Janusz Kołodziej dla SportoweFakty.pl: Utrzymanie formy kosztuje dużo pracy

W czwartkowym ćwierćfinale Złotego Kasku rozegranym na torze w Lublinie, Janusz Kołodziej zajął trzecie miejsce i awansował do półfinału, który będzie rozegrany w Ostrowie Wielkopolskim.

Jako trzykrotny zdobywca Złotego Kasku, Janusz Kołodziej stawiany był w gronie faworytów lubelskiego ćwierćfinału i... nie zawiódł. - Najważniejszym dziś dla mnie było awansować i przejechać zawody cało i zdrowo. Awansowałem i jestem w jednym kawałku, więc plan wykonany w stu procentach - stwierdził po zawodach "Koldi".

Wynik mógłby być jeszcze lepszy, ponieważ po czterech seriach startów tarnowianin z 11 punktami na swoim koncie był samotnym liderem ulegając jedynie Danielowi Jeleniewskiemu. W dwudziestym wyścigu dnia Kołodziej został wykluczony za spowodowanie upadku Pawła Miesiąca i stało się jasne, że nie wygra zawodów. - Popadał deszcz i na zewnętrznej zrobiło się bardziej przyczepnie, natomiast przy krawężniku porobiły się wyrwy. Raz było ślisko, a zaraz przyczepnie. Start wygrał Paweł i mnie nakrył. Jednak wjechał na śliski fragment toru i zaczęło mu przekręcać motor, a ja najechałem na koleinę tuż za nim. Przymknąłem gaz, żeby w niego nie wjechać, ale w tym momencie mój motocykl zaczął jechać prosto i uderzyłem w tylko koło Pawła - wyjaśniał zawodnik.

Tor w Lublinie nadawał się do jazdy, jako ostatni w kraju i do samego końca były obawy, czy uda się odjechać ćwierćfinał Złotego Kasku. - Wiemy, że to jest początek sezonu. Pierwsze zawody w ogóle na tym torze, także i tak muszę przyznać, że się spisał. Pogoda była średnia. Trochę padało. Jeśli jednak chodzi o samą nawierzchnię, to spisuje się dobrze. Od kilku lat tak się składa, że jestem tutaj na początku sezonu, kiedy zawsze jest jeszcze trochę nierówno i niebezpiecznie. Na przyszłość trzeba pomyśleć, żeby było z torem trochę inaczej. Jeszcze wiele zawodów przed nami i na przykład dziś ja stworzyłem niebezpieczną sytuację. Mogłem komuś krzywdę zrobić naprawdę niechcący, a nie chciałbym tego - skwitował jeden z najlepszych polskich żużlowców.

Drużyna Azotów Tauronu Tarnów stawiana jest w gronie faworytów do zdobycia złotego medalu, co potwierdziła wygrywając w I kolejce aż 32 punktami z Betardem Spartą. Sam zawodnik jednak studzi zapał - Czas pokaże, jak to będzie naprawdę. Na pewno staramy się walczyć i będziemy walczyć do końca, a z jakim rezultatem, to się dopiero okaże. Jeśli chodzi o mnie, to zaczynam nie najgorzej, ale sezon jest długi i nie chcę się podniecać, bo w tamtym roku widzieliśmy jak było. Początek nie był zły i nagle, w połowie sezonu wielka klapa. Dużo pracy kosztuje utrzymanie dobrej formy i miejmy nadzieję, że niczego nie przeoczę - zakończył.

Źródło artykułu: