Jarosław Galewski: Jak ocenia pan w tej chwili szanse na awans do pierwszej ligi?
Tomasz Fajfer: Myślę, że sprawa jest cały czas otwarta. Zdarzają nam się niestety wpadki i przez to nasza sytuacja się skomplikowała. Jestem jednak dobrej myśli i wierzę, że uda nam się zrealizować cel, który wszyscy postawiliśmy sobie u progu tego sezonu.
Czy po przykrych wydarzeniach na Ukrainie wszystko wróciło już do normalności?
- Niestety, nie można jeszcze tak powiedzieć. Niektórzy zawodnicy odczuwają psychicznie i sprzętowo skutki tych wydarzeń. Nadal nie jest tak, jak być powinno. Walka o byt gnieźnieńskiego żużla była trudna. Z każdym dniem rodziły się nowe pomysły. Ludzie byli dla nas otwarci. Wiele osób podało nam rękę. Dziękuję wszystkim, którzy pomogli nam to wszystko odbudować. Warto powiedzieć, że cały czas napływa do nas pomoc. Na pewno musi minąć trochę czasu i będzie zdecydowanie lepiej.
Czy w tym trudnym okresie pojawiły się u pana chwile zwątpienia?
- U mnie czegoś takiego nie było. Rozmawiałem także z zawodnikami i muszę przyznać, że oni także nic o tym nie wspominali. Wszyscy mówili, że pojadą na tym, co jest. Dla nich mogły to być nawet rezerwowe motocykle. Najważniejsze, że udało się skompletować dla każdego przynajmniej po jednym stosunkowo dobrym motocyklu.
Dość nieoczekiwanie przegraliście w Krośnie. Jakie były główne przyczyny tej porażki, która bardzo skomplikowała waszą sytuację w tabeli?
- Myślę, że zawodnicy psychicznie odczuwają jeszcze tragedię, o której rozmawialiśmy. To wszystko w nich siedzi i niektórzy są jeszcze zablokowani i dlatego nie jadą na sto procent swoich możliwości.
Liderem po rundzie zasadniczej będzie prawdopodobnie drużyna z Miszkolca (rozmowa przeprowadzona przed ostatnią kolejką rundy zasadniczej). Niewykluczone, że w przyszłym sezonie w pierwszej lidze będziemy mieć dwa zespoły zagraniczne. Co pan o tym sądzi?
- Zawsze twierdziłem, że takie drużyny mogą startować. Chodzi jednak o to, żeby jeździły na naszym terenie. W Polsce jest przecież wiele ładnych, niewykorzystanych obiektów. Jeżeli mówilibyśmy o krajach Unii Europejskiej, to można uznać, że wtedy jeździlibyśmy w domu. W przypadku Ukrainy zawsze pojawia się problem z przejściem granicznym.
Po meczu w Krośnie skarżył się na pana Mirosław Jabłoński, który był najlepszym zawodnikiem w tym pojedynku. Zawodnik twierdził, że mimo jego dobrej postawy, miał pan do niego pretensje...
- Po piętnastym wyścigu nastąpiła wymiana zdań pomiędzy mną a Mirkiem Jabłońskim. Moim zdaniem, Mirek mógł trochę poczekać za kolegą z pary i uratować dla naszego zespołu przynajmniej remis. Było to w naszym zasięgu, bo przecież po pierwszym łuku nasi zawodnicy jechali na pięć do jednego. Mirek pognał jednak do przodu i nie obejrzał się za Woelbertem. Jestem w tym klubie po to, żeby tłumaczyć zawodnikom takie rzeczy. Już wcześniej było mówione, że na Ukrainie straciliśmy dużo punktów z powodu braku jazdy parowej. Prosiłem o to zawodników podczas treningów i spotkań ligowych. Mirek pojechał trochę inaczej. Miałem do niego żal i powiedziałem to, co myślałem. Moim zdaniem, nie ma sensu, żeby jeden obrażał się na drugiego. Fakty są przecież takie, że Mirek wyrósł na naszego lidera. Jedziemy dalej.
Podziękowaliście Tomaszowi Cieślewiczowi. Czym głównie kierowaliście się przy podejmowaniu tej decyzji?
- Przed meczem wyjazdowym odbyło się zebranie. Wysłaliśmy po tego zawodnika nawet samochód, ale on się nie stawił. Nie było możliwości, żeby zabrać go na mecz i dlatego postanowiliśmy pojechać bez Tomka. Myślę, że na torze jest to wielki zawodnik. Poza torem pewne sprawy jednak kompletnie nie grają. Z tym człowiekiem nie idzie się dogadać.
Jak ocenia pan w tym sezonie postępy, jakie uczynili Maciej Fajfer i Kacper Gomólski?
- Maciek ma dużego pecha. Cały czas prześladują go jakieś kontuzje. Bardzo często zdarzało się, że nie mógł odjechać wielu imprez w całości. Być może jest na nim trochę zbyt duża presja. Postanowiliśmy dać mu trochę więcej spokoju i luzu. Być może to zaprocentuje. Pytał pan też o Kacpra Gomólskiego. Myślę, że ten chłopak ma papiery na to, żeby stać się takim zawodnikiem jak Adrian. Kacper potrzebuje jednak jeszcze wiele jazdy, bo jak wiadomo trzeba dużo jeździć, żeby być dobrym zawodnikiem.
W drugiej lidze mamy obecnie sześć zespołów. Czy pana zawodnikom jest ciężko pod względem finansowym?
- W drugiej lidze idzie zarobić. Nie można jednak pozostawać bezczynnym. Cały czas trzeba szukać różnych sponsorów. Zawodnicy, którzy punktują, mogą spokojnie z tego żyć.
W jakim miejscu byłby obecnie Start Gniezno, gdyby nie przykre wydarzenia na Ukrainie?
- Być może bylibyśmy liderem. Trudno powiedzieć. Nie ma sensu jednak o tym myśleć. Na pewno będziemy robić wszystko, żeby pierwsza liga powróciła do Gniezna.