Jeszcze przed biegami nominowanymi Orzeł przegrywał z gospodarzami różnicą sześciu punktów, co dawało matematyczne szanse na wygraną. Zostały one jednak pogrzebane już w przedostatniej gonitwie dnia, kiedy to Michał Szczepaniak i Linus Sundstroem ulegli podwójnie swoim rywalom. - Szkoda tego czternastego biegu, ale mówi się trudno. Postawiłem na zawodników, którzy znają ten tor i wynik powinien być lepszy, po prostu nie wyszło. Damian Adamczak jechał bardzo dobrze. Miał jednak trzy biegi z rzędu, po których nie czuł się zbyt dobrze, a ja musiałem postawić na pewniaków - komentował Ślączka.
Goście praktycznie przez całe spotkanie "trzymali się" gospodarzy, nie dając im odskoczyć na więcej niż 8 punktów. Czy Orzeł mógł pokusić się o jeszcze więcej? - Myślę, że wynik mógł być lepszy - ocenił nasz rozmówca. - Szkoda m.in. defektu Fierleja i pogubionych punktów. Było naprawdę bardzo blisko - dodał.
W związku z "niepewnymi" prognozami pogody, gospodarze przygotowali nawierzchnię, która nie pozwalała na zbyt wiele widowiskowych akcji. Nie było to wielkim zaskoczeniem dla łodzian. - Tor był twardy, a na takim trzeba wygrywać starty, bo na trasie jest ciężko. W Gnieźnie przeważnie jest twardo, myślałem, że będzie się bardziej sypać, jednak było inaczej - ocenił trener Orła.
W kadrze zespołu Janusza Ślączki znajduje się wielu zawodników, również zagranicznych. Czy łódzcy kibice będą mogli ujrzeć wkrótce w barwach swojego zespołu takich zawodników jak Charlie Gjedde czy Simon Gustafsson? - Zawodnicy muszą przyjechać na trening do Łodzi i pokazać ile są warci. O tych, którzy dziś startowali, taką wiedzę mam. Inni muszą to pokazać i może będzie jakaś zmiana, może nie - zakończył szkoleniowiec.