Mateusz Makuch, Paweł Zeller: Powiększenie ekstraligi to pana zdaniem dobry pomysł?
Janusz Stachyra : Na pewno dłużej będzie trwać sezon, co ucieszy kibiców. Nie wydaje mi się, abyśmy mieli do czynienia z jakimiś sporymi dysproporcjami. Dodatkowo sądzę, że dobrze się stało, iż w Ekstralidze na pozycjach juniorskich muszą startować tylko Polacy i powinno tak być we wszystkich ligach. O i tu przy okazji dodam, że regulamin powinien być jeden, taki sam dla wszystkich trzech lig. Dlaczego mówię o juniorach. Robię to dlatego, że proszę zauważyć, zawodnicy się starzeją. My do tej pory szkoliliśmy młodzieżowców zagranicznych. Federacje zagraniczne się cieszyły, że Polska im szkoli juniorów. Nareszcie ktoś poszedł po rozum do głowy i ten przepis zmieniono. Powiem więcej. Moim zdaniem w meczu powinny być dwa biegi młodzieżowe. Niech mecz ma 16 a nawet więcej wyścigów, ale wtedy ci młodzi będą mieli więcej jazdy.
Taki pomysł swego czasu chyba się przez moment w Polsce przewinął…
- Trzy wyścigi dla juniorów to jest mało, ale i tak dobrze, że one są. Zdarzały się przecież przypadki, że młodzieżowiec zrobił 6 czy 7 punktów, ale nie mógł jechać więcej, bo zwyczajnie nie było kogo nim zastąpić.
Tak przy okazji nasunęła mi się myśl, że gdy przywrócono zapis o konieczności startu Polaków na pozycjach juniorskich to właśnie Polak, Maciej Janowski, po kilku latach dzierżenia tego trofea przez obcokrajowców, zdobył tytuł Indywidualnego Mistrza Świata Juniorów.
- Dlatego sądzę, że powinni jeździć Polacy, bo za parę lat nie będziemy mieli reprezentantów. Niestety, zawodnicy się starzeją i musimy szkolić ich następców.
Z drugiej strony prawda jest też taka, że w obecnym świecie proces globalizacji jest tak prężny, że odczuwają to wszystkie dyscypliny sportowe. W żużlu to chyba nie jest dobre, bo wiadomo, kibiców na trybuny prędzej ściągnie wychowanek niż przybysz z innego kraju.
- A ile lat było tak, że pozycje juniorskie należały do obcokrajowców? Polacy natomiast nie mieli możliwości rozwoju. Poza tym, nie da się zupełnie porównać młodego obcokrajowca, który przyjeżdża do Polski usprzętowiony i przygotowany do jazdy, z polskim juniorem, którego trzeba wyposażyć i wyszkolić. Wielu polskich rodzin nie stać, aby inwestować w syna, a żużel jest kosztownym sportem. Także nie wszystkie kluby stać, aby utrzymywać sprzętowo młodego juniora na dobrym poziomie. Mówiło się, że Polscy juniorzy zaniżą poziom Ekstraligi, ale coś za coś. Sukces się rodzi w bólach.
Grigorij Łaguta to fenomen zeszłego sezonu. Spodziewał się pan, że przybysz ze wschodu tak namiesza w Ekstralidze?
- Grisza jeździł na zapleczu Ekstraligi w Lokomotivie i uważam, że zrobił dobry krok w swojej karierze wybierając Ekstraligę. To mu wyszło na dobre. Myślę, że on będzie jeździć jeszcze lepiej, bo jest głodny sukcesów. To po nim widać.
Ma papiery na mistrza świata?
- Tak. Ma swój cel i go realizuje z dobrym skutkiem.
Sam zdaje sobie jednak sprawę, że będzie mu trudniej, niż w debiutanckim sezonie w Ekstralidze. Przyznał to na jednej z konferencji prasowych. Potem dodał, że przygotuje się na to, że rywale będą go traktować jeszcze poważniej.
- To jest zawodnik bardzo wszechstronny. Dla niego nie jest problemem pojechać przy samej bandzie, czy wąziutko przy krawężniku. Niezwykle dobrze czyta tor i co istotne, myśli na nim.
Poruszyliśmy temat Łaguty, czas na kapitana Włókniarza, Chrisa Harrisa. Brytyjczyk podpisując kontrakt stwierdził, że jego celem jest 12 punktów w każdym spotkaniu. Minione sezony w barwach rzeszowskiej ekipy były jednak w jego wykonaniu średnie.
- Ale Chris Harris woli przyczepniejsze tory, a w Rzeszowie tor z reguły był twardy. I tu też a propos wspomnianego przez was widowiska. Na twardym torze zawodnicy jeżdżą w kurzu, motocykle częściej się wykręcają, a na przyczepnym jest inaczej. Kiedyś, nawet jak jeszcze ja jeździłem, nie było innych torów, jak tylko przyczepne. Nie było gadania i narzekania. Przyjeżdżało się na zawody i przygotowywało do takich warunków, jakie były. A teraz? Bo za miękko, bo za dużo wody nalane, bo za przyczepnie…
Ale w Anglii chyba takiego problemu nie ma.
- Właśnie dlatego ci co narzekają chciałbym, aby tam pojechali. Tam się nikt nie patyczkuje. W tej chwili się mówi, że nie jadę do Anglii, bo mało płacą. A ja powiem tak: może najpierw jedź do tej Anglii, pojeździj na błocie, a potem będzie ci łatwiej w Polsce.
Od dawna się mówi, że angielskie tory to dobra szkoła żużla.
- W zeszłym sezonie tylko kilka torów przygotowywano twardo. Reszta była przyczepna, lano wodę i nikt nie narzekał. W konsekwencji tego zawodnicy, którzy radzili sobie w Anglii radzili sobie również w Polsce, gdy warunki były trudniejsze. To się automatycznie pozytywnie odbiło na ich dyspozycji.
A co pan sądzi o nowych tłumikach na przyczepnych owalach? Mówiono, że one zupełnie nie zdadzą egzaminu na kopnych torach.
- Mnie jest się trudno na ten temat wypowiedzieć, bo nie jeździłem na nowych tłumikach. Gdybym spróbował to bym szczerze i sumiennie odpowiedział to pytanie. W sprawie nowych tłumików uważam, że największym błędem było to, że protestowaliśmy i dopiero w połowie sezonu wprowadzono je do Polski. Fakt, ten tłumik jest nieudany. Jak można zamknąć wydech? Powinno się wprowadzić tłumik, który miałby jakiś tam przelot. Mówiło się o tych tłumikach przejściowych. Sądzę, że byłoby to słuszne rozwiązanie. Wydaje mi się, że nowe tłumiki są w jakimś stopniu hamulcem, ale nie aż tak do końca. Na pewno wzrosły koszta uprawiania sportu żużlowego, bo silniki nie wytrzymują tyle, co kiedyś. Nowe tłumiki raczej nie przeszkadzają w Anglii, bo tam jest inny klimat i jeździ się wieczorami.
Odbiło się to też na czasach biegów osiąganych przez zawodników, przynajmniej w Częstochowie. Szybkość pokonywania czterech okrążeń spadła.
- Bo z obawy przed tłumikami zaczęto robić twarde tory, a jak się okazuje, w Anglii dalej jeżdżą na przyczepnych i w niczym to nie przeszkadza. I trzeba pamiętać, że tam są krótkie tory, a co za tym idzie, zawodnicy jeżdżą blisko siebie w kontakcie.
Rozmawiali: Paweł Zeller i Mateusz Makuch.