Tomasz Sztaba: Jakie są Twoje indywidualne plany na ten sezon?
Jakub Jamróg: Moje plany troszeczkę legły w gruzach w Tarnowie. Marzyły mi się starty w Argentynie, ale cóż… Może jak zarobię trochę pieniędzy to pojadę prywatnie. Wiadomo, są różne turnieje juniorskie i seniorskie, Indywidualne Mistrzostwa Polski. W takich turniejach, w Lidze Juniorów i w każdych zawodach chciałbym wypaść jak najlepiej. No i liga. Chciałbym w niej dobrze punktować, zbudować formę, żeby to procentowało i przełożyło się na przyszły sezon, który będzie bardzo trudny, bo będę już seniorem.
Co jest Twoją główną motywacją do jazdy na żużlu? Co spowodowało, że wybrałeś ten sport?
- Swego czasu przed zawodami stresowałem się i zastanawiałem… "kurczę, tutaj taki stres, a inni sobie spokojnie idą do pracy…". Ale zawsze podobała mi się otoczka żużla, jeżdżenie z zawodów na zawody, spotykanie się z samymi fajnymi ludźmi, coś nietypowego, a nie od siódmej rano do ósmej wieczór praca i narzekanie na szefa, później pranie, gotowanie, sprzątanie. Nie mówię, że to jest gorsze. Ale podoba mi się to, co jest w żużlu. Poza tym, jest ta adrenalina, również ten pociąg napędowy, kiedy coś się wygrywa, coś się udaje. Ta cała otoczka, ten cały świat żużlowy jest tak bardzo pozytywny i to naprawdę pociąga.
Jakie są Twoje żużlowe marzenia?
- Chciałbym być na pewno bardzo dobrym zawodnikiem, przede wszystkim ekstraligowym. Chcę też po prostu coś mieć z tego żużla, również jeśli chodzi o finanse, żebym się nie musiał martwić o przyszłość. Tak jak mówię: chciałbym być stałym bywalcem jeśli chodzi o drużyny ekstraligowe.
Czego brakuje ci jako zawodnikowi, żeby odnosić takie sukcesy, o jakich mówisz?
- Brakuje mi przede wszystkim doświadczenia. Cały poprzedni rok praktycznie przesiedziałem. Tutaj bardzo dziękuję Mirkowi Cierniakowi, że pomógł mi w zimie, co dało taki efekt, że nie cofnąłem się, a wręcz poszedłem do przodu. Przede wszystkim doświadczenie, tutaj bardzo muszę popracować, bo mam głupie nawyki. Jak mnie podniesie, to zamykam niepotrzebnie gaz. Start, wejście w łuk, te elementy trzeba poprawić. One już u mnie są, ale trzeba je poprawić na poziom do ścigania, bo myślę, że odgrywają bardzo ważną rolę w żużlu.
Czy możesz powiedzieć, że masz takie warunki do uprawiania żużla, jakie byś chciał?
- Nie mam na co narzekać. Mam samochód, mam dwa motocykle, jeden taki "szrot" na zimę, mam mechanika, mam warsztat, nie mam na co narzekać. Wiadomo, że zawsze może być lepiej, ale klub się w miarę stara i jak mi się coś rozwala przy motocyklu to zamawia zaraz nowe części. Myślę, że mam te warunki, żeby osiągnąć bardzo dobry wynik.
Masz za sobą przynajmniej jedną poważną kontuzję. Zdarza się, że czujesz strach przed jazdą na żużlu?
- Nie. Ta kontuzja - szczęście w nieszczęściu - tyle trwała i sezon minął, zima minęła i został po prostu "skasowany film". Zacząłem jeździć od nowa, a mogłoby być różnie, gdybym wrócił po dwóch-trzech miesiącach. Ale nie było możliwości, jeszcze mnie bolało wszystko. Tak sobie myślę, co by było, gdybym wcześnie wrócił na motor. Miałem wtedy obawy. A tak przepracowałem zimę bardzo mocno fizycznie, dużo jeździliśmy na crossie na łące z Mirkiem. To dało taki efekt, że strachu żadnego nie odczuwam.
Kontuzja kontuzją, ale nawet zdrowym zawodnikom zdarzają się wypadki narażające ich zdrowie i życie…
- Wiadomo, jest adrenalina. I fajnie jest, jak tylu ludzi pyta: to ty jeździsz dalej? I robią takie oczy: "łaa, nie no, nie wierzę, jabym w ogóle rzucił tymi motorami". Jak w szpitalu koledzy przynosili mi takie małe motorki, to się cieszyłem. Pielęgniarki normalnie takie oczy wywalały, nie wierzyły, że ja chcę nadal jeździć. W szpitalu jeszcze jęczałem z bólu i pytałem: kiedy ja wrócę?
Czym zajmowałbyś się, gdybyś nie jeździł na żużlu?
- Zawsze fascynował mnie sport: żużel, kolarstwo, wspinaczka górska. Także gdybym nie jeździł, to bym w mniejszym lub większym stopniu kontynuował jakiś sport, gdybym mógł. Gdybym teraz zakończył karierę, chciałbym pozostać przy żużlu, np. zostać mechanikiem. A gdybym w ogóle nie wszedł w świat żużlowy, pewnie jak inni chłopacy poszedłbym na budowę do Warszawy, bo tak ze szwagrem jeździłem na budowę przy tej kontuzji, żeby nie siedzieć na krześle niepotrzebnie. Tak więc pewnie bym robił coś zwykłego, jak inni ludzie.
Wspomniałeś o dobrych warunkach w klubie. A co, jeśli chodzi o rywalizację o skład? Czy nie obawiasz się, że zawodnicy, którzy zarabiają za samo nazwisko będą uprzywilejowani?
- Może byli uprzywilejowani na pierwszy mecz. To były duże inwestycje, więc musieli pojechać, musieli się pokazać. Ale trener mi powiedział: on nie będzie mieć żadnych skrupułów, żeby kogoś odsunąć od składu na moją korzyść, także to wszystko wyjdzie na torze. Ja się nie skupiam na tym, nie skupiam się na polityce, nie wtrącam się. Robię swoje, robię wynik i czekam na zielone światło, jeśli chodzi o Ekstraligę.
Na pewno kiedy zaczynałeś interesować się żużlem klub z Tarnowa był bardziej "tarnowski". Czy utożsamiasz się ze swoją drużyną, czy w ogóle to, gdzie jeździsz ma dla ciebie znaczenie?
- Tak, na pewno ma dla mnie znaczenie. Myślę, że dla każdego wychowanka ma to znaczenie. Chociaż, tak jak pan wspomniał, troszeczkę to zanika. To wszystko poleciało, zrobiła się Unia, zrobił się otwarty rynek. Duże pieniądze, parcie na wynik i jest tak jak w pracy, jak wszędzie na świecie. Podobnie funkcjonuje to w sporcie i w żużlu. Na pewno kibice mają niedosyt tego, że zawodnik ten sezon kocha Tarnów, ten sezon kocha Gorzów, a w innym kocha Zieloną Górę. Troszeczkę to jest sztuczne, ale ja się cieszę, że jest żużel w Tarnowie, że mogę tutaj jeździć, że jest Ekstraliga, że są super kibice, co pokazali ostatnio dużym zainteresowaniem. Nawet na treningach jest sporo ludzi. Cieszę się, że jestem w takim miejscu i że mogę w jakiś sposób uszczęśliwiać kibiców swoją jazdą.
Czy możesz powiedzieć, że w przyszłości będziesz się kierował przywiązaniem do Tarnowa lub własnym interesem?
- Podam przykład Dawida Lamparta. Mógł zostać w Rzeszowie, walczyć o skład i siedzieć na ławie a tutaj miał bardzo dobre warunki. To jest naprawdę bardzo trudna decyzja dla każdego z zawodników ale czy narażać karierę i zostawać dla sentymentu? No chyba raczej nie, zawsze się patrzy pod kątem i zdobyczy, i pieniędzy i przede wszystkim rozwoju kariery. Dlaczego ludzie zostawiają rodziny i wyjeżdżają za granicę do innych miast? Bo mają po prostu lepszą pracę. Przeprowadzają całe rodziny bo tam dostaną więcej na miesiąc. Na pewno miałbym dylemat. Nie wiem, jak bym postąpił w takiej sytuacji. Na pewno chciałbym jeździć w Tarnowie. Nie ukrywam, że jest priorytetem i zawsze będzie do jakichkolwiek rozmów, ale gdyby gdzie indziej stworzyli mi lepsze warunki, myślę, że poszedłbym tam, bo tak jak mówię rozwój kariery jest na pewno ważny. Nie ma co przekreślać kariery dla ślepej miłości do swojego klubu, bo taka jest brutalna rzeczywistość, że jak jedziesz, to wszyscy cię kochają, a jak nie, to nie i zostawiają na lodzie.
Kto jest dla Ciebie inspiracją w żużlu, lub w ogóle w sporcie?
- Jeśli chodzi o żużel to wiadomo, Tony Rickardsson, Tomek Gollob i inni. Bardzo szanuję i dziękuję za pomoc Januszowi Kołodziejowi, który jest moim bardzo dobrym przyjacielem prywatnie i zawodowo, że tak powiem. Nie mam jakiegoś jednego idola, z każdego staram się wynieść pozytywne cechy.
Komu chcesz podziękować za szczególne wsparcie, na kogo możesz liczyć najbardziej?
- Nie chcę wyszczególniać jednej osoby, żeby nikt nie poczuł się urażony. Na pewno jest to przede wszystkim Mirek Cierniak, Sławek Tronina, pan Andrzej - wymieniam osoby w moim teamie. Jest też ze mną moja dziewczyna, wspiera mnie zawsze, pociesza, zawsze wierzy we mnie i oczywiście rodzina. Jest wiele osób, które mnie poklepią, pocieszą i pomogą, także dziękuję im bardzo z tego miejsca.
Życzę powodzenia Jakubowi ;)