Co skłoniło utalentowanego jeźdźca do wybrania sportu, który we Francji nie uchodzi za zbyt popularny? - W wieku ośmiu lat rozpocząłem jazdę na motocrossie, ponieważ tym samym zajmował się mój ojciec. Pięć lat później spróbowałem żużla na trawie, używając silników 80 ccm i 125 ccm. Jako szesnastolatek korzystałem już z jednostki 500 ccm, a po roku wystąpiłem w pierwszych zawodach w karierze na torze w Diedenbergen. Był to ćwierćfinał Indywidualnych Mistrzostw Europy, który zakończyłem na dziewiątym miejscu, co dawało rolę pierwszego rezerwowego w półfinale. Na przeszkodzie w osiągnięciu lepszego rezultatu stanęły wówczas problemy sprzętowe i dodatkowo nie czułem się najlepiej na mocno nawilżonej nawierzchni. Mimo to byłem dość zadowolony z mojego występu i pomyślałem o zostaniu profesjonalnym żużlowcem - mówi w rozmowie z portalem SportoweFakty.pl David Bellego.
Kulminacyjnym momentem przygody jeźdźca urodzonego w Marmande był wyjazd do Wielkiej Brytanii. - Następnie, w lipcu 2011 roku zdecydowałem wybrać się na Wyspy Brytyjskie. To była szansa na pokazanie swoich umiejętności. Kilka razy zaprezentowałem się tam i wpadłem w oko promotorom. Byli oni bardzo zainteresowani zatrudnieniem mnie i tak się stało - kontynuuje.
Przez długi czas 19-latkowi sen z oczu spędzały nie najlepsze wyjścia spod taśmy. - Moment startowy nigdy nie był moją mocną stroną. Myślę, że jest to najtrudniejsza rzecz ze wszystkich. Zawsze, kiedy zdobywałem dużo punktów, czyniłem to dzięki skutecznym manewrom na trasie. Na początku tego sezonu zmagałem się ze sporymi problemami na starcie, ale wygląda na to, że sytuacja się poprawia. Zmieniłem główne rzeczy w sprzęgle i staram się wszystko ulepszać. Najważniejsze jest dla mnie, że obecnie mogę już wygrać wyścig, prowadząc w nich od startu do mety. To duży krok do przodu i niezmierne się z tego cieszę - przyznaje.
Co ciekawe, Bellego dostał już sygnały z Polski o zainteresowaniu jego osobą. - Cały czas myślę i działam w kierunku ścigania się jak najczęściej. Gdy miałem szesnaście lat, to dostałem ofertę z KSM-u Krosno, jednak wtedy nie mogłem z niej skorzystać, ponieważ uczyłem się jeszcze w szkole. Na początku trwającego sezonu zgłosił się do mnie klub z Częstochowy, który zaproponował mi wypożyczenie do zespołu drugoligowego, ale ostatecznie do tego nie doszło. Dotarły do mnie też zapytania z duńskiego Fjelsted. Niezbędne do występów w innych krajach byłyby co najmniej dwa kolejne motocykle, bus oraz mechanicy, na co teraz nie mogę sobie pozwolić. Ubolewam, że nie mam więcej środków finansowych, bo moim marzeniem, chyba jak każdego żużlowca, jest startować w Polsce. Mam nadzieję, że nastąpi to szybko. Tym bardziej, że na większych torach, których przecież u was jest dużo, czuję się lepiej -oznajmia.
Niejednokrotnie zawodnicy pochodzący z Francji uprawiają również speedway na długim torze. - Zaprzestałem już rywalizowania w ramach longtracku, gdyż chcę skupić się na tradycyjnym żużlu i wpływ na to mają też kwestie finansowe. W minionym roku zakwalifikowałem się do turnieju Grand Prix Challenge w tej odmianie, ale zdecydowałem o niestartowaniu tam, jako że występowałem już w Wielkiej Brytanii i podróże do Norwegii czy Finlandii kosztowałyby mnie fortunę. Wziąłem udział tylko w Drużynowych Mistrzostwach Świata w tym roku. Mathieu Tressarieu również nie uczestniczy już w pełni podczas takich imprezach, ma on tylko kilka spotkań na sezon we Francji - informuje.
Obiecująco zapowiadający się żużlowiec uważa, że jego rodzimy żużel nie zmierza we właściwym kierunku. - Nic nie wskazuje na to, aby było dobrze. Mamy bowiem tylko trzy tory i dwa mecze na rok. Ta dyscyplina sportu nigdy nie była u nas sportem wiodącym, niemal wszystko kręci się wokół żużla na trawie i taki też rodzaj preferują widzowie. Stephane Tressarieu (będący bratem Mathieu - przyp.red.) próbował przed kilkoma laty stworzyć małą ligę, ale to się nie powiodło. Ograniczenie to fakt, że nikt nie jest profesjonalnym zawodnikiem, wszyscy pracują w weekendy i wtedy nie można rozgrywać zawodów. Mimo to muszę przyznać, że istnieje na terenie Francji jedna szkółka żużlowa. Jest kilku chłopaków, którzy mogą pójść śladami Dimitri Bergé'a (jego ojciec reprezentował barwy klubu z Rybnika w latach dziewięćdziesiątych - przyp.red.) - stwierdza.
Niewątpliwym problemem kraju z trójkolorową flagą jest niewielka liczba darczyńców skłonnych wyłożyć swoje pieniądze na czarny sport. - Moja sytuacja sponsorska jest raczej kiepska. Mam kilka osób wspierających, lecz one nie zapewniają mi dużych pieniędzy. We Francji trudno o sponsorów i liczę na to, że uda mi się ich znaleźć na Wyspach Brytyjskich. Mam nadzieję, iż nastąpi to szybko, ale możliwe, że będę musiał poczekać do następnego sezonu. Mając wielu hojnych ludzi wokół siebie mógłbym zainwestować w silniki i cały osprzęt, dzięki czemu stałbym się lepszym zawodnikiem. Czasami myślę sobie, że warto byłoby się urodzić Polakiem czy Duńczykiem, wówczas wszystko przychodziłoby łatwiej - kończy Bellego.