Dawid Stachyra dla SportoweFakty.pl: W Rzeszowie jest mój dom

Dawid Stachyra zajął szóste miejsce w XXIX memoriale im. E. Nazimka i turnieju pamięci Lee Richardsona. Co powiedział po tych zawodach?

Dawid Stachyra nie próżnuje przed kolejnymi ważnymi meczami jego zespołu. W ostatnią sobotę wziął udział w XXIX memoriale im. Eugeniusza Nazimka oraz turnieju pamięci Lee Richardsona. Stachyra wywalczył w zawodach 9 punktów i uplasował się na szóstym miejscu. - To nie wynik był najważniejszy, a obecność na tych zawodach i jazda dla Lee i jego rodziny. Fajnie, że większość zawodników, która zapowiadała swój przyjazd, zjawiła się w Rzeszowie. Dużo ciekawych biegów, chociaż może tor był za twardy. Odjechaliśmy jednak te zawody zdrowo, nikomu nic się nie stało, a to także bardzo ważne. Wygrali najlepsi, więc uważam, że wszystko, co miało się wydarzyć, wydarzyło się w prawidłowy sposób - mówi Dawid Stachyra w rozmowie z portalem SportoweFakty.pl.

Jak sam zawodnik wspomina Lee Richardsona? - Można powiedzieć, że Lee znałem bardzo długo. Przyjaźniliśmy się. Odkąd zaczynałem, będąc juniorem w Lublinie, to on właśnie wtedy zaczął startować w lidze polskiej, także właśnie tam się poznaliśmy. Później, przy okazji startów w Rzeszowie, a także w lidze angielskiej, co nas bardzo zjednoczyło, gdyż na wyspach tych spotkań było sporo. Będąc w Rzeszowie mieliśmy okazję na małe spotkania integracyjne Na trzy dni przed tym feralnym upadkiem byliśmy razem w spa. Aż się teraz łza w oku kręci... Zapamiętam go dobrze. Czasem to mi się nawet zdaje, że on wciąż jest z nami. Ciężko pogodzić się z tym, że patrzy na nas z góry, a nie jeździ choćby w tych zawodach - relacjonuje wyraźnie wzruszony.

Stachyra nieco zganił rzeszowski tor. - Ogólnie zauważyłem, że na rzeszowskim torze jest coraz mniej mijanek. Nie wiem czy ten tor po przebudowie taki się zrobił czy wpłynęło na to coś innego. Mało jest dobrego ścigania. Podobnie było w memoriale, gdzie praktycznie o kolejności na mecie decydował start, który także był różny, bowiem praktycznie nikt z trzeciego i czwartego pola nie potrafił wygrywać, bądź były to przypadki sporadyczne. Najlepsze były pola pierwsze i drugie, zatem spore znaczenie miało także pole, z którego się startowało - dodaje zawodnik Lubelskiego Węgla KMŻ.

Przed "Koziołkami" decydujące mecze sezonu. Już za kilka godzin zmierzą się na własnym torze z Lokomotivem Daugavpils. Jaki zatem scenariusz przewiduje Stachyra na kolejne istotne spotkania? - Ciężko spekulować co będzie. Robimy swoje i chcemy wygrywać. Wierzymy, że te zwycięstwa będą i pozwolą nam zająć drugie miejsce, bo uważam, że zająć pierwsze będzie bardzo ciężko, bo albo odskoczą grudziądzanie albo gnieźnianie. Jeśli wszystko pójdzie po naszej myśli, uważam, że możemy jeszcze namieszać. Co do meczu z Daugavpils, po prostu musimy wygrać z jak największą przewagą - mówi z nadzieją na ustach.

Stachyra zaprezentował się na rzeszowskim torze bardzo dobrze. Czy zatem chciałby wrócić na "stare śmieci"? - Jest to pytanie nie do mnie, bo to władze klubu decydują o zestawieniu kadrowym. Ja nie muszę mówić, że w Rzeszowie jest mój dom. Jestem wychowankiem tego klubu i uważam, że moje miejsce powinno być tutaj, a nie włóczyć się po Polsce, ale skoro włóczę się po Polsce to znaczy, że nie ma dla mnie miejsca w tym składzie, także automatycznie koło się zamyka - mówi. Czy zatem chciałby wrócić do składu "Żurawi"? - Jasne, że chciałbym. Tor pod nosem, wszystko na miejscu. Można zbudować dobre zaplecze sprzętowe i walczyć, walczyć dla Rzeszowa - kończy sympatyczny zawodnik.

W rzeszowskim klubie wychowanków coraz mniej. Czy zatem Dawid Stachyra dostanie szansę od tamtejszych działaczy?
W rzeszowskim klubie wychowanków coraz mniej. Czy zatem Dawid Stachyra dostanie szansę od tamtejszych działaczy?
Źródło artykułu: