Dospel Włókniarz Częstochowa w trakcie sezonu nie zachwycał. Lwy do ostatniej rundy musiały drżeć o ligowy byt. Dopiero remis w meczu siedemnastej kolejki w Bydgoszczy sprawił, że częstochowianie zdecydowanie zwiększyli swoje szanse na utrzymanie. Wszystko rozstrzygnęło się w ostatniej kolejce spotkań. Bezpośredni rywal Lwów w walce o utrzymanie - Betard Sparta Wrocław - podejmował Azoty Tauron Tarnów. Wrocławianie przegrali 43:47 i stracili tym samym szanse na 8. miejsce.
Częstochowianie znali wcześniej rozstrzygnięcie z Wrocławia. Poszli jednak za ciosem i w starciu z Bykami zgarnęli trzy punkty. Tym samym sprawili sobie i swoim kibicom wielką radość. Do spotkania Lwy przystąpiły bardzo zdeterminowane i po dwóch dniach treningów. Przygotowania Włókniarzy okazały się skuteczne. W dodatku musieli oni sobie radzić bez kontuzjowanego Kennetha Bjerre, który w ostatnich spotkaniach był silnym punktem Lwów. W miejsce Duńczyka w składzie pojawił się Mirosław Jabłoński, który dostał od klubu pomoc sprzętową.
To był mecz o wszystko dla częstochowskich Lwów. Po raz pierwszy od dwóch sezonów Dospel Włókniarz nie będzie musiał walczyć o utrzymanie w barażach. Jednym z bohaterów biało-zielonych był Grzegorz Zengota, który w trakcie sezonu był odsunięty od składu, ale w decydujących meczach prezentował wysoką formę. - Zawsze liczę na naszych zawodników i w nikogo nie wątpię. Nasi zawodnicy doskonale zdawali sobie sprawę z tego jaką stawkę ma dzisiejszy mecz. Po zawodach przypomniałem "Zengiemu" jeden z jego ostatnich wywiadów, w którym mówił, że wrócił do składu nie po to aby jeździć, ale żeby przynosić kibicom radość. Jak widać nie rzucił on słów na wiatr - ocenił postawę wychowanka zielonogórskiego klubu Jarosław Dymek.
Jednak to nie "Zengi", kończący mecz z kompletem punktów Daniel Nermark czy uwielbiony przez fanów Grigorij Łaguta był największym bohaterem Włókniarza. Okazał się nim Rafał Szombierski. "Szumina" w trzecim wyścigu zanotował upadek po tym, jak sczepił się motocyklem z Damianem Balińskim. Pierwsze diagnozy mówiły o złamaniu żeber, mimo to Szombierski dalej jechał w zawodach i zdobył 6 punktów i dwa bonusy. - "Szumina" pokazał, że ma jaja jak dzwony. Po tym dzwonie jaki miał miejsce w trzecim wyścigu Rafał był bardzo obolały. Mimo to było go stać na walkę na torze. Jego atak w czternastym wyścigu to była poezja. Wielki szacunek dla tego gościa - przyznał menedżer biało-zielonych.
"Szumina" mimo ogromnego bólu pojawił się na torze w biegu czternastym i po raz kolejny wprawił w euforie częstochowskich kibiców. Po słabszym starcie na dystansie odrabiał on kolejne metry do leszczynian. W końcu wyprzedził najpierw Piotra Pawlickiego, a następnie Balińskiego. Częstochowianie dzięki zwycięstwu w tym wyścigu zapewnili sobie utrzymanie w elicie. Na trybunach jeszcze długo po meczu skandowano nazwisko bohatera Częstochowy. - Szombierski nie do końca czuł się na siłach aby jechać w czternastym biegu. Początkowo powiedział, że może być ciężko. Później zawołał mnie i powiedział, że Częstochowa go potrzebuje. "Szumina" zrobił niesamowitą robotę - powiedział Dymek.