Obcokrajowcom trudno przyzwyczaić się do biurokracji - rozmowa z Grzegorzem Zengotą

Zdjęcie okładkowe artykułu:
zdjęcie autora artykułu

Grzegorz Zengota w sezonie 2012 przywdziewa barwy częstochowskiego Włókniarza. W nowym klubie, jak sam zapewnia, czuje się bardzo dobrze. W pierwszej kolejce zawodnicy spod Jasnej Góry sprawili dużą niespodziankę, zdobywając aż 41 punktów w Lesznie. W niedzielnym meczu z bydgoską Polonią Zengota i spółka chcą udowodnić, że nie występ na stadionie imienia Alfreda Smoczyka nie był przypadkiem.

Jarosław Handke: Jak oceniasz zawody w Krakowie? Na pewno niecodzienna sytuacja, ponad godzina oczekiwania, potem ściganie się na chorągiewkę.

Grzegorz Zengota: No dokładnie, ja miałem pierwszy raz okazję startować w zawodach, gdzie ściga się na chorągiewkę. Nowe doświadczenie. Na pewno była to duża loteria, bo żeby cwanie wyjechać spod tej "taśmy" trzeba było po prostu trochę ukraść ten start. Na pewno gdyby był to start spod taśmy, to byłoby to bardziej sprawiedliwe. Ale nie było zielonego światła, trzeba było sobie radzić w takich warunkach, jakie były. Najważniejsze jest to, że awansowałem, cieszę się z tego. Skupiam się teraz na półfinale, a to co było w Krakowie w piątek to już zamknięty rozdział.

Czy mógłbyś zdradzić jak wyglądały kulisy rozmów z sędzią? Arbiter schodził kilkakrotnie do zawodników, o czym wtedy rozmawialiście?

- Cały czas czekaliśmy, bo istniała szansa, że ta taśma zacznie działać tak jak trzeba. Były momenty, kiedy coś drgnęło i na chwilę była łączność między maszyną startową a wieżyczką. Ostatecznie jednak musieliśmy ścigać się spod chorągiewki, a przyczyna uszkodzenia pozostała niewiadoma. Półtorej godziny zwlekania to było i tak dużo i dalsze zwlekanie pozbawione byłoby sensu.

Dyspozycja częstochowskiego Włókniarza w pierwszej kolejce Ekstraligi była na pewno pozytywnym zaskoczeniem. W spotkaniu z bydgoską Polonią zamierzacie zapewne wysoko pokonać rywala i udowodnić, że 41 punktów w Lesznie to nie przypadek.

- Faktycznie, będziemy chcieli na pewno dowieść, że występ w Lesznie nie był przypadkiem. Chcemy udowodnić, że jesteśmy silną drużyną. Na pewno będziemy starali się wygrać ten mecz. Łatwe zadanie to nie będzie, bo bydgoszczanie pokazali na własnym torze, że są bardzo mocni, zwyciężyli przecież wysoko z aktualnym mistrzem Polski. Obiecać mogę, że będziemy walczyli, a jaki będzie wynik, to się okaże. Na pewno przemawia za nami atut własnego toru.

Grigorij Łaguta mówił przed tygodniem w rozmowie z naszym portalem, że jest pozytywnie zdziwiony bardzo dobrą atmosferą w zespole. Wspominał, że często się spotykacie, pijecie kawę, herbatę. Czy to będzie klucz do pokrzyżowania szyków faworytom?

- Dokładnie, ja również uważam, że atmosfera w zespole jest świetna. To poniekąd będzie kluczem do tego, abyśmy odnosili dobre rezultaty. Oby ta atmosfera utrzymała się na takim poziomie przez cały sezon. Czy wygramy dany mecz, czy przegramy, niech ta atmosfera taka pozostanie. Prawdziwy duch zespołu ujawnia się, gdy jest zespół jest po porażce. Wtedy zła atmosfera naprawdę w niczym nie pomaga, natomiast dobra buduje podstawy pod kolejne mecze.

Przechodząc z Zielonej Góry do Częstochowy nie straciłeś nic pod względem kibicowskim, bo frekwencja na Włókniarza w kiepskim sezonie 2011 była bardzo dobra. Na pewno liczysz na wsparcie fanów spod Jasnej Góry.

- Z pewnością. Wsparcie kibiców jest bardzo ważne. My jako żużlowcy reprezentujemy przecież miasto, w którym jeździmy. Faktycznie reprezentujemy więc na torze kibiców z tego miasta. Ich doping pomaga nam w zwyciężaniu, nasza rola polega na tym, by ich nie zawieść i jechać jak najlepiej. Jeżeli chodzi o mnie, to już powoli "wgryzam się" w całą atmosferę, otoczkę Włókniarza. Na pewno jest bardzo fajna i oby tak pozostało do końca sezonu.

