Częstochowianie nie pozostawili złudzeń beniaminkowi Enea Ekstraligi. Za sprawą efektownego zwycięstwa 61:29 podopieczni Jarosława Dymka dopisali do swojego dorobku trzy punkty. Lwy sięgnęły zatem po pełną pulę i dzięki temu zbliżyły się w tabeli do Betardu Sparty Wrocław na odległość jednego punktu. Walka o utrzymanie w gronie najlepszych nabiera zatem rumieńców i wszystko pozostaje wciąż sprawą otwartą. - Cały czas wierzyłem, że będziemy nadal liczyć się w walce o ósemkę. Niestety, sezon tak wszystko skorygował. Wynik tego meczu nie wskazuje na to, ale było naprawdę ciężko. Podziękowania za ostrą i twardą walkę dla zawodników z Gdańska, bo nie było to lekkie spotkanie dla nas - podkreśla Mirosław Jabłoński w rozmowie ze SportoweFakty.pl.
Gdańszczanie nie mieli zbyt wiele do powiedzenia na częstochowskim torze. Jedynym, który potrafił nawiązać wyrównaną walkę z gospodarzami był niezawodny Nicki Pedersen. Duńczyk również musiał jednak przełknąć gorycz porażki w kilku wyścigach. - Nawet Nicki nie jechał tak, jak zawsze. Z reguły, jak pamiętam, notował na swoim koncie same trójki. Tymczasem najlepszy zawodnik w Ekstralidze tutaj też nie mógł dać sobie rady - zauważył Jabłoński. W jednym z wyścigów zwycięzca sobotniego Grand Prix w Gorican nie przebierał w środkach i ostro zaatakował Kennetha Bjerre, za co otrzymał upomnienie od sędziego Wojciecha Grodzkiego. - W jednym z biegów tak potraktował Kennetha Bjerre, że ten miał mówiąc brzydko jaja wychodząc z takich opresji. Ostro go potraktował, ale taki jest żużel. Podejrzewam, że Kenneth zachowałby się podobnie, nie zostawiając miejsca Nickiemu. Koniec cieszenia się i lamentowania. Trzeba myśleć już o Gorzowie - tonował optymistycznie nastroje wychowanek klubu z Gniezna.
W kolejnej serii spotkań Lwy czeka wyjazd do Gorzowa. Częstochowianie nie będą faworytem, ale Jabłoński zapowiada, że zespół nie składa broni. - Na pewno z naszej strony można się spodziewać walki, ale o ile punktów, to ciężko stwierdzić. Do Torunia też jechaliśmy walczyć o zwycięstwo, a wszyscy wiemy, jak wyszło. Miejmy nadzieję, że zdobędziemy tam więcej punktów i pokażemy, że stać nas na walkę o ósme miejsce - dodaje Mirosław Jabłoński.
Dzięki wygranej z bezpośrednim konkurentem Lwy nadal liczą się w batalii o utrzymanie w najwyższej klasie rozgrywkowej. Od bezpiecznej lokaty dzieli ich tylko jeden punkt, ale przed częstochowskim zespołem pojedynki m.in. ze Stalą Gorzów i Azotami Tauronem Tarnów. - Inne drużyny też mają swoje mecze i układ terminarza może spowodować, że zwycięstwa u siebie nam wystarczą. Jestem pełen nadziei. Będę jechał do końca sezonu, do ostatniego wyścigu z wiarą, że będziemy w stanie oszczędzić wspaniałym częstochowskim kibicom horroru, jakim są baraże - oznajmił Mirosław Jabłoński.