Za górami i lasami w pewnym uroczym miejscu stała sobie fabryka. Fabryka, jak to w biznesie bywa przędła różnie, w zależności od koniunktury. Ale przez lata jakoś się kręciło. Aż tu przyszły takie czasy, że fabryka stała się atrakcyjnym miejscem zatrudnienia nie tylko dla rodzimych pracowników, ale także dla obcokrajowców z krajów, to ciekawe, znacznie bogatszych. Przyjeżdżali więc tutaj chętnie pracować z Danii i ze Szwecji i z Anglii, a nawet dalekich Wielkiej Brytanii i Stanów Zjednoczonych. Bo nasza fabryka dawała zarobić kasę o jakiej w innych fabrykach można było tylko i wyłącznie pomarzyć. A tych fabryk było zaledwie w świecie Bożym kilka. Ale jak to w kapitalizmie bywa zaczęła się dekoniunktura, poszczególne fabryczne działy zgłaszały coraz większe problemy finansowe. Wreszcie zarząd powiedział robotnikom, że jak chcą dalej pracować, to owszem bardzo chętnie, ale za połowę tego, co zarabiali do tej pory. A jak nie chcą no to sorry... Większość jednak chciała, bo po prostu wyjścia nie miała. Rynek na ich usługi był, jak bowiem wspomnieliśmy wąski, a gdzie indziej płacili jeszcze mniej.
Tyle bajeczka, a teraz rzeczywistość. Jestem w stanie się założyć, że zdecydowana większość zawodników podejmie rękawice i podpisze kontrakty w naszej lidze na znacznie gorszych od dotychczasowych warunkach co "gwarantuje" im nowy regulamin finansowy. Oczywiście będzie z tym trochę przepychanki, pojawi się w mediach lawina nieprzychylnych komentarzy, jakieś oświadczenia, może nawet sprawa oprze się o sąd, ale w sumie nowe prawo pewnie wejdzie. Będzie podobnie jak z nowymi tłumikami. Ileż było protestów, gróźb strajku, wydawało się, że nawet liga może przez to wszystko nie ruszyć. I co? Nowe tłumiki obowiązują , pewnie ci, którzy pomstowali, że przestaną chodzić na mecze, aby nie słuchać odgłosów "kosiarek", chodzą na nie nadal. Czasem po defekcie, czy upadku ktoś wspomni, że kto wie, może to akurat przez nowy typ tłumika, mechanicy ponarzekają, że teraz przy motocyklach jest więcej pracy, bo silniki trzeba częściej przeglądać, ale wszyscy jadą, nawet ci, jak się wydawało, najbardziej zdeterminowani i pomstujący na nowe rozwiązanie. I tak będzie zapewne w kwestii nowego regulaminu finansowego. Najwyżej teamy zawodników zostaną nieco odchudzone, może nie będą kupować tylu silników co teraz, ale zwycięży kalkulacja. Że lepiej jednak zarobić trzy czwarte, czy może nawet połowę tego co do tej pory, niż nie zarobić nic. Strajk generalny w środowisku chyba jednak nam z powodu ograniczeń finansowych nie grozi, będę zdziwiony jeśli w tym momencie się mylę. Sprawa ma też jednak drugie dno, a jest nim postawa klubowych decydentów. Wygląda na to, że to niewielkie grono po prostu sobie wzajemnie nie ufa i jeden drugiemu stara się bardzo dokładnie patrzeć na ręce. Bo rzecz wydaje się banalnie prosta. Płacę tyle na ile mnie stać. Jeżeli mnie nie stać to nie płacę, a jeżeli jednak to robię, to znaczy, że jestem niegospodarny i pan prokurator ma pełne podstawy aby się moja działalnością zainteresować. Ale to tylko teoria. W praktyce każdy Czytelnik Sportowych Faktów, kibic żużla, bez trudno wymieni pewnie przynajmniej kilka przykładów niegospodarności w polskim żużlu, ale czy ktoś może sobie przypomnieć, że ktoś za swoją działalność mówiąc kolokwialnie "beknął" przed sądem Najjaśniejszej? Co najwyżej odchodzi w niesławie, ale raczej nigdy nie biednieje. Dlatego dochodzi do sytuacji cokolwiek groteskowej. Klubowi prezesi wprowadzając regulamin finansowy ograniczający im wydatki nakładają swoisty kaganiec nie tylko swoim partnerom z innych klubów, ale także sobie samym. Tak jakby sobie samym nie dowierzali. Jak się okazuje zwykły zdrowy rozsądek, gospodarność i umiar to są wartości, które wymagają w polskim żużlu zadekretowania, tak jakby były bez restrykcji prawnych niewykonalne. Czyż to nie paranoja?
Robert Noga
Niektórzy zarządzają według książki, nie wiedząc kto ją napisał i o czym ona jest.
To wasze TYL Czytaj całość