Kilka miesięcy temu doznałeś bardzo poważnej kontuzji. Czy obecnie odczuwasz choć w minimalnym stopniu jej skutki?

- Ta kontuzja przytrafiła mi się w ubiegłym sezonie. Zdążyłem już więc wyrzucić ten cały bałagan z głowy z nią związany. Teraz skupiam się na osiąganiu jak najlepszych rezultatów. Mam nadzieję, że kontuzje będą mnie omijały i będę osiągał dobre wyniki.

Sporym zaskoczeniem w pierwszej kolejce Ekstraligi była wyraźna porażka zielonogórzan w Bydgoszczy. Jak myślisz, dlaczego twoi byli koledzy z drużyny ulegli beniaminkowi?

- Ciężko mi powiedzieć, bo nie oglądałem tego meczu. Mieliśmy wtedy mecz w Lesznie i naprawdę nie miałem potem okazji usiąść, obejrzeć ten mecz i na spokojnie przeanalizować. Jest to na pewno niespodzianka, bo po mistrzu Polski każdy z kibiców spodziewał się więcej. Pojechali tak, jak pojechali. Teraz jestem już zawodnikiem Włókniarza i koncentruję się na tym, by moja drużyna pojechała jak najlepiej. A Zielonej Górze oczywiście życzę wszystkiego dobrego i kibicuję im z całych sił.

Przypuszczam, że twoje zdanie, jako zawodnika, jest zdecydowanie "na nie", jeśli chodzi o przepis zabraniający wychodzenia na tor 90 minut przed zawodami.

- Na pewno jestem przeciwnikiem tego przepisu. Czemu on tak naprawdę służy? Komu to przeszkadza, że my wyjdziemy na ten tor i kopniemy w niego nogą, sprawdzimy gdzie są dziury, gdzie jest bardziej przyczepnie. Sprawdzenie toru wpływa na większe bezpieczeństwo podczas zawodów. Wszystko zmierza ku temu bezpieczeństwu, a ten przepis temu przeczy. Przez półtora godziny na torze dużo może się zmienić. Nie ma co ukrywać, że każdy zawodnik czuje się pewniej, jeśli może sam ten tor sprawdzić, niż kiedy otrzyma informację od kierownika drużyny, który nigdy nie miał okazji na tym torze jeździć.

Czy nie sądzisz, że przepis o którym rozmawiamy, odwołanie meczu Rawicz - Piła z powodu braku odpowiednich pieczątek na badaniach lekarskich i kilka innych sytuacji to przejawy skrajnego biurokratyzmu w polskich rozgrywkach żużlowych?

- Tak, w Polsce jest dużo biurokracji, przeważa to nad wszystkim. My, jako zawodnicy krajowi się już do tego przyzwyczailiśmy, wiemy jak sobie z tym poradzić. Natomiast trudniej jest zawodnikom zagranicznym, by do nas dołączyć. Wyraźnie widać, że nie jest to dla nich łatwe. Są oni po prostu nieprzyzwyczajeni do takiej organizacji. U nas nadmiar tej biurokracji jest właściwie od zawsze. Przekładanie meczów, walkowery - żużel na tym bardzo mocno traci marketingowo i finansowo. Sponsorzy uciekają, bo nie chcą takiego widowiska oglądać. Trzeba zastanowić się nad tym, by zrobić coś w celu uniknięcia takich sytuacji w przyszłości. Niczemu bowiem to nie służy.

Niektórzy uważają jednak, że w Polsce konieczna jest taka biurokracja ze względu na specyficzną mentalność. Gdyby nie było u nas licencji i badań lekarskich, to możliwe, że zaczęłyby się różnego rodzaju kombinacje.

- Ale czy w Anglii takich kombinacji być nie może? Też mogą mieć miejsce. Chłopaki jeżdżą w tamtejszej lidze i nic złego się nie dzieje. Możliwe, że zdarzy się raz na jakiś czas jakaś kontrowersyjna sytuacja, ale na pewno młodego niedoświadczonego zawodnika nikt nie powoła na zawody wyższej rangi, bo wiadome jest to, że sobie nie poradzi. W każdych zawodach tym najsłabszym jest zawsze ten, kto umie jeździć, a nie wchodzi w łuk na pięć razy. Nie biorą udziału w zawodach chłopcy, którzy nie umieją jeździć.

Źródło artykułu:
Komentarze (5)
avatar
kamsacz
15.04.2012
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Trudno sie z Zengim nie zgodzic, koles jest poukładany i wie co mówi!  
avatar
RECON_1
15.04.2012
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Rozbudowana biurokracja to malo powiedziane...  
avatar
damian421
15.04.2012
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
jak pogoda w Cze-wie?  
avatar
witaker
15.04.2012
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
No, poprawione.:) Pozdrawiam!  
avatar
haer KSF Z G
15.04.2012
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Grzesiu Zengota !!! POWODZENIA