Przed ósmym biegiem meczu, w którym zmierzyły się ze sobą Lotos Wybrzeże Gdańsk i Betard Sparta Wrocław, Tomasz Jędrzejak był już ustawiony na polu startowym, po czym… podniósł rękę, zgasł mu motor i pojechał szybko go odpalić. Nie zdążył jednak dojechać pod taśmę startową. - Sędzia nie miał za dużego wyboru - powiedział wprost lider klubu z Wrocławia. - Zaczęło się od tego, że całkowicie nie widziałem zielonego światła oraz słupka. Nie miałbym jak wystartować. Mój pierwszy odruch był taki, że podniosłem prawą rękę i wyrwałem bezpiecznik, przez co zgasł mi motor - wytłumaczył Jędrzejak w rozmowie z portalem SportoweFakty.pl.
Czy wrocławianin ma jakieś pretensje do sędziego? - Myślałem, że sędzia widział że byłem gotowy do startu. To nie było tak, że podjechałem za późno. Wszyscy byliśmy przygotowani, pozostali patrzeli na zielone światło, a go nie widziałem - stwierdził Jędrzejak, który wypowiedział się też odnośnie całego spotkania, ostatecznie przegranego przez podopiecznych Piotra Barona. - Gdańsk u siebie zawsze jest mocny. To ciężki teren, ale było blisko aby wyrwać trzy punkty. Można gdybać - zauważył żużlowiec Betardu Sparty.
O całej sytuacji specjalnie dla portalu SportoweFakty.pl wypowiedział się sędzia spotkania, Jerzy Najwer. - Jędrzejak ręką wyrwał wyłącznik zapłonu, zgasł mu motocykl i minął czas dwóch minut. Wypchał motocykl z pola startowego, aby go zapalić. On jechał cały czas z tego pola i operator stał przy żywopłocie. Wcześniej jakoś nie było problemów - powiedział arbiter. - Nie miałem jak go zostawić. Minął czas dwóch minut, a regulamin jest jaki jest. Gdyby był w polu startowym i pracowałby jego silnik, to nie byłoby problemu - dodał.