Krzysztof Handke: Pochodzisz z Rosji i nie wyobrażam sobie, że stamtąd przyjeżdżasz na każdy mecz. Gdzie mieszkasz w trakcie sezonu?
Andriej Kudriaszow:
Podczas trwających rozgrywek przebywam oczywiście w Polsce. Razem w Władimirem Borodulinem wynajmujemy mieszkanie w Świętochłowicach. To właśnie z tego miejsca wyruszam na każde zawody żużlowe.
Co możesz zatem powiedzieć o Polsce? Przypadł ci ten kraj do gustu?
-
Zdecydowanie tak. Bardzo dobrze żyje mi się tutaj. Wszystko wygląda fajnie, nie mogę na nic narzekać. Muszę przyznać, że istnieje trochę różnic pomiędzy moją ojczyzną a Polską. Mimo atutów życia w waszym kraju, ciągnie mnie do miejsca, z którego się wywodzę. Bo jestem przecież Rosjaninem.
Jak wygląda twoja sytuacja sponsorska? Wiadomo bowiem, że nie jesteś jeszcze bardzo rozpoznawalną postacią w polskim środowisku żużlowym.
- Właściwie to mam jednego poważnego sponsora, jest nim Grzegorz Krzywda. To dla mnie nieoceniona osoba, pomaga mi właściwie na każdym kroku, niezależnie od sytuacji. Zawsze mogę na niego liczyć i jestem mu wdzięczny za to, co dla mnie robi.
Starty tylko w drugiej lidze są na pewno mało dochodowe, a dodatkowo spotkania nie zawsze odbywają się co tydzień. Czy w związku z tym zamierzasz prezentować swe umiejętności także poza granicami Polski?
-
Jestem bardzo zainteresowany startami poza granicami Polski. Mam podpisany kontrakt w Czechach i cały czas oczekuję na telefon. W niedzielę zdobyłem trochę punktów i może zostanie to zauważone. W tamtejszych rozgrywkach obowiązuje jednak limit obcokrajowców i otrzymanie powołania wcale nie musi być takie pewne. Tym bardziej że w moim zespole jeździ Martin Vaculik, a to przecież naprawdę dobry zawodnik. Liczę także na to, że może gdzieś indziej uda mi się pojeździć. Wykazuję chęć podjęcia rozmów, jeśli ktoś by się zgłosił.
Powszechnie mówi się, że starty na Wyspach Brytyjskich są prawdziwą szkołą czarnego sportu. Myślałeś kiedykolwiek o spróbowaniu swoich sił właśnie w Wielkiej Brytanii?
- Nie, w moim przypadku jazda w Anglii przynajmniej na razie odpada. Trzeba być bardzo dobrze przygotowanym, mieć wszystko dokładnie poukładane, aby móc w ogóle zacząć rozważać podpisanie umowy z tamtejszymi klubami. Konieczne jest posiadanie własnego mechanika, także sprzęt musi znajdować się na miejscu. Dochodzą do tego oczywiście jeszcze częste przeloty. Niektórzy zawodnicy po sezonie występów na Wyspach mówią mi, że nie mają siły i są kompletnie wyczerpani. W pewnym stopniu także to powoduje, że na chwilę obecną ten temat odstawiam na bok.
Speedway to z pewnością duża część twojego życia. Co jeszcze sprawia ci podobną radość?
- Jak jestem w Rosji i mam wolny czas, to właściwie bez przerwy gram z kolegami w piłkę nożną. Nasze rozgrywki trwają sześć dni i w gruncie rzeczy tylko jeden dzień w tygodniu przeznaczam na odpoczynek. Bez chwili zawahania mogę stwierdzić, że lubię tę dyscyplinę sportu.
Już za nieco ponad miesiąc dojdzie do starcia polsko-rosyjskiego podczas Euro 2012. Jak zapatrujesz się na to spotkanie? Kto ma większe szanse?
- Jeśli chodzi o oglądanie, to już tak często nie zasiadam przed telewizorem. Większą uwagę przykładam do własnej gry. Mimo to chciałbym zobaczyć jakiś mecz tej imprezy na żywo. Ciężko mi jednoznacznie ocenić szanse, jakie ma Rosja w tym pojedynku. Wynika to z tego, że nie znam za dobrze sytuacji obu drużyn.
Kto jest twoim żużlowym idolem? Za co podziwiasz tego zawodnika?
-
Bardzo cenię mojego rodaka - Grigorija Łagutę. Myślę, że całokształt tego, co robi, jest imponujący.