Dawid Stachyra: Mamy potencjał

Zdjęcie okładkowe artykułu:
zdjęcie autora artykułu

Dawid Stachyra po raz kolejny potwierdził, że dobrze czuje się na torze w Gnieźnie. Zawodnik Lubelskiego Węgla wywalczył 8 punktów w przegranym meczu z Lechmą Startem. Jak sam przyznał po zawodach, dorobek ten mógł być jeszcze wyższy.

Koziołki długo stawiały rywalom mocny opór. Dość powiedzieć, że w pewnym momencie podopieczni Grzegorza Dzikowskiego prowadzili już ośmioma punktami. - Przyjechaliśmy do "paszczy lwa". Byliśmy skazywani na porażkę, ale wiadomo, że każdy z nas chce zaprezentować się jak najlepiej. Tak do połowy zawodów faktycznie było. Później każdy z nas zanotował jakąś wpadkę, były nieporozumienia na torze i to przyczyniło się do tego, że te punkty gubiliśmy. Szkoda, bo ucierpiały na tym indywidualne rezultaty, jak również drużyna. Pozostaje niedosyt, bo byliśmy bliżej, niż dalej - ocenił Stachyra. - Z drugiej strony, nie ma co się zamartwiać, jednak prowadząc ośmioma punktami powinniśmy ten mecz "wyciągnąć" do końca. Jest niby jakieś pozytywne wrażenie z tego wyniku, ale pozostaje niedosyt - dodał.

Stachyra żałować może szczególnie trzynastego biegu dnia, kiedy to Antonio Lindbaeck bardzo zdecydowanym atakiem wywiózł byłego zawodnika Lotosu Wybrzeże Gdańsk pod samą bandę. - Trochę wożenia było ze strony gospodarzy. Z Danielem wyszliśmy na 5:1 ze startu i zaszło totalne nieporozumienie. Musiałem się "ewakuować", aby nie wpaść w Daniela i straciłem od razu drugą lokatę - opisał zawodnik.

Niedzielny pojedynek, w przeciwieństwie do potyczki z Orłem Łódź, przyniósł sporo walki na gnieźnieńskim owalu. Nie bez znaczenia pozostawał tutaj sposób przygotowania nawierzchni. - Tor był dziwny - przyznał "Davidoff" i dodał: - Było przyczepnie na starcie, co mi akurat się podobało. Później niby ta szeroka na oko była ciut usypana, a "chodził" krawężnik. To było mylące, bo po prostu nie było wiadomo, którędy jechać. Tor sprawił niespodziankę chyba też gospodarzom, bo w innym przypadku pewnie nie męczyliby się tak z nami.

Po słabszym początku sezonu tym razem Lubelski Węgiel zaprezentował się z dużo lepszej strony. Na co będzie zatem stać Koziołki w sezonie 2012? - Mamy na pewno potencjał, chociaż jesteśmy troszkę, można powiedzieć, zlepkiem zawodników. Wszystko to się nam jednak układa. Zawody w Łodzi nie były jeszcze takie, jak to byśmy sobie wymarzyli. Dużo defektów, w pierwszej serii więcej literek, niż cyferek w programie. Będzie ciężko na pewno o punkt bonusowy w rewanżu, ale ze Startem pokazaliśmy, że jest duża poprawa. Mam nadzieję, że u siebie będziemy wysoko pokonywać rywali - zakończył nasz rozmówca.

Źródło artykułu: