- Naprawdę marzyliśmy o tym zwycięstwie. Daliśmy radę te marzenia zrealizować i wygraliśmy, choć było bardzo ciężko. Wszystko zagrało, każdy pojechał na miarę naszych możliwości. Udało się osiągnąć dużą rzecz. Trudno nadal mi to uwierzyć. To były przecież piękne zawody, od pierwszego do ostatniego biegu. Mnóstwo walki, każdy mógł wygrać z każdym. Zmienialiśmy ustawienia, aby było jeszcze najlepiej. Najbardziej w przełożeniach przebierałem właśnie ja, bo szwankowało mi coś na starcie i musiałem wszystkie punkty wywalczyć sobie na trasie. Niemniej jednak wszyscy walczyliśmy, raz wyprzedzili mnie, raz ja ich - powiedział wyraźnie zaszokowany wynikami zawodów Roman Povazhny w rozmowie ze SportoweFakty.pl.
Rosjanin przed zawodami otwarcie przyznawał, że zna swój poziom i nie oczekiwał wielkich zdobyczy punktowych. Czy dorobek w bydgoskim turnieju zaskoczył więc tego żużlowca? - Przegrywałem wszystkie starty i to, co zdobyłem, to efekt mojej dobrej postawy na dystansie. Emil pojechał na swoim poziomie, Artiom i Grigorij też świetnie się zaprezentowali w tych zawodach. Cała drużyna zaprezentowała się dobrze. To jest zespół, damy radę w finale! Zdobyłem sześć punktów, ale to tylko tak wygląda. Niby mało, ale jak ja się musiałem postarać, żeby tych sześć oczek przywieźć! (śmiech). Oczywiście, mogłem mieć na przykład dwanaście i byłoby jeszcze lepiej. Osobiście życzę Polsce, aby również znalazła się w finale.
Ambitni Rosjanie są na razie największym zaskoczeniem tegorocznej edycji DPŚ. W finale wcale nie stoją na straconej pozycji. - Chcielibyśmy wygrać. Jednak będzie o to bardzo trudno, Szwedzi na przykład pojadą u siebie. Duńczycy też dobrze jadą i zapowiada się ciężki bój z nimi. Zobaczymy jeszcze kto wejdzie do finału po barażu, który też powinien być bardzo ciekawy i emocjonujący. Wierzę, że w Szwecji nie będzie aż tak twardo, jak w Bydgoszczy, bo naprawdę był to betonowy tor (śmiech) - zakończył szczęśliwy Povazhny.