Mistrz Polski odpadł w... ćwierćfinale

To wręcz niewiarygodne, ale droga do mistrzowskiego tytułu Tomasza Jędrzejaka w tym sezonie była bardzo wyboista. "Ogór" odpadł w ćwiercfinale w Krakowie, by finalnie zostać mistrzem kraju

Widocznie tak było mu pisane - tym stwierdzeniem można podsumować drogę do pierwszego w karierze tytułu indywidualnego mistrza Polski Tomasza Jędrzejaka. Pewnie żużlowi historycy musieliby odkopać w annałach, czy doszło kiedyś do sytuacji, że mistrz Polski z danego roku, odpadł już w ćwierćfinale. Popularny "Ogór" mógł praktycznie zapomnieć o szansach na jakikolwiek medal po zawodach ćwierćfinałowych w Krakowie, gdzie niespodziewanie zajął dopiero dziewiąte miejsce, nie gwarantujące nawet pozycji rezerwowego w półfinale w Pile. Kapitan Betardu Sparty Wrocław wywalczył wówczas tylko 7 punktów.

W półfinale w Pile z numerem czternastym miał pierwotnie wystartować Jarosław Hampel, który nabawił się groźnej kontuzji podczas Grand Prix w Kopenhadze. "Małego" zastąpić miał Kamil Adamczewski, który również przed półfinałem IMP był kontuzjowany. Niespodziewanie więc do stawki półfinału wskoczył Tomasz Jędrzejak. "Ogór" wykorzystał szansę daną przez los i w Pile bez większych problemów zapewnił sobie awans do finałowej batalii w Zielonej Górze. Z dorobkiem 9 punktów zajął w Pile szóste miejsce.

W wielkim finale wiadomo jak się to wszystko potoczyło. Tomasz Jędrzejak nie był wymieniany w gronie faworytów. Nieśmiało przebąkiwano, że jeśli będzie miał swój dzień, może zakręcić się koło podium. Ten sezon kapitan Betardu Sparty Wrocław ma bardzo udany. Jeździ równo i punktuje naprawdę nieźle. W finale IMP - bez kilku gwiazd - Jędrzejak wykorzystał życiową szansę. Szansę, którą otrzymał po części od losu, ale jej nie zmarnował. Przebił się w sportowej walce przez półfinał w Pile, a finałowa rywalizacja była spektaklem jednego aktora. Rzadko zdarzało się, by mistrzem Polski zostawał żużlowiec z przewagą trzech punktów nad wicemistrzem. "Ogór" miał przysłowiowy "dzień konia" i osiągnął życiowy sukces. Za kilka lat nikt nie będzie pamiętał, że w finale nie było Tomasza Golloba czy Jarosława Hampela. Sportowe drogi są często bardzo pokręcone. Pech jednych, oznacza szczęście innych, a sukces Jędrzejaka pokazuje, że w sporcie nigdy nie można tracić wiary, nawet gdy wszystko wydaje się już przegrane, jak po ćwierćfinale w Krakowie...

Źródło artykułu: