Przemysław Pawlicki w sobotę zajął drugie miejsce w półfinale Indywidualnych Mistrzostw Świata. Zawodnik Unii rywalizował w Czerwonogradzie. - Cieszę się bardzo, że awansowałem, to było dla mnie najważniejsze - mówił. Wraz z Przemysławem startował tam także jego brat, Piotr Pawlicki, który także wywalczył awans. - Przeżyłem jeszcze dodatkowy stres, bo Piotrek miał bardzo duże problemy, żeby wygrać tam start. Miał trochę problemów, miał defekt w pierwszym wyścigu - wspominał starszy z braci.
Ostatecznie 17-latek musiał wywalczyć awans w biegu dodatkowym. W parkingu starał mu się pomagać brat Przemysław. - Stresuję się za niego chyba bardziej niż za siebie - komentował starszy z rodu. - Piotrek pokazał klasę, do końca wygrywał i to mnie cieszy. Na tyle, na ile mogłem z nim rozmawiać to mu pomagałem. Wiadomo, że to on siedzi na motocyklu i to on jedzie na torze - powiedział. - Modliłem się cały czas w parkingu, bo wiem, że Jezus nad nami czuwa i nam pomaga - dodał Przemysław Pawlicki.
Dla starszego z braci jest to ostatni rok w roli juniora, a więc ostatnia szansa, aby cieszyć się ze złota. W tym roku finał odbędzie się jednak aż w siedmiu odsłonach. - Dla mnie to dodatkowe zawody. Bardzo się cieszę, że dostałem się do finału. To ostatni rok, więc chciałbym w tym finale pokazać, że potrafię jeździć i że stać mnie na złoto - zdradził. - Będę dawał z siebie wszystko, mamy siedem turniejów, trzeba zbierać punkty i zobaczymy jak to się skończy - zakończył wątek IMŚJ.
Przeprawa do Polski nie była jednak łatwa dla Pawlickich. - Mieliśmy bardzo długą podróż. Staliśmy też długo na granicy. Nie była to krótka przeprawa. Droga była kręta, nie można było się porządnie wyspać w busie, ale nie narzekam - zdradził "Przemo". W niedzielę Unia Leszno sprawiła niespodziankę i wygrała na gorzowskim torze z miejscową Stalą. - Przyjechaliśmy tutaj wygrać. Wiedzieliśmy, że będzie bardzo ciężki mecz, ale udało się - cieszył się zawodnik z Leszna. O wygranej decydował jednak ostatni bieg, w którym Przemysław Pawlicki dotknął taśmy. - Jeszcze ta moja taśma w ostatnim biegu, który decydował o wygranej... Szkoda, że nie udało mi się odjechać do końca tego biegu - nie mógł sobie przebaczyć starszy z braci.
- Wiedziałem, że trzecie pole nie jest korzystne. Chciałem wygrać start refleksowo. Wyszło, jak wyszło. Sędzia troszeczkę dłużej przetrzymał i nie wytrzymałem - wspominał Pawlicki. Ostatecznie dzięki postawie Jarosława Hampela udało się Unii wygrać to spotkanie. - Na szczęście Jarek utrzymał wynik. Kapitan zrobił to, co miał zrobić - stwierdził junior "Byków". Podopieczny Romana Jankowskiego stwierdził, że po długiej podróży do Gorzowa był pełen energii. - Byłem pewien energii, ale chyba za dużo mi się jej skumulowało w tym ostatnim biegu - mówił z uśmiechem po wygranej.
W tym meczu jednak mogło wydarzyć się naprawdę wiele i możliwe było każde rozwiązanie. - To jest żużel. Różnie bywa. Ta moja taśma była pechowa. Teraz żałuję tego. Chciałem ten ostatni bieg dobrze pojechać, ale nie wyszło. We wszystkich innych biegach dawałem z siebie wszystko, chciałem dowieźć jak najwięcej punktów - ocenił spotkanie Przemysław Pawlicki. - Chciałem, żebyśmy tutaj powalczyli, bo nasze ostatnie mecze były trochę pechowe - dodał. - Cieszymy się, że udało nam się wygrać. W Gorzowie wcześniej nikt nie wygrał - zakończył.
Przemysław Pawlicki dla SportoweFakty.pl: Na szczęście Jarek utrzymał wynik
Przemysław Pawlicki przebył długą drogę do Gorzowa po sobotnim półfinale IMŚJ w Czerwonogradzie. Zawodnik Unii po zawodach stwierdził, że miał za dużo energii i dlatego dotknął taśmy w ostatnim biegu.
Kocham Was Byki