wszystkich zamierzam traktować równo i nie faworyzować nikogo, aby nie skrzywdzić pozostałych, którzy również mają swoje cele i ambicje. Pragnę stworzyć wśród tych młodych chłopaków kolektyw i atmosferę. To bardzo istotne, bo ma wpływ na osiągane wyniki.

A to, że nie było obozu przygotowawczego będzie miało jakiś wpływ na tych młodych chłopaków?

- Wydaje mi się, że nie. Wiem, że solidnie trenują tu na miejscu.

Mówiliśmy też o tym, że w Ekstralidze nie ma słabych przeciwników i łatwych meczów.

- Dokładnie. Teoretycznie zespoły są wyrównane, bo m.in. nie ma w składach dwóch zawodników z Grand Prix. No są we Wrocławiu, ale jeden nie będzie jeździć w danym spotkaniu. Mecze na pewno będą wyrównane i myślę, że nie powinniśmy się spodziewać wyników do jednej bramki. Kluczem do sukcesu będą juniorzy. Dobrze, że w Częstochowie mamy wychowanków reprezentujących niezły poziom.

Na pewno nie należy dzielić skóry na niedźwiedziu i rozstrzygać wyniki jeszcze przed startem sezonu. Na inaugurację Włókniarz uda się do Leszna, gdzie zbudowano drużynę mającą walczyć o tytuł.

- Nie stoimy na straconej pozycji. Na pewno będziemy walczyć. Przeciwnika nie można się bać. Ich handicapem będzie tor, który przygotowują przyczepnie, ale nie można jechać z nastawieniem, że będziemy coś przy torze kombinować. Trzeba jechać na tym, co jest, jeżeli mieści się to w przepisach regulaminowych.

A zgadza się pan z opinią, że przy dziesięciu zespołach kluczem do awansu do najlepszej czwórki będzie wygrana wszystkich meczów na własnym torze?

- Uważam, że na pewno tak. Ponadto można jeszcze gdzieś urwać bonus. Myślę, że nie będzie tak, jak bywało wcześniej. Tym bardziej, że tak jak wspominałem, zespoły są bardziej wyrównane.

Zaskoczycie rywali w tym sezonie?

- Taką mam nadzieję.

W 1996 roku Włókniarz był spisywany na spadek. Pan był w tej drużynie i stanowił jej trzon. Zdobyliście złoty medal. Teraz również Włókniarz przypisuje się dolnej części tabeli. Wraca pan, tym razem nie w roli zawodnika, ale będzie pan miał spory wpływ na tę drużynę. Będzie wymarzona dla kibiców Włókniarza historyczna analogia?

- Też o tym myślałem. Czytałem też uwagi dotyczące Włókniarza. Zobaczymy, czas pokaże. Na pewno damy z siebie wszystko, żeby udowodnić niedowiarkom, jak bardzo się mylą.

Źródło artykułu: