Częstochowianie doskonale zdawali sobie sprawę, jaka stawka towarzyszy pojedynkowi z leszczyńską Unią. Wygrana przy porażce Betardu Sparty Wrocław z Azotami Tauronem Tarnów dawała Lwom upragnione ósme miejsce i utrzymanie w gronie najlepszych. Pomimo plagi kontuzji Lwy wspięły się na wyżyny swoich możliwości i odprawiły z kwitkiem zespół Romana Jankowskiego. - Starałem się, jak mogłem. Był to mecz podwyższonego ryzyka. Wiadomo, jak ważny był to pojedynek dla obu ekip. Walczyliśmy o utrzymanie i udało nam się zrealizować zadanie z nawiązką. Wygraliśmy z bonusem i możemy się cieszyć ze spokojnej zimy, bo uniknęliśmy horroru, jakim są baraże - cieszył się Mirosław Jabłoński, który na swoim koncie zapisał pięć oczek z bonusem.
Częstochowianie efektowne zwycięstwo okupili jednak kontuzjami Huberta Łęgowika i Rafała Szombierskiego, który wykazał się niezwykle heroiczną postawą. Wcześniej urazów nabawili się jeszcze Kenneth Bjerre i Artur Czaja. - Żadne zwycięstwo nie przychodzi łatwo. Ten mecz również był bardzo ciężki. Trzeba podziękować chłopakom z Leszna za twardą i wyrównaną walkę - podkreśla Jabłoński.
Trzeci sezon z rzędu w niezwykle dramatycznych okolicznościach podopieczni Jarosława Dymka zapewnili sobie ligowy byt. W poprzednich dwóch latach droga Lwów do utrzymania wiodła przez baraże. Tym razem nie była już tak kręta, co wcale nie oznacza, że w pojedynku z Bykami zabrakło emocji. Wręcz przeciwnie. - Taki jest żużel. Tego właśnie chcą kibice. Cieszymy się, że nie musimy startować w barażach, bo tam dosłownie jeden błąd może sprawić, że leci się ligę niżej. Udało nam się jednak tego uniknąć i mamy upragnione ósme miejsce - mówi wychowanek klubu z Gniezna.
Analizując cały sezon w wykonaniu częstochowskiej ekipy można powiedzieć, że zespół przeplatał dobre mecze ze słabymi. Po udanym początku, kiedy Lwy napędziły sporo strachu na wyjeździe Unii Leszno i Azotom Tauron Tarnów oraz pokonały u siebie bydgoską Polonię przyszło pasmo porażek. Sami zawodnicy częstochowskiej ekipy przyznawali, że punktem zwrotnym okazał się pojedynek na własnym obiekcie z Lotosem Wybrzeże Gdańsk, po którym Lwy zainkasowały trzy oczka. Przed tygodniem częstochowianie byli natomiast dosłownie o włos od zwycięstwa w Bydgoszczy. - Sezon był dla nas w kratkę. Zarówno mój, jak i całego Włókniarza. Domeną sportu jest to, że nie można z góry przewidzieć wynik. To by było za łatwe. W sporcie liczy się walka do końca i my właśnie tak walczyliśmy. Udało się zrealizować nasz cel - nie ukrywał radości Mirosław Jabłoński.
Tuż po zakończeniu niedzielnego spotkania rozgorzała dyskusja na temat przyszłości poszczególnych zawodników. Mirosław Jabłoński nie ukrywa, że widzi siebie w barwach Włókniarza w przyszłym sezonie. - Zima jest długa. Sezon się jeszcze nie skończył. Drużyny będą budowane pod kątem KSM. Ten zapis rządzi rozgrywkami ligowymi i nie można budować zespołów złożonych z samych gwiazd. Jak najbardziej chciałbym zostać w Częstochowie - kończy Mirosław Jabłoński.
Mirosław Jabłoński dla SportoweFakty.pl: To był mecz podwyższonego ryzyka
Zawodnicy Dospelu Włókniarza Częstochowa rzutem na taśmę zapewnili sobie utrzymanie w ENEA Ekstralidze. Częstochowianie oszczędzili kibicom horroru związanego z udziałem w barażach.