"Davidoff" cieszy się ze swojego występu. W jednym z biegów żużlowiec lubelskiej drużyny pokonał nawet późniejszego srebrnego medalistę Rafała Okoniewskiego. - Chciałem dobrze się zaprezentować i udało się. Jestem zadowolony. Szkoda tego jednego biegu, w którym byłem ostatni. Po zwycięstwo przyjechałem ostatni i potem znów wygrałem. Gdybym tam zdobył choć jeden punkt byłoby zdecydowanie bliżej podium.
Jeden z najlepszych zawodników pierwszej ligi przyznał, że bardzo liczy się dyspozycja dnia i osiąganie równych wyników. - Taki jest urok tego typu zawodów. Cztery biegi mogą być dobre, jeden gorszy i już psuje to cały wynik. Misja w jakiś sposób z mojej strony została wykonana - kontynuował Dawid Stachyra.
Reprezentant Lubelskiego Węgla przyznał również, że miał za mało startów na torze w Zielonej Górze i to przeszkodziło mu w osiągnięciu lepszego rezultatu. - Nie raz to podkreślam w tego typu zawodach o wysoką stawkę. W nich dużą rolę odgrywają szczegóły. Wielkim problemem był brak obycia z ekstraligowymi torami. Były to moje trzecie zawody w Zielonej Górze na przestrzeni siedmiu lat. Tak naprawdę pierwsze dwa starty straciłem na szukanie optymalnego przełożenia. Gdybym jeździł tu częściej to od pierwszego wyścigu wiedziałby, że motocykl trzeba ustawić tak i tak. Nic na to nie poradzę. Trzeba się powoli przebijać do ekstraligi i oswajać się z tymi torami, bo w innym wypadku jest bardzo ciężko - podsumował Stachyra.