Tomasz Kabza: Pamięta Pan derby za czasów startów w Falubazie?
Sławomir Dudek: Nie pamiętam. Byliśmy wtedy faszerowani tabletkami, narkotykami i otumanieni. Pan Czesiu Czernicki nas odpompował. Nie, no oczywiście, że pamiętam! Takie samo było ciśnienie. Tylko teraz prezesi mocniej wyszczekują do siebie. W internecie ludzie wymieniają się poglądami. Wtedy nikt do nikogo listu nie pisał, smsów nie wysyłał, nie wykonywał rozmów telefonicznych. "Gazeta Lubuska" mogła napisać, że zbliżają się kolejne derby i budowała dramaturgię. Pamiętam, jak w Gorzowie zrobiono akcję, żeby nie było gwizdów na zawodników gości. Spiker, a był nim wtedy Krzysiek Hołyński, szybko prezentował zawodników i robił to na przemian. Jeden z Gorzowa i jeden z Zielonej Góry. Jak więc gwizdano, to tak jakby na swoich. Wtedy też było takie podpuszczanie. Pytano, np. Andrzeja Huszczę: zlejecie ich? Tak samo Śwista czy Franczyszyna. Wszystko po to, żeby derby jeszcze podkręcić. Kibice tak samo wyzywali jak teraz. Auta też wracały często bez lusterek, chociaż wtedy jeździły jeszcze autokary zakładowe. Wszystko się działo podobnie.
Mimo że minęło ponad 20 lat od kiedy był Pan juniorem, czasy się nie zmieniły. Zawodnicy muszą uważać na to, co i o kim mówią.
- Ja Patrykowi nie bronię. Może mówić, co mu się podoba.
Nie boi się Pan, że zaraz Speedway Ekstraligi nałoży karę?
- Teraz nawet ja nie mogę niczego mówić, bo podczas zawodów jestem w jego teamie .
Nie jest to chore?
- Chore jest to, co się stało z przepisami. Nie można oczywiście się wyzywać, ale nie może być tak, że zawodnik nie może wyrazić swojej opinii bez jakiejś obrazy. Każdy się myli, nawet sędzia. Może po zawodach przyznać się do błędu.
Nie uważa Pan, że nowy regulamin zabije Speedway Ekstraligę albo juniorski żużel w Polsce?
- Trzeba poczekać, jak ostatecznie będzie to wyglądało. Na teraz, gdybyśmy zostali z taką średnią i nie moglibyśmy mieć sponsorów, to nie wiem, czy w ogóle wyobrażam sobie starty w Ekstralidze. Może będziemy szukali startów w pierwszej lidze, bo nie będzie nas stać.
Nie uważa Pan, że źle będzie jak junior z KSM 4,0 zajmie miejsce Michaela Jepsena, utrudniając mu rozwój?
- Możemy zabierać miejsca zagranicznym. Ktoś stworzył przepis o 21 roku życia i niech tak będzie. Ten sztuczny manewr z KSM-em będzie problemem dla juniorów, którzy zaczynają jeździć. Patryk czy Maciej Janowski będą mieli już 21 lat, to ten ostatni rok jakoś przejadą. Choć wiadomo, że takie przejście nie jest łatwe. Od wielu lat nie widać zawodnika, który skończył wiek juniorski i dalej zasuwa. Oni nie łapią się składu. Może o takim rozwiązaniu pomyśleć: wepchnąć do składu zawodnika do 23 roku życia i dać mu czas na aklimatyzację z seniorami. Niech jeździ tak samo, ale żeby miał zagwarantowane miejsce w składzie. Inaczej będzie zastępowany przez zawodników zagranicznych i to się nie uda. Tu widzę większy problem.
To, że był Pan zawodnikiem pozwala Panu pochodzić ze spokojem do kraks z udziałem Patryka?
- Nie podchodzę do tego ze spokojem. Martwię się tak samo o Patryka, jak i o innych zawodników. Nie przychodzę na żużel patrzeć tak, jak część kibiców: kiepski żużel, bo nikt nie leżał. Najlepiej, żeby wszyscy cało i zdrowo kończyli zawody. Żeby mogli się pobawić i pośmiać. Kraksy Patryka przeżywam podwójnie, bo wiem, jak to boli. To mój dzieciak, bo tak nadal traktuję Patryka, mimo że to już dorosły facet. Czasem chcę go po prostu przytulić i pocieszyć.
Pytam dlatego, że we Wrocławiu Pani Honorata wybiegła, a Pan podbiegł do Patryka o coś zapytał, podniósł motocykl i poszedł do parkingu.
- Podbiegłem do niego. Dowiedziałem się, co mu jest. Przez chwilę porozmawialiśmy i Patryk powiedział mi, żebym szybko biegł zmienić przełożenie na powtórzony bieg. Niestety, nie mieliśmy już okazji tego sprawdzić. Jeśli widzę, że wszystko jest ok, wiem, że nie jestem już potrzebny. Ważne, żeby byli tam lekarze, a nie dziesięć zbędnych rąk. Ja nie chcę przeszkadzać ludziom, którzy są za to odpowiedzialni. Upewniam się tylko, czy jest dobrze i sam w duchu to przeżywam. Jak jeszcze wiem, że jest przy nim żona, to wystarczy.
Co będzie Pan robił, jak Patryk zostanie profesjonalnym zawodnikiem? Myślał Pan o szkoleniu zawodników?
- To wtedy renta będzie, gdzieś z 600 złotych, może będę gracarzem, to wejdę na żużel za darmo. Wypiję sobie piwo. Na temat szkolenia ciężko cokolwiek powiedzieć. Nie wiem, jakie będą czasy. Możliwe, że szkółki już nie będą działać. Za moich czasów trenerzy chodzili po szkołach, przychodzili do domu, rozmawiali z rodzicami. Człowiek wiedział o tym chłopaku wszystko. Wiedział, jak on się zachowuje, dlaczego jedzie słabiej, co to powoduje. W tych czasach jest o to ciężko. Rodzice nie dopuszczają do takich rzeczy. Każdy uważa, że robi wszystko dla siebie.
Myśli Pan, że mamy w tym roku szansę na medal?
- Pewnie, że tak. To jest sport i najpierw trzeba wejść do czwórki. Wyliczyliście, że Leszno wygrywając z Gorzowem nie jest nam na rękę. Unia może być ciężkim przeciwnikiem. Toruń tak samo, ale myślę, że sobie poradzimy. Później to już loteria. Już dwa razy pokazaliśmy, że w sezonie nam nie szło a potem w play-offach przychodziła forma. Może Rysiek się przebudzi, Davidsson nagle zacznie jechać i będzie w porządku. Nie chciałbym tylko, żebyśmy osiągnęli to na kontuzjach drużyny przeciwnej. Szansa jest spora. Myślę, że jak wejdziemy do play-offów, to medal zdobędziemy.
Bardzo się Pan czuje Falubazem?
- Ja? Falubazem? Chyba więcej zielonogórzaninem. Jestem z tego miasta, ale czy Falubazem? Trochę klubów zmieniłem. Moim marzeniem było niezmienianie klubu. Zmusiły mnie jednak do tego różne inne sprawy. Jak się pracuje dla danego klubu, to później jest dystans. Faluabz w pewnym czasie też mi trochę namieszał i były problemy.
Słyszałem, że w latach 80. był Pan sercem młodego Falubazu i duszą towarzystwa.
- Myślę, że do tej pory tak jest. Wtedy były jednak inne czasy. Nie było zawodowstwa. Zdarzało się, że w zespole jechali sami juniorzy. Razem nie tylko jeździliśmy na torze, ale i chodziliśmy na dyskoteki czy na dziewczyny, spotykaliśmy się w domach. Byliśmy bardziej zżyci ze sobą niż ma to miejsce teraz. Teraz takich kontaktów się raczej nie utrzymuje. Chodziliśmy razem do szkoły, na trening. Teraz zawodowstwo rozdziela zawodników. Motocykle każdy ma w innym miejscu, a wtedy wszyscy byliśmy razem. Za początków Patryka było tak, że objechaliśmy trening i do domu. Po jakimś czasie to się zmieniło. Ci starsi, jak Gwóźdź, Mrówka czy Baniak, dopiero z czasem się z Patrykiem zaprzyjaźnili. Ze Strzelcem i Rogusiem było tak samo. Na początku nie wiedzieli, co i jak, ale po czasie poznali, że Patryk jest też normalny i może być dobrym kolegą. Dzisiaj są kumplami, spędzają sporo czasu. Strzelba, Roguś i Patryk stworzyli fajną grupę i nie ma u nich zazdrości z jazdy na torze. Pomagają sobie, zarówno na torze, jak i poza nim. To szansa na stworzenie drużyny seniorskiej, na którą przychodzić będą kibice.
Więcej najnowszym numerze nieregularnika "Tylko Falubaz", który kibice Falubazu Zielona Góra mogą bezpłatnie otrzymać w Sklepach Kibica w galeriach Auchan i Focus Mall oraz we wtorek przed meczami Stelmet Falubaz Zielona Góra - Stal Gorzów, który o 20.30 rozpocznie się na stadionie przy W69.