O całej sprawie pisaliśmy we wtorek. Po kilku dniach o przyszłość łódzkiego Orła postanowiliśmy zapytać jego głównego sponsora Witolda Skrzydlewskiego.
Jarosław Galewski: W poniedziałek na stadionie Orła gościł Andrzej Witkowski. Widział się pan z prezesem Polskiego Związku Motorowego?
Witold Skrzydlewski: Przyjechałem na sam koniec jego wizyty...
I pewnie usłyszał pan, że nie jest najlepiej. Wiele wskazuje na to, że Orzeł Łódź może nie otrzymać licencji na kolejny sezon.
- Nie można się temu dziwić. W tym roku dostaliśmy fuksem licencję. To był jeden raz i po raz drugi z całą pewnością podobnie już nikt nie postąpi. W tej chwili nie wygląda to kolorowo. Niektórzy pytają mnie, jakie są szanse, że będziemy mieć w przyszłym roku oświetlenie. Potrafię je bez problemu określić, ponieważ wynoszą 1 proc.
Czyli powoli czas żegnać się z pierwszoligowym żużlem w Łodzi?
- Powiem panu, z czego wynika cała sytuacja. Nadal nie jest uregulowana kwestia stadionu. Warto powiedzieć, że w budżecie miasta nie przewidziano na to środków. Rodzina Skrzydlewskich nie będzie montować za swoje pieniądze na stadionie Orła sztucznego oświetlenia. To kosztuje około 1,5 miliona złotych i na pewno tego nie zrobimy.
O wymogu oświetlenia mówimy jednak już od dawna. W tak długim czasie nie można rozwiązać tej kwestii?
- Pyta pan pewnie w domyśle, kogo to wina. Co ja mogę powiedzieć? Myślę, że wszystko wynika z tego, że w Łodzi są jeszcze inne dyscypliny sportowe. Ten żużel niestety nie jest kochanym dzieckiem. Głową muru nie przebijemy. Płacimy już na ten sport duże pieniądze od wielu lat i czasami mi się odechciewa, jak czytam komentarze jednego debila.
?
- Jakiś Grzegorz, a dla mnie po prostu debil, wypisuje, że załatwiam jakieś ciemne interesy. Zapraszam tego kretyna, niech przyjdzie i poprowadzi klub. Dla mnie to naprawdę półgłupek, debil i wszystko co najgorsze. Pewnie najchętniej na stadion wchodzi przez płot. Dostał klawiature i szaleje. Jeżeli ktoś ma podejrzenia, że moja rodzina załatwia na żużlu ciemne interesy, to niech odda sprawę do prokuratury i zamknąć Skrzydlewskiego. Pakuje w to swoje pieniądze, a jakiś gnojek mnie jeszcze zwyczajnie opluwa. Niech się buja.
Wracając jednak do meritum, jeżeli spełni się czarny scenariusz i nie dostaniecie licencji na kolejny rok, będzie się pan bawić w drugoligowy żużel?
- Nie będę i zaraz panu powiem nawet dlaczego. Miałem pewne założenia. W pewnym sensie zostałem przyparty do muru przez moją rodzinę. Zaplanowałem sobie, że w tym roku nie spadniemy. W kolejnym sezonie mieliśmy walczyć o wejście, ale miało nam się nie udać. W 2014 mieliśmy awansować. Nie może być jednak tak, że ja szukam inwestora, bo na ten teren trzeba kogoś takiego znaleźć. Nie ma ludzi, którzy lekką ręką wyciągną z kieszeni miliony. Trzeba szukać partnera biznesowego, dla któtego sport żużlowy będzie dodatkiem i mniejszym lub większym wydatkiem z tego tytułu. Jeżeli tymczasem nie może się pan doprosić od władz odpowiedzi na pytania, które ktoś zadaje, to najwidoczniej nikomu na tym nie zależy. Problem polega na tym, że nie jesteśmy klubem grającym w żeńską siatkówkę.
Dlaczego?
- Proszę pana, wtedy problemu by nie było, ponieważ dostalibyśmy od miasta wszystko co chcemy...
Wiele razy ratował już pan łódzki żużel, nawet kiedy sam określał, że szanse na jego dalsze funkcjonowanie są minimalne. Może i tym razem znajdzie pan rozwiązanie?
- Jestem słownym człowiekiem. Kiedy coś powiem, to się z tego wywiązuje. Nie mam odwagi spojrzeć prosto w oczy panu Witkowskiemu i poprosić o to czy tamto. Tak czy inaczej, uważam, że władze zawiesiły nieco za wysoko poprzeczkę dla klubów. Przecież te kluby, które zainstalowały to oświetlenie, odjechały przy nim po jednym meczu, a niektórym jeszcze deszcz padał. Wiele mówimy o kryzysie, a nie mamy nawet sprzedanych praw do transmisji. Gdyby Polski Związek Motorowy wyznaczał godziny spotkań, to wtedy rzeczywiście moglibyśmy jechać o 21:00. Dzisiaj mówimy z kolei, że żużel jest sportem rodzinnym i mecze odbywają się na ogół w niedzielę. Jeżeli miałby pan dwójkę dzieci w wieku pięciu i siedmiu lat, zabrałby pan je tak późno na mecz? Nie zrobi pan tego, bo pewnie będą chciały spać. Według mnie władza trochę wdepnęła, kiedy uchwaliła wszystko "na bogato". Może nawet mój pomysł, żeby łączyć ligi nie będzie konieczny. Spodziewam się, że za chwile może być po prostu jedna liga.
Inwestuje pan w łódzki żużel od wielu lat. Zostawi pan to wszystko z dnia na dzień?
- A co ja mam zrobić? Wyjąć z kieszeni 1,5 czy 2 miliony? Być może nawet miasto nie przedłuży ze mną umowy, która obowiązuje nas do listopada...
To wymienia się jako drugi powód, który może przeszkodzić wam w otrzymaniu licencji...
- Tak, to może być problem. Jak pan pewnie wie, byłem kiedyś prezesem klubu piłkarskiego. Całe życie zarabiałem ciężko pieniądze. Teraz słyszę, że miasto będzie burzyć stadion ŁKS-u po przeciwnej stronie i prowizorycznie przedłuzać boisko, żeby drużyna, która spadła do pierwszej ligi i którą będzie oglądać dwa do trzech tysięcy ludzi, mogła grać. Na to zostaną wydane znowu miliony. Te same miliony można było wpakować w stadion Orła i przenieść tych piłkarzy do nas. Mamy długi tor i u nas boisko spełnia wymogi. Pierwsza liga mogłaby spokojnie grać. A jak awansują? To pójdą na nowy stadion, proste.
Jaką zatem motywację ma ta drużyna, żeby walczyć jeszcze w tym sezonie, skoro widoki na przyszłość nie są najlepsze?
- Dobre pytanie! Powiem szczerze, że z tej drużyny trochę zeszło powietrze. Nie zdziwiłbym się, gdybyśmy przegrali wszystkie trzy mecze. Naprawdę wcale bym się nie zdziwił. Na pewno będę chciał złożyć dokumenty licencyjne. Po raz kolejny nie będziemy mieć żadnych długów i wszystko będzie jasne i klarowne. Według mnie, na mój żydowski nos, może się okazać, że kluby, które awansują, też nie będą miały oświetlenia. Jak pewnie doskonale pan wie, bo panu już to mówiłem, nie wierzę w cuda i nie dlatego nie sądzę, że taki Rawicz będzie mieć sztuczne oświetlenie, jeśli wywalczy awans. Podobnie zresztą z innymi zespołami. Ostatnio jedzie przykładowo Wanda Kraków. Naprawdę nie wiadomo, co może się okazać. Problemy mogą tyczyć się również tych wielkich. Mogą awansować do Ekstraligi po świetnym sezonie, ale kłopot się pojawi jak przyjdzie do pokazania tych kwitów, które świadczą, że klub nikomu nic nie zalega. Zrobi się dylemat, czy dopuścić gościa i jego drużynę, która uczciwie jechała i na czas wszystko płaciła, ale nie ma oświetlenia. Kto wie...
Więc jednak jest nadzieja.
- To zależy też w dużej mierze od tych prezesów. Czytam różne wpisy i według mnie to jest właśnie to całe polskie piekło. Tak naprawdę takie Gniezno do dziś nie ma oświetlenia, a najwięcej nas opluwało. Poza tym, mieli nierozliczone pieniądze. I nikt nie krzyczał, dlaczego dostali licencję? Wszyscy woleli się drzeć na mój zespół. Tymczasem oni dopiero rozstrzygnęli przetarg. Taki kant to my też mogliśmy zrobić i powiedzieć, że będziemy mieć oświetlenie, rozpisując przetarg w 2013 roku. Później byśmy wzięli kogoś, kto to zaskarży. W rezultacie procedury się przedłużą i tak dalej. Ale wie pan co? To nie ma tym ma polegać...