Sławomir Drabik dla SportoweFakty.pl: Sullivan tak płakał, że się prawie odwodnił

Niedzielne starcie Dospelu Włókniarza Częstochowa z Unibaksem Toruń zakończyło się zwycięstwem jeźdźców z grodu Kopernika 52:38. Przed meczem przeprowadzono prace na torze na wniosek gości. Najwięcej do powiedzenia w tej sprawie miał Ryan Sullivan.

Australijczyk, który przez sześć sezonów zdobywał punkty dla Lwów, zgłosił swoje zastrzeżenia co do toru. W udzielonej naszemu portalowi wypowiedzi stwierdził: - W Częstochowie zastaliśmy bardzo dziwny tor. W Polsce nie przygotowuje się dobrych torów. Takich, które gwarantują walkę na dystansie. Kibice nie są zadowoleni z takich torów. Po kosmetyce można było się już z powodzeniem ścigać. Oczekiwałem lepszego przygotowania toru na ten pojedynek. Prace na torze przed spotkaniem spowodowały, że był on o wiele lepszy do jazdy. Całość tutaj.

O opinię odnoszącą się do komentarza Ryana Sullivana poprosiliśmy Sławomira Drabika, współodpowiedzialnego za przygotowanie częstochowskiej nawierzchni. - Ryan już jak w Częstochowie jeździł, to nic mu nie pasowało. W Toruniu chłopaki mi potwierdzili, że jest ten sam problem. W niedzielę tak płakał, że się prawie odwodnił. On musi pamiętać, że nie jest u siebie w domu, tylko na wyjeździe. Z tego co wiem, gdzie nie pojedzie na wyjazd to ma jakieś zastrzeżenia co do toru. Nie było poza nim osoby, która by powiedziała, że ten tor był zły. Nasi zawodnicy chcą takiego toru. Dobrze się na nim czują. W ogóle nie rozumiem niedzielnego zachowania Ryana – oznajmił "Slammer".

Na temat toru na łamach naszego portalu wypowiedział się również inny zawodnik Unibaksu, Adrian Miedziński. "Miedziak" powiedział z kolei: - Ten tor patrząc na regulamin, to naprawdę nie był regulaminowy. W jednym miejscu był przyczepniejszy, a w drugim twardszy. Przez to na początku w ogóle nie było walki. Dopiero później sytuacja unormowała się. Na szczęście nawierzchnia tego toru jest taka, że pomimo różnego jej wyglądu w różnych miejscach, nie powodowała większych problemów dzięki temu, że została ubita przez busy. Całość tutaj.

Co na to Drabik? - Wyszło po prostu tak, że tor wyszedł taki, jaki chciał Toruń. Tu jest cały problem. Nasi zawodnicy na takim jeżdżą i miał on być naszym atutem, a nie Torunia. Wiadomo, niedawno wielka tragedia Lee Richardsona, którą goście sędziemu przypominali. Moim zdaniem to też nie było w porządku. My, gdy jedziemy na wyjazd to nie mamy problemów z torem. Byliśmy niedawno w Gdańsku. Tam start był zbronowany, a na trasie było twardo. Nikt z tego afery nie robił. Też możemy jeździć na wyjazdy i robić rozróby, ale my zamiast gadać, wolimy się ścigać. Kombinacji przy tym jest 200 tysięcy – skomentował.

Zdaniem Drabika, największy wpływ na decyzję sędziego Krzysztofa Meyze o ubijaniu toru miała niedawna tragedia Lee Richardsona. - Sprawa Lee Richardsona jest bardzo świeża. Sędzia nie spanikował, ale też do końca nie wiedział, co ma robić. Ostatecznie zdecydował o ubijaniu nawierzchni. Tymczasem tor był przygotowany naprawdę dobrze. Chłopaki jeździli na takim samym w piątek i w sobotę, nic się nie rozwalało i nikt nie miał problemów z jego pokonywaniem. Sędzia miał trudny orzech do zgryzienia i tym bardziej po sytuacji, jaka miała miejsce w zeszłym tygodniu we Wrocławiu, nie dziwię mu się – oznajmił 46-latek.

Drabik kontynuował swoją wypowiedź. - Na tak przygotowanym torze jeździli chłopcy, którzy dopiero będą zdawać na licencję żużlową. Jeżeli oni nie mieli problemów ani w piątek, ani w sobotę to ja naprawdę nie rozumiem decyzji o przeprowadzeniu przed meczem kosmetyki. Dziwna sytuacja. Tym bardziej, że to zawodnikom oddaliśmy pole manewru, co do sposobu przygotowania nawierzchni. Był taki tor, jaki chcieli. Nikt odgórnie nie narzuca im, jaki ma być tor, bo przyjeżdża jakaś drużyna z Ugandy i musimy ją kopać. Nie ma czegoś takiego. Wychodzę z założenia, że należy moim zawodnikom pomagać, a nie przeszkadzać im.

W opinii dwukrotnego Indywidualnego Mistrza Polski przedmeczowa kosmetyka nawierzchni miała wpływ na końcowy rezultat meczu. - Podejrzewam, że gdybyśmy tego toru nie ruszali, w tym składzie Toruń był dla nas do pokonania. Tor może wyglądał dziwnie, ale był normalny. Ja na miejscu gości do toru nic bym nie miał – zakończył menadżer ds. sportowych we Włókniarzu Częstochowa.

Sławomir Drabik (z prawej) był zdziwiony decyzją o kosmetyce toru przed meczem Włókniarza z Unibaksem Toruń
Sławomir Drabik (z prawej) był zdziwiony decyzją o kosmetyce toru przed meczem Włókniarza z Unibaksem Toruń
Źródło artykułu: