Jarosław Galewski: Przegraliście w ostatniej kolejce na własnym torze z ekipą z Ostrowa. Jest pan bardzo zawiedziony takim biegiem wydarzeń?
Witold Skrzydlewski: Zakładałem, że mój zespół zdobędzie dwa punkty. Na trzy nie liczyłem, ale okazało się, że po raz drugi bracia Szczepaniakowie zapomnieli jak się jeździ przeciwko Ostrovii. Właśnie dlatego to wszystko tak się skończyło. Panowie przegrali pierwszą czwórkę.
Uważa pan, że już straciliście szansę na czwórkę?
- Na sto procent. Ten przegrany mecz kosztował w granicach 700 tysięcy złotych.
Skąd taka kwota?
- Niech pan sobie policzy. Ma pan do przejechania sześć meczów. Jeśli znajdzie się pan w czwórce, jest obiecana premia w wysokości 150 tysięcy złotych. Dwa dodać dwa to zawsze jest cztery. Ale taki los zafundowali sobie sami zawodnicy. Wydaje mi się, że chyba nie do końca zdawali sobie z tego sprawę.
Piłka jest nadal w grze. Jakich rozstrzygnięć spodziewa się pan w najbliższych spotkaniach?
- W Lublinie w najlepszym wypadku zdobędziemy jeden punkt. Dokładnie wszystko przeliczyłem. Z Gnieznem mamy zerowe szanse, żeby wygrać. Ta drużyna będzie walczyć, bo może się okazać, że Lublin będzie mieć więcej punktów niż oni. Będziemy mieć dziewięć "oczek". Tyle może mieć zarówno Grudziądz i Ostrów, gdyby wszystko przegrał. Jesteśmy wtedy na ostatnim miejscu i jedziemy baraże. To przecież pewne jak w banku.
Wróżono Wam nawet drugie miejsce. Wszystko może przekreślić ostatnie spotkanie z Ostrovią. Ma pan duży żal do braci Szczepaniaków?
-
Nikogo nie chcę obarczać winą proszę pana. Na to wszystko złożyła się postawa całego zespołu. Ja nie miałem aspiracji na drugie, trzecie miejsce. Cały czas mówiłem, że ta drużyna jedzie o utrzymanie. Nie byłem jednak oczywiście zainteresowany, żeby mój zespół jechał w barażach. Czy to byłby wielki zawód? Otóż nie. Niech mi pan odpowie, ale tak szczerze i brutalnie. Co za różnica, czy skończymy na piątym czy szóstym miejscu? W żaden sposób nie planowaliśmy awansować gdzieś wyżej. Nie chodzi tu nawet teraz o infrastrukturę stadionową. To, że momentalnie przyjdą sponsorzy też jest nieprawdą. Kibiców również wcale nie przychodzi więcej, bo mam wrażenie, że lepsza frekwencja była u nas na drugiej lidze. Dla kogo robić żużel, jak przychodzi 2500 ludzi, z czego połowa kupi bilety? Ja podchodzę do tematu na luzie. Nie jestem człowiekiem, który się podnieca. Jestem bardziej księgowym. Dla mnie ważne jest, żeby na koniec sezonu drużyna nie miała długów i żeby nie było sytuacji, że coś jest nierozliczone. Może się okazać, że dziś ci, którzy ostro grają, mogą mieć niedługo problem. Wie pan przecież, że nie wierzę w cuda i nie sądzę, że Główna Komisja Sportu Żużlowego odpuści komuś jakieś braki finansowe.
Czyli nie będzie pan czuć niedosytu i straconej szansy na drugą pozycję?
-
W tym roku nie było takich planów. Jeśli wystartujemy w przyszłym roku, to taki wynik uznawałbym za porażkę. Podstawą byłby awans do play off.
Czyli wyłoży pan pieniądze na drużynę, która będzie walczyć o czołowe lokaty?
- Czas pokaże. Nie będę przecież zdradzać panu źródeł finansowania. Ale w sumie ma pan rację, to jest kwestia tego, ile dam. Jak zaplanuję, że ma być więcej, to będzie więcej. Proste. Tym może się różnię od wielu prezesów, którzy są uzależnieni od tego, co dadzą inni. Ja zresztą nie jestem żadnym prezesem, ale człowiekiem, który wie, na co go stać. Tak czy inaczej, jeśli zdecyduję się budować zespół, to nie ma opcji, że pana portal napisze, że zawodnicy mają niezapłacone pieniądze.
Zakładam, że dostajecie licencję. Zainwestuje pan jeszcze bardziej w łódzki żużel?
- Naprawdę zobaczymy. Najpierw licencja. Musimy ją dostać i wtedy będziemy myśleć co dalej. Niech pan nic nie zakłada, bo przecież nie mamy światełek. Teraz wszystko jest kwestią tego, czy będzie można je założyć czy nie. Z tym oświetleniem to w ogóle jest tak, jakby kogoś było stać na picie kawy w przydrożnym barze, ale komuś za wszelką cenę zależy, żeby podali mu ją w porcelanie. Niech pan zwróci uwagę, ile meczów rozegrały kluby przy sztucznym oświetleniu. Po jednym? Pojawił się ostatnio temat mobilnego oświetlenia, które można by zamontować, jeśli nie będzie możliwa normalna inwestycja. Być może będzie to spełniać wymogi. Równie dobrze Polski Związek Motorowy może być przed dylematem, czy dać licencję klubowi, który nie ma świateł, ale ma uporządkowane finanse czy dać ekipie, która ma oświetlenie, ale też furę długów i żyję ponad stan.
Pan w oświetlenie inwestować nie będzie.
- Nie ma takiej opcji. Nawet jak wygram dziś sto miliardów. Teren jest miasta, może nie w całości, ale jest. Jeśli jego władze pakują ciężkie miliony w siatkówkę żeńską czy w kopaną, to dlaczego miasto ma nie wiedzieć, że w Łodzi jest żużel? Nie za wszystko musi płacić Skrzydlewski. Niech płaci za utrzymanie drużyny, a infrastrukturę niech zapewni miasto, jeśli chce mieć czarny sport. Zaapelowałem zresztą do kibiców, żeby pisali maile do urzędu. We wrześniu może zaproponuję kibicom żużla, którzy będą zainteresowani, że zrobimy przed urzędem mała akcję. Mamy coś takiego jak ławeczka Tuwima. Mogę się do niej spokojnie przypiąć i rozpocząć strajk głodowy. Gruby jestem, to mam z czego chudnąć. Reszta niech rozbije miasteczko namiotowe jak na majdanie i pokażemy, że jest żużel.
Chciałbym się upewnić: mówi pan poważnie?
-
Oczywiście, że tak. Przecież ja całe życie lubiłem różnego rodzaju zadymy. Wtedy pokażemy władzom miasta, że jest to sport, który nie musi się źle kojarzyć. Czarny kolor u nas się źle traktuje. Nie chcemy być dyscypliną drugiej kategorii. Chcemy nie być traktowani gorzej tylko na równi. Jeśli pani prezydent buduje jednemu za setki milionów, a tutaj nie stać ją na wydanie dwóch milionów złotych, to wie pan, nie jest najlepiej. W ubiegłym roku, żeby ŁKS dostał licencję wydała chyba z cztery miliony, aby zrobić prowizoryczną trybunę, która ma być rozebrana. Czy pan, jako zamożny człowiek, choć ja oczywiście takim nie jestem, wydałby tyle pieniędzy? Mi nawet zaproponowali, żebym ten złom z ŁKS-u wziął, z tymi światłami, które mają 70 lat, przeniósł je i zamontował na Orle. Ja powiedziałem, że mam inną propozycję. Niech sprzedadzą to na złom, wezmą parę złotych i przeznaczą lepiej na jakiś dom dziecka.
Zawsze zastanawiała mnie jedna rzecz. Krytykuje pan środowisko żużlowe, ma pod górkę w Łodzi, a jednak cały czas pakuje niemałe pieniądze w żużel. Dlaczego?
- Zaraz panu wyjaśnię. Mam córkę i to jej hobby. Miałem kolegę, który był nieprzyzwoicie bogaty i miał córkę w wieku mojej. Jak to mówią, dziewczyna zrobiła sobie ten złoty strzał i dziś jej nie ma. Być może dlatego, że nie miała innych zainteresowań. Kiedy popatrzyłem na to, co wydarzyło się u tego mojego kolegi, to uznałem, że jestem szczęśliwym człowiekiem. Mam córkę, z którą nie było problemów. Poza tym, jest wykształcona, ma jakąś karierę polityczną i hobby. Czy pan nie dałby szczęścia własnemu dziecku? Oprócz tego, jestem w rodzinie wykonawcą pewnych prac. Głową rodziny jest moja mamusia. Moja córka ma układy z babcią i co babcia powie ma być święte. Tak to działa.
Czyli żużel pana w ogóle nie kręci?
- Może to nie tak, że mnie nie kręci. Ten sport ma po prostu straszną wadę. Dziś dla takiej dyscypliny bardzo ważna jest oprawa. Wszystko pan przygotuje, a tu nagle spadnie deszcz i po zawodach. W przypadku piłki musi być oberwanie chmury, najlepiej z piorunami. Niech pan zwróci uwagę, co się dzieje na świecie. Za chwilę pewnie narażę się kibicom i będą znowu na mnie pluć, ale na świecie nie ma już nigdzie ładnych stadionów żużlowych. Najlepsze lata tego sportu zostały po prostu przespane. To samo jest u nas. Dziś jest mniej kibiców na meczach. Więcej idzie na inne dyscypliny. Nikt się nie zastanawia, gdzie popełniono błąd i jak to ratować. Jeśli patrzy pan na Grand Prix i widzi wolne miejsca, to albo formuła tej rywalizacji się już skończyła, albo nie wiem, co jest nie tak. Nie chcę się za bardzo wymądrzać, ale uważam, że popełniane są błędy, przez które ten sport umiera. Być może to z powodu tego, że liga stała się tak droga i o niczym innym się nie mówi tylko o pieniądzach. Wszyscy żyłują bilety, bo chcą się z nich utrzymać. Gdzieś jest problem, ale ja jestem za mały i za prosty człowiek. Uważam tylko, że jeśli taka tendencja zostanie zachowana, to za chwilę będziemy oglądać żużel jak na zachodzie. Tam można zobaczyć, że nawet krzesełek nie ma i ludzie siedzą na murawie. To jest problem.
Ma pan może jakieś marzenie związane z funkcjonowaniem Orła Łódź?
- Kiedyś coś tam zakładałem, ale pomyliłem się o dwa lata. Miałem zaplanowany szybszy awans, ale uważam, że przegrywałem to jakoś przy zielonym stoliku. Wydaje mi się, że w żużlu ten piłkarski poker jest nadal obecny. Obecne założenia pan zna. Jeśli jako firma będę istnieć na takim samym poziomie i zdrowie dopisze, to chcielibyśmy w przyszłym roku, jeśli wystartujemy, znaleźć się w fazie play off i zacząć pukać do wyższej ligi. W 2014 roku chcielibyśmy postawić sobie cel awansowania.
Mówił pan wcześniej wiele o frekwencji. Czy jest dla kogo robić Ekstraligę w Łodzi?
- Powiem panu jedną rzecz. Nie wiem, czy jest dla kogo. Może się okazać, że dziś ŁKS, wielki klub z tradycjami przy dobrych układach zacznie od czwartej ligi. Może jak będzie inny stadion i zmieni się wiele rzeczy, to zacznie przychodzić więcej ludzi. Śmieję się, że pani prezydent buduje stadion w Łodzi o trzech trybunach i jest jedno puste miejsce. Puściłem taki żart i niech pan to tak właśnie traktuje, że ŁKS się nie podniesie i pani prezydent zostawiła miejsce na park maszyn i wieżyczkę sędziowską. I widzi pan, mamy stadion (śmiech).
Nie zakłada pan jednak większego zainteresowania sponsorów łódzkim żużlem. Chce pan wziąć wszystko na swoje barki w przypadku ewentualnego awansu?
-
Zobaczymy. Nie ukrywam, że cały czas szukam inwestora. Podkreślam, że nie chodzi o sponsora, bo takiego już mamy i to Skrzydlewski. Trzeba szukać inwestora, który chciałby wydać na ten obiekt pieniądze i zarabiać. Żużel powinien być dla niego tylko dodatkiem. Jest dziewięć i pół hektara ziemi w centrum miasta i żeby się dobrać do tego tortu, musiałby zbudować stadion.
Jeżeli wszystko potoczy się po pana myśli i dostaniecie licencję, w okolicach listopada możemy zacząć rozmawiać o czołowych lokatach w pierwszej lidze?
-
Mogę się z panem wtedy założyć, że drużyna pojedzie w fazie play off. Gdyby wtedy wydarzyło się coś takiego jak teraz, to prawdopodobnie byłbym... mega zdenerwowany. Jak pan pewnie zauważył, obecnie mnie to ani ziębi ani parzy, że oni tak pojechali. Zrobili głupotę i wyrzucili swoje pieniądze w błoto. Ich sprawa. Mogą się tylko wkurzyć kibice. Na pewno jednak za ostatnie trzy mecze będą mieli zamrożoną kasę. Liczę dwa baraże i mecz z Gnieznem. Jestem realistą i gdyby pojechali tak, że spadną, to już tych pieniędzy nie zobaczą. Już jest w tym moja głowa, jak to zrobić.
Jak ważne jest to w tym sporcie, doskonale widać po opadnięciu z Czytaj całość