Tomasz Gollob to ikona polskiego speedway'a. Polski żużlowiec wszech czasów, który praktycznie od 20 lat ciągnie polski żużel do przodu, wynosząc go na światowe szczyty. 41-letni żużlowiec w sporcie tym osiągnął wszystko. Przez lata dostarczał polskim kibicom ogromu radości, wielkich emocji i niesamowitych wzruszeń. Wieczoru w Terenzano 25 września 2010 roku, kiedy Polska doczekała się drugiego w historii mistrza świata, bezpośredni uczestnicy tych wydarzeń nie zapomną pewnie nigdy. Przykro było słuchać festiwalu gwizdów, jaki zgotowali Gollobowi kibice na stadionie w Lesznie. Nie mogli mu wybaczyć, że przez ostry atak Golloba, Grand Prix Europy nie padło łupem Jarosława Hampela.
Rywalizacja w Grand Prix to nie walka o Drużynowy Puchar Świata. Tutaj toczy się batalia o indywidualne mistrzostwo świata. Obaj Polacy są zdeterminowani w dążeniu do najwyższych laurów. Gollob chce przejść do historii jako pierwszy Polak, który zdobył dwukrotnie złoty medal. Jarosław Hampel z kolei marzy o tym, by do srebra i brązu dorzucić medal z najcenniejszego kruszcu. Gdzie drwa rąbią, tam wióry lecą. Oj zaiskrzyło na "Smoku" pomiędzy dwójką najlepszych polskich żużlowców, którzy obecnie są także w ścisłej światowej czołówce. Ciekawe, czy w kolejnych turniejach losy zwycięstwa będą też rozstrzygać między sobą "Mały" i "Chudy"? Oby. Bo będzie to bez wątpienia ekscytująca rywalizacja, która może zelektryzować nie tylko polskich kibiców. Ci bowiem pewnie podzielą się teraz na tych, którzy trzymać będą kciuki za Hampela i gwizdać na Golloba za akcję ze "Smoka", jak również tych, nadal kibicujących Gollobowi.
Nie da się bowiem zapomnieć tych prawie 20 lat, kiedy to tysiące polskich fanów przemierzało wzdłuż i wszerz Europę za Gollobem, marząc o tym, by polski żużlowiec został mistrzem świata. Tomasz Gollob te marzenia spełnił i za to mu się należy szacunek, bez względu na to, co się stało w Lesznie. Zastanawia także fakt, czy gwizdy kibiców były tylko efektem ostrego ataku na Hampela czy też może faktem, że Gollob jeżdżąc zbyt szeroko, nie wygrał Grand Prix w Lesznie. Gollob był jak "pies ogrodnika". Sam nie wygrał, a Hampelowi też nie dał zwyciężyć. Oczywiście, atakując ostro - ale zgodnie z przepisami - Hampela, Gollob za pewne nie przypuszczał, że ni z gruszki ni z pietruszki - za chwilę do skóry dobierze mu się Holder. Zaryzykuję także stwierdzenie, że gdyby Gollob nie przegrał z Holderem, przeraźliwe gwizdy nie rozległyby się na "Smoku".
I nie zapominajmy jeszcze o jednym. Bez względu na to, czy kibicuje się Tomaszowi Gollobowi czy Jarosławowi Hampelowi, obaj znakomici żużlowcy już w lipcu pod wspólnym biało-czerwonym sztandarem walczyć będą o czwarty z rzędu Drużynowy Puchar Świata dla Polski. Miejmy nadzieję, że obaj Polacy wówczas nadal będą na szczycie Grand Prix, a o spięciu z Leszna nie będą już pamiętać. Nie udało się zaśpiewać Mazurka Dąbrowskiego w Lesznie, ale pewnie jeszcze na wielu arenach Grand Prix będzie rozbrzmiewał nasz piękny hymn i radujmy się z tego, bez względu na to, czy będzie on grany dla Hampela czy Golloba. Mamy obecnie najpiękniejszy okres dla polskiego żużla. Cieszmy się z niego i szanujmy obu znakomitych żużlowców. Nigdy nie wiadomo, kiedy powtórzą się tak „tłuste lata” polskiego speedway'a.
Gollob czy Hampel? - Hampel czy Gollob?
Sezon 2010 należał do Polaków. Po raz pierwszy od 37 lat nasz żużlowiec został mistrzem świata. Po raz pierwszy w historii mistrzem i wicemistrzem świata w jednym roku byli dwaj żużlowcy z Polski. Mowa oczywiście o Tomaszu Gollobie i Jarosławie Hampelu, którzy od sobotniego wieczoru są ponownie na ustach całej żużlowej Polski. Kibice podzielili się na zwolenników Hampela i Golloba. Wszystko na skutek porywającej walki w wyścigu finałowym, zakończonej nie zwycięstwem Polaka, a scysją pomiędzy dwoma ambitnymi żużlowcami.