Michał Gałęzewski: Wygrywając finał Brązowego Kasku osiągnąłeś największy sukces w karierze. Jak się czujesz?
Krystian Pieszczek: Jestem z tego powodu niezmiernie szczęśliwy. To zwycięstwo, to duża zasługa taty, Michała i Eryka, którzy spasowali mi sprzęt na medal. Jestem bardzo zadowolony i brak mi słów, żeby to opisać. Chciałbym jeszcze częściej notować takie wyniki. Nie jest łatwo, ale będę na to czekał do końca. Jeden bieg poszedł nie po mojej myśli. Wjechałem na studzienkę, zabrało mi nogę i Kacper Gomólski minął mnie po krawężniku. Taki jest żużel i nic na to nie poradzimy. Tor był torem, motor motorem, a ja wygrałem i jestem z tego zadowolony.
Bałeś się po porażce z Kacprem Gomólskim, że w ostatnim wyścigu upadniesz lub wjedziesz w taśmę?
- Już myślałem że tak będzie, bo zawsze jakąś literkę zrobię. Trzeba jechać tak jak teraz i zwyciężać.
Zwycięstwo zapewniłeś sobie w ostatnim wyścigu z Szymonem Woźniakiem…
- Jak wszedłem pod Szymona i wyszedłem jako pierwszy, to już jechałem asekuracyjnie, żeby nic mi się nie stało, aby dojechać z trzema punktami.
Tym zwycięstwem dołączyłeś do triumfatorów Brązowego Kasku z Gdańska – Mirosława Berlińskiego i Jarosława Olszewskiego, czyli do osób, które też tobie pomagali w karierze. Masz szansę pójść ich śladem?
- Zobaczymy jak to będzie. Z roku na rok może być coraz lepiej, a równie dobrze mogę się zatrzymać w rozwoju. Nie myślę o tym, bo chcę się rozwijać.
Już niedługo czekają ciebie kolejne ważne zawody młodzieżowe – finał MDMP. Po finale Brązowego Kasku pokazałeś, że gdański tor nie jest ci straszny, bo czasami różnie sobie na nim radziłeś.
- Nie jest mi straszny, ale ogólnie nie lubię tutaj jeździć (śmiech, dop. red.). Wolałbym, żeby ten finał odbył się gdzie indziej, ale trzeba w nim wygrać, a minimum stanąć na podium.
Podczas gdy drużyna ligowa radzi sobie słabo, zdobyliście srebrne medale w Lidze Juniorów, wygrałeś Brązowy Kask, a miniżużlowcy Wybrzeża po raz kolejny zdobyli medale w Drużynowych Mistrzostwach Polski, tym razem srebrne. Z czego to wynika?
- Nawzajem sobie pomagamy i tworzymy jedność. Mamy w składzie dwóch młodych zawodników - Patryka Beśko i Dominika Kossakowskiego. Widać, że robią stałe postępy i jesteśmy z tego powodu bardzo zadowoleni. Wraz z Marcelem Szymko musimy zrobić swoje i oni muszą dorzucić cenne punkty. Wtedy na pewno staniemy na podium w Młodzieżowych Drużynowych Mistrzostwach Polski.
Twoje zwycięstwo w Brązowym Kasku może przyciągnąć kibiców na najważniejsze mecze w sezonie - z Betardem Spartą Wrocław.
Może to zadziała jako chwyt marketingowy. Pokazałem klasę i chciałbym, aby jak najwięcej kibiców przyszło na mecz ze Spartą, abyśmy zostali w ENEA Ekstralidze i walczyli nawet o medal, bo na pewno na to nas stać.
Jak oceniasz wasze szanse w niedzielnym meczu?
- Na pewno będzie dużo lepiej niż wcześniej. Wtedy jechałem na wrocławskim torze po raz pierwszy. Dodatkowo do drużyny dołączył Piotrek Świderski, który jeździ coraz lepiej. Jak każdy dołoży cenne punkty, to możemy zremisować, a nawet zwyciężyć na wyjeździe.
Za tobą pierwszy pełny sezon ligowy. Jest tak jak chciałeś, czy jednak mogło być lepiej?
- Niektóre mecze wyszły mi tak jak chciałem, a o niektórych wolałbym zapomnieć, bo były tragiczne. To był mój pierwszy sezon, który mógł być lepszy, choć z pewnością nie jest najgorszy. Ważne, że odjechałem go cało i zdrowo.
Prawdopodobnie nie zostaniesz powołany na finał Drużynowych Mistrzostw Europy Juniorów. Jak byś to skomentował?
- Zobaczymy jak trener Dobrucki to zinterpretuje. Jak mnie powoła to powoła, jak nie to nie.
Jak byś tam nie pojechał, to miałbyś więcej czasu na przygotowanie się do meczu we Wrocławiu…
- To fakt. Teraz mamy zaplanowane treningi w Rawiczu i w Zielonej Górze. Chcemy dać z siebie wszystko.
Twoje dobre wyniki z pewnością zachęcą niektóre kluby do próby wyciągnięcia ciebie z Wybrzeża. Gdańscy kibice mają prawo obawiać się, że zabraknie cie w przyszłym sezonie?
- Nie, nie mają się co obawiać.