Na kilkanaście minut przed meczem zdało się usłyszeć z parku maszyn: - Czekamy jeszcze na Maćka Janowskiego - mówili organizatorzy. Okazuje się, że Maciej Janowski miał problem, aby powrócić z Anglii na czas po piątkowym meczu. - Do końca trzymaliśmy gaz w samochodzie, żeby jak najszybciej dojechać do Gorzowa - opowiadał po meczu "Magic". A co było tego powodem? - W Anglii były mgły i samolot opóźnił się o jakieś dwie godziny - tłumaczył indywidualny mistrz świata juniorów z 2011 roku.
Jednak to nie był jedyny zawodnik, który wpadł do gorzowskiego parkingu w ostatniej chwili. Niemal razem z nim przyjechali Darcy Ward i Chris Harris. - Po drodze spotkaliśmy jeszcze Darcy'ego i Chrisa Harrisa, którzy także wracali z Wysp. Było ciężko, musieliśmy złamać kilka przepisów, ale na szczęście zdążyliśmy bez problemów - mówił z uśmiechem zdobywca ośmiu punktów w meczu Polska - Reszta Świata.
Sobotni pojedynek nie zaczął się jednak najlepiej dla Janowskiego. Już w pierwszym starcie, na pierwszym łuku junior tarnowskich Jaskółek zanotował upadek. Przewracał się tak niefortunnie, że wpadł na niego jadąc niedaleko Bartosz Zmarzlik. - Jakieś ślady po tym upadku na pewno są. Szczególnie teraz, już po wyjściu spod prysznica, gdzie ta adrenalina powoli puszcza - powiedział "Magic". - Czuję delikatny ból kręgosłupa i trochę boli mnie głowa, ale ogólnie wszystko jest w porządku - dodał po chwili.
Po tym upadku jednak Maciej Janowski prezentował się bardzo dobrze. W kolejnych trzech startach przywiózł osiem punktów i bonus. - Później znaleźliśmy optymalne dla mnie przełożenia, które pozwalały jechać dobrze po trasie - wyjaśniał. Jednak aby wygrywać to najlepszy junior globu musiał się sporo napracować. - Niekoniecznie wygrywałem starty, ale pasowało mi na dystansie, mogłem mijać rywali bez problemów - komentował swoje starty. - To na pewno było na plus. No i przede wszystkim bardzo dobrze, że cało skończyłem te zawody, bo było naprawdę sporo upadków - zakończył Maciej "Magic" Janowski.