- Po pierwszym nieudanym wyścigu nie miałem obaw, że może pójść tak źle jak w Auckland. Przyjechałem do mety co prawda ostatni, ale czułem, że jestem szybki. Tak naprawdę moi mechanicy pytali mnie po zjeździe do boksu, co zmieniamy, a ja odpowiedziałem, że jest w porządku, tylko trochę lepiej muszę wystartować i inaczej rozegrać taktycznie pierwszy wiraż - wyjaśnia Chris Holder, który w kolejnych wyścigach był niesamowicie szybki na "Smoku".
Australijczycy mają najwyraźniej patent na wygrywanie Grand Prix w Lesznie. Do Leigh Adamsa i dwukrotnego zwycięzcy Jasona Crumpa dołączył teraz ich młodszy rodak Chris Holder. - To absolutnie moje najlepsze Grand Prix w karierze. Żeby wygrać, musiałem sporo się napracować. Wyprzedzałem rywali. W finale przeszedłem z czwartej pozycji na pierwszą. Miałem bardzo szybkie motocykle. Dziękuję całemu mojemu teamowi za kawał dobrej roboty, jaką wykonali w trakcie zawodów. Byłem naprawdę szybki i jestem ogromnie szczęśliwy z tego zwycięstwa - powiedział "Crispy".
W dniu zawodów Grand Prix w Nowej Zelandii Chris Holder został ojcem. Nie dziwią więc tylko cztery punkty wywalczone na inaugurację w Auckland. Awans w klasyfikacji przejściowej cyklu po zwycięstwie w Lesznie jest jednak ogromny. - W Auckland trudno było o lepszy wynik. Byłem skupiony na czymś innym. W Lesznie mogłem skoncentrować się w stu procentach na jeździe i to zaprocentowało. Szybko wróciłem do walki o najwyższe cele w tym sezonie. Cieszę, że już w drugiej rundzie odrobiłem straty z inauguracji. Moje cele na ten rok się nie zmieniły. Wciąż chcę być najlepszy. Mierzę nie tylko w podium, ale celuję w złoto - kończy Australijczyk.