Jarosław Galewski: W przyszłym sezonie w życie ma wejść Regulamin Finansowy, który wywołuje wiele kontrowersji w środowisku żużlowym. Czy wierzy pan, że jego zapisy będą przestrzegane?
Władysław Komarnicki: Jeżeli nie będzie przestrzegany, to żużel w Polsce będzie umierać. Wyjaśnię to panu w prosty sposób. Chodzi przede wszystkim o to, że polskie kluby są niewydolne pod względem finansowym. Jeśli odstawimy Skarb Państwa, a kluby mają działać z komercji, czyli po prostu z datków sponsorów, to liga umrze. Niestety, z przykrością stwierdzam, że ludzie, którzy się tym nie zajmują i zabierają głos, wygadują naprawdę duże głupstwa. Te osoby nie zdają sobie sprawy, ile szkody wyrządzają Ekstralidze. Gdyby można było wymyślić klucz, że ci najlepsi mają określoną sumę, a reszta powinna mieć 40 proc. z tego, to być może coś sensownego mogłoby jeszcze z tego wszystkiego wyniknąć.
Czym różni się Polska od Anglii, gdzie nie ma potrzeb stosowania takich regulacji?
- Ludzie, którzy nie zajmują się ekonomią, nie potrafią zrozumieć, że liga angielska się zreformowała i płaci zawodnikom grosze. Te same osoby nie przyjmują również do wiadomości, że Szwecja płaci zaledwie 30 proc. tego co my wydajemy w Polsce. Co więcej, z tych krajów to my jesteśmy najbiedniejsi. Według mnie to już zakrawa na anomalia ekonomiczne.
Zgodzi się pan jednak z pewnością, że zarówno w Anglii, Szwecji jak i w Polsce pieniądze na zawodników wydają... działacze. Czy lepszą drogą na uzdrowienie sytuacji w polskim żużlu nie jest zdrowy rozsądek, a nie regulacje finansowe?
- Proszę pana, w Polsce nigdy nie było zdrowego rozsądku i z całą pewnością coś takiego nie zafunkcjonuje również w przyszłości. Wydaje mi się zresztą, że doskonale zdaje sobie pan z tego sprawę. Gdyby w naszym kraju był taki rozsądek jak w Anglii czy Szwecji, to usiadłoby dziesięciu prezesów, którzy podaliby sobie ręce i podpisali regulamin, który będzie zadowalać wszystkich. W Polsce jednak nie było normalnie i z pewnością nie będzie również w przyszłości.
Zawodnicy uważają, że ograniczane są ich podstawowe prawa do negocjowania warunków pracy...
- Czemu ci sami zawodnicy nie krzyczą tak głośno w Szwecji czy Anglii?
Czyli pana zdaniem ten regulamin nie uderza w zasady wolnego rynku?
- Absolutnie nie! Ten regulamin jest planowany po to, żeby stworzyć realne możliwości dla normalnego funkcjonowania klubów. Na litość boską, naprawdę chodzi o to, żeby kolejne ośrodki w Polsce nie padały. Do tej pory kluby miały problem, żeby dogadać się między sobą, bo zawsze jest przecież tak, że znajdzie się jeden idiota, który będzie napinać mięśnie, jego zawodnicy pokażą innym, ile to oni zarabiają i się zaczyna. Ale tak jest właśnie u nas. Tego nie ma ani w Szwecji, ani w Anglii.
Skoro rozmawiamy o tym, jak to bywa w Polsce, to pewnie ma pan świadomość, że Polacy jak nikt inny potrafią obchodzić przepisy. Czy tak nie będzie również z Regulaminem Finansowym?
- W Polsce czarna kasa była w latach 90. To był dokładnie ich początek, ale generalnie można powiedzieć, że trwało to przez te około dziesięć lat. Uważam, że w obecnych realiach tylko idiota będzie próbował robić czarną kasę, bo prędzej czy później zawiozą go w kajdankach do Wrocławia.
Zmienić się ma także sytuacja juniorów, którymi nie będą już młodzi zawodnicy o średniej KSM wyższej niż 4,0. Czy to dobry pomysł?
- Proszę pana, odpowiem panu z perspektywy mojego klubu. Bartek Zmarzlik pójdzie na miejsce seniora, a na jego pozycję wstawimy jednego z adeptów. Mamy kilku zdolnych zawodników, którzy na razie nie mogą dostać się do składu. Moim zdaniem to dobry pomysł.
Pierwszy bieg nie będzie wyścigiem młodzieżowym. Kolejny dobry pomysł?
- Nareszcie! To była głupota, że pierwszy bieg był rywalizacją juniorów. Wszyscy robią napinkę przed zawodami. Powiem panu szczerze, że widziałem już kilku zawodników, którzy ze strachu biegali z biegunką do toalety. Takich chłopców wysyła się do walki w pierwszym biegu, kiedy tor nie jest jeszcze sprawdzony. Dla mnie to był wielki idiotyzm.
Na całym świecie juniorem jest jednak zawodnik, który nie ukończył 21 roku życia i nikt nie mówi o żadnej średniej KSM, która to ogranicza. Czemu mamy być inni?
- W tej kwestii się nie wypowiem.
Odnoszę jednak wrażenie, że widzi pan w Regulaminie Finansowym i proponowanych zmianach szansę na ratowanie polskiego żużla.
- Zdecydowanie tak. Co więcej, uważam, że to ostatnia szansa na uratowanie polskiego żużla. Nie interesują mnie akurat w tej materii opinie poszczególnych osób, które nie zajmują się ekonomią i nie mają z nią styczności. Nie mam jednak do nich pretensji, bo z pewnością nie mają odpowiedniej wiedzy i świadomości, że pieniądze to nie liście, które rosną na drzewach. Z takimi osobami się jednak nie polemizuje.
Krzysztof Cegielski, który wypowiada się w imieniu zawodników, zapowiada reakcję żużlowców, którzy mogą z powodu Regulaminu Finansowego nie wyjechać na tor. Ma pan obawy, kiedy słyszy takie słowa?
- Krzysztofowi Cegielskiemu zafundowałbym kurs z ekonomii. Co więcej, jestem w stanie go opłacić.
Chciałbym, żeby jednak pan odpowiedział, czy spodziewa się drastycznych kroków ze strony zawodników.
- Moja odpowiedź na pana pytanie będzie bardzo prosta. Dlaczego zawodnicy wyjeżdżają na tor w Anglii, gdzie zarabiają 20 proc. tego co w Polsce i czemu robią to również w Szwecji, gdzie płace stanowią 30 proc. tego co w naszym kraju? Czemu pan Cegielski tam nie pojedzie i wszystkich nie buntuje?
nie brałbym tych gróźb zawodników na poważnie - całość sprowadzi się do pokerowego "call" - jeśli działacze się nie ugną, zawodnicy zaakceptują dużo niższą kasę Czytaj całość