Michał Gałęzewski: W meczu z aktualnym Drużynowym Mistrzem Polski zdobyłeś 13 punktów w sześciu biegach. Miałeś jednak szansę pojechać jeszcze lepiej.
Thomas H. Jonasson: Jeśli chodzi o mój dorobek punktowy, to było całkiem nieźle. Mogłem co prawda zdobyć 2-3 punkty więcej, ale i tak jestem z siebie zadowolony. Myślę jednak trochę o moim pieprzonym barku… moich plecach… mojej ręce… mojej głowie… w sumie to boli mnie praktycznie każda część ciała, ale taki jest żużel i muszę jakoś z tym żyć. Powinniśmy spisać się lepiej i wygrać to spotkanie.
Z pewnością postawiliście wysoko poprzeczkę. Nieczęsto faworyt korzysta dwukrotnie z rezerw taktycznych z beniaminkiem ligi. Co sądzisz o początku spotkania?
- Byłem bardzo podekscytowany po pierwszych biegach, kiedy dwukrotnie wygraliśmy 4:2 i raz 5:1, a przy tym do szóstego biegu ani razu nie przegraliśmy wyścigu! Prowadziliśmy już ośmioma punktami. Czuliśmy się komfortowo, ale później coś się stało. Straciliśmy kontrolę nad meczem.
Jak byś ocenił sytuację z dziewiątego wyścigu, kiedy upadłeś po ataku Aleksandra Łoktajewa?
- Miał dobrą prędkość, wyjechał pod bandę tam, gdzie ja byłem. Oczywiście w konsekwencji zostałem wypchnięty na zewnętrzną część toru, gdzie mój motocykl wjechał w odsypaną nawierzchnię. Postawiło mnie na wirażu. Byłem blisko utrzymania się na motorze, ale ostatecznie wylądowałem na plecach i delikatnie mówiąc nie było fajnie (śmiech, dop. red.).
Przed biegami nominowanymi przegrywaliście różnicą siedmiu punktów i z Nickim Pedersenem mieliście tylko jedno zadanie. Po starcie do czternastego biegu nie zapowiadało się zbyt dobrze…
- Nie mieliśmy już nic do wyboru i musieliśmy dać z siebie wszystko. Znalazłem lukę i minąłem rywala, a następnie złapałem przyczepność i ruszyłem do przodu. Fajnie, że Nicki poszedł moją ścieżką. Niestety w konsekwencji na nic się to zdało.
Przed ostatnim biegiem wierzyłeś w zwycięstwo z Andreasem Jonssonem?
- W takich sytuacjach nie myśli się o tym, że można przegrać. Niestety mój start nie był zbyt dobry, co prawda udało nam się zremisować, ale AJ był zbyt mocny.
W pierwszej fazie sezonu spisywałeś się przeciętnie, teraz jeździsz już dużo lepiej. Co spowodowało twoją przemianę?
- Zawsze trzeba próbować różnych rzeczy i kombinować, gdy widzi się że nie idzie. Czasami po prostu nie pasują sprawdzone wcześniej ustawienia. Wielokrotnie byłem zakłopotany bo wiedziałem, że mogę jeździć naprawdę szybko, a tak nie było. Teraz wróciłem na właściwe tory. Myślę, że z meczu na mecz będzie jeszcze lepiej.
Dwa tygodnie temu musiałeś być jednak wściekły na swojego kolegę z zespołu. Mówię o sytuacji, gdy Nicki Pedersen spowodował twój upadek. Kamery telewizyjne uchwyciły twoją złość.
- Mówisz o Goeteborgu? Nie jestem zły na Nickiego. Doszedłem do finału, a on odpadł, więc wszystko skończyło się dla mnie dobrze.
Jak to możliwe, że najpierw wchodzisz do finału Grand Prix, a dwa tygodnie później w kwalifikacjach do przyszłorocznego cyklu w Austrii przegrywasz z anonimowym w Polsce zawodnikiem gospodarzy i ledwo awansujesz do dalszej rundy?
- Po prostu wybrałem to, że pomogę mojemu klubowi z ligi Allsvenskan i pojechałem w czwartek u siebie w kraju. Do Austrii miałem długą drogę i nie miałem opcji zapoznania się z tym torem. Pojechałem z marszu. Powiedziałem sobie, że jak będę miał dobre starty, to wygram. Miałem jednak gówniane starty i musiałem zmienić motocykl. W dwóch ostatnich biegach udało się wygrać (śmiech, dop. red.).
To nie był jednak turniej do wygrania, tylko do zakwalifikowania się do dalszej fazy. Swoje zadanie spełniłeś.
- Absolutnie tak. Jak jednak się jedzie w takich zawodach, to w każdym biegu walczy się o zwycięstwo. Powiem ci szczerze, że byłem sfrustrowany. Po swoim trzecim biegu spojrzałem z niedowierzaniem w program i zobaczyłem moje punkty - 2,1,1. Pomyślałem sobie - co do cholery się dzieje? Jeszcze niedawno zająłem czwarte miejsce w Grand Prix, a teraz jestem na krawędzi awansu w pierwszej rundzie eliminacji. To było dziwne uczucie, ale na koniec wyszedłem na tym dobrze (śmiech, dop. red.).
Widzisz Thomasa Jonassona na liście zawodników przyszłorocznego cyklu Grand Prix?
- Będę o to walczył i spróbuję zrobić wszystko, aby się tam dostać. Chce wszędzie zdobywać dużą ilość punktów i może uda mi się zakwalifikować w Gorican. Awans do cyklu to mój główny cel na ten sezon.
W najbliższych dwóch kolejkach Lotos Wybrzeże jedzie Tarnowa i do Gorzowa. Oba zespoły są bardzo mocne, a Stal w przedsezonowym sparingu dała wam srogą lekcję. Liczysz w związku z tym na dobry rezultat?
- Już nie pamiętam tamtego meczu. Wiem, że wszędzie da się jechać. Pamiętam, że w Gorzowie udało mi się podczas jednego biegu znaleźć dobre ustawienie motocykla i w tym kierunku będę chciał podążyć. Wraz z całym zespołem postaramy się skopać jakieś tyłki.
Widzisz osobiście w Lotosie Wybrzeżu jakiś progres?
- Czasami się wydaje, że wszystko jest już w porządku, że każdy idzie do przodu, a wtedy przychodzi nagle moment zastoju i to, co miało być kluczem do wygrywania momentalnie znika (śmiech, dop. red.). Każdy zawodnik może mieć swój dzień, a chwilę później może zawalić na całego. Taki jest jednak żużel i tylko najlepsi potrafią się utrzymać na najwyższym poziomie przez cały sezon. Wierzę w powrót Piotrka Świderskiego, bo chciałbym zobaczyć go w akcji